[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mnóstwo ludzipodobno pyta³o o nas i nawet milicja by³a.- Ale zostawi³am tu w ogródku jedn¹ tak¹ - rzek³a na zakoñczenie relacji, dumnaz siebie i pe³na satysfakcji.- I ona wszystkim odpowiada³a, ¿e pañstwopojechali do Cieszyna.Co to siê sta³o, ¿e pañstwo ju¿ z powrotem?- Naszej siostry tu nie by³o? - spyta³a na to moja mamusia niespokojnie.- A tego to ja nie wiem, bo mnie nie by³o.Tu jedna taka siedzia³a w ogródku iona mówi³a, ¿e by³o du¿o ludzi.- Mo¿e ktoœ zostawi³ jak¹œ wiadomoœæ?- A nie wiem, mo¿liwe, ¿e zostawi³, ona mi nie mówi³a.Zaczê³o nam siê robiæ na przemian zimno i gor¹co.Za¿¹daliœmy bezpoœredniegokontaktu z jedn¹ tak¹ z ogródka.Okaza³o siê, ¿e jest to dziewuszyna wnieokreœlonym wieku, tak miêdzy 14 i 20 lat, œrednio rozgarniêta.Przybieg³a zs¹siedztwa, wielce przejêta pe³nion¹ przez pó³tora dnia funkcj¹, i zda³a namrelacjê ze wszystkich wizyt.O milicjancie, który pyta³ o nas, mówi³a g³osempe³nym zgrozy, wyraŸnie zdziwiona, a nawet wrêcz zgorszona, ¿e nie okazujemystrachu.Zaraz potem bez najmniejszego trudu uda³o jej siê potê¿nie namiwstrz¹sn¹æ, opowiedzia³a bowiem o babie.Baba mianowicie jakaœ by³a, razwczoraj, a raz dzisiaj, z³oœci³a siê, ¿e nikogo nie ma, a jeszcze gorzejz³oœci³a siê na wieœæ, i¿ pojechaliœmy do Szczecina.- Dok¹d? - wyrwa³o siê równoczeœnie mojej mamusi i Lucynie.- Do Szczecina - powtórzy³a dziewuszyna dobitniej i ci¹gnê³a relacjê dalej.Baba owa wygl¹da³a bardzo dziwnie.Chustkê mia³a na g³owie ca³kiem jak œcierka,a na twarzy wielkie, czarne okulary.W spodniach by³a i w czerwonych butach.Z piersi ca³ej rodziny wydar³ siê zbiorowy jêk.Ojciec nie stanowi³ wyj¹tku,dziewuszyna opowiada³a bowiem krzykliwie, a zatem wszystko doskonale s³ysza³.Upewniliœmy siê jeszcze raz, czy dobrze rozumiemy.- I tyœ jej, moje dziecko, powiedzia³a, ¿e pojechaliœmy gdzie? - spyta³a Lucynag³osem elegancko •wychowanej jaszczurki.- Do Szczecina?- No ty¿ mówiê, do Szczecina.- Do Szczecina, a nie do Cieszyna?- No do Szczecina, ty¿ mówiê.- Ale mia³aœ mówiæ, ¿e do Cieszyna!- Przecie¿ to wszystko jedno - zdziwi³a siê dziewuszyna, najwidoczniej doœæs³abo obeznana z geografi¹ ojczystego kraju.Dopiero po doœæ d³ugiej chwili uda³o nam siê jako tako opanowaæ wstrz¹s iprzyj¹æ do wiadomoœci dalsze informacje.Dwa razy by³ jakiœ m³ody, a dwa razystary, a raz jeszcze jedna baba, wielka i gruba, w spodniach i w bluzce wgrochy.Grochy by³y zielone.A raz by³ jeszcze jeden m³ody, ale inny ni¿ ten,który by³ dwa razy.Wszyscy bardzo siê martwili, ¿e nas nie ma, a najwiêcej tosiê z³oœci³a ta w chustce co by³a jak œcierka.- Ona ty¿ tak myli³a, Szczecin czy Cieszczyn, czy jakoœ tam - doda³adziewuszyna, pe³na wyraŸnej dezaprobaty dla wad naszej dykcji.- Jedyna nadzieja, ¿e Teresa domyœli³a siê, ¿e to chodzi o Cieszyn, a nie oSzczecin - powiedzia³a ze smêtn¹ rezygnacj¹ Lucyna, kiedy ju¿ zakoñczyliœmyindagacjê i zmywaliœmy z siebie resztki zaskorupia³ego b³ota.- No i co ci z tej nadziei, w Cieszynie te¿ nas nie ma - zauwa¿y³am krytycznie.- To zawsze tak wychodzi, jak siê w po³owie zmienia plany.Moja mamusia konsekwentnie kontynuowa³a awanturê.Ona jedna nie tapla³a siê wmokrad³ach i dysponowa³a pe³ni¹ wigoru.- Gdybyœmy tu byli wczeœniej, spotkalibyœmy j¹ wreszcie! To nie, zachcia³o wamsiê gdzieœ lataæ! Kto wam kaza³ topiæ siê w bagnie, wszystko przez Janka,wymyœli³ sobie idiotyczne ryby! Bêdziemy siê tak szukaæ do s¹dnego dnia!- Mia³aœ przecie¿ jeœæ ryby, jesteœ na diecie, chcia³em ci z³apaæ rybê -t³umaczy³ siê ojciec, bardzo zmartwiony.- No i z³apa³eœ, rzeczywiœcie, ca³ego rekina! JedŸmy do tego Cieszyna wreszcie,ona ju¿ tam na pewno jest!- A je¿eli uwierzy³a w ten Szczecin? - powiedzia³a Lucyna ostro¿nie.- Ipojecha³a do Szczecina?- To jedŸmy do Szczecina! Zaprotestowa³am bardzo kategorycznie.- I uwa¿asz, ¿e co, siedzi tam na rynku i czeka na nas? Czy mo¿e na dworcukolejowym? Jak j¹ tam chcesz znaleŸæ?! Musia³aby upaœæ na g³owê, ¿eby jechaæ doSzczecina!- Mo¿e upad³a.- podsunê³a Lucyna.Sytuacja gmatwa³a siê coraz bardziej.Teresa najwyraŸniej w œwiecie usi³owa³aznaleŸæ nas tak samo jak my j¹.Znów nam zniknê³a niejako sprzed nosa, wdodatku teraz ju¿ zupe³nie nie by³o wiadomo, dok¹d mog³a siê udaæ.Na domiarz³ego dopytywa³ siê o ni¹ dwa razy m³ody i dwa razy stary.Nieobecna gosposianie mog³a stwierdziæ, czy ów stary by³ tym samym podejrzanym osobnikiem,którego niepotrzebnie wpuœci³a, czy te¿ by³ to ktoœ inny, co do pojazdów zaœdziewuszyna twierdzi³a, ¿e owszem, du¿o ich warcza³o.Po namyœle uznaliœmy, i¿ logika wskazuje na Cieszyn.Teresa niew¹tpliwieodgad³a, ¿e z tym Szczecinem to pomy³ka, dowiedzia³a siê, ¿e pojechaliœmy doCieszyna i si³¹ rzeczy powinna by³a pod¹¿yæ tam za nami.W zaistnia³ej sytuacji- przed nami.-W ka¿dym razie konsekwentnie musimy równie¿ tam siê udaæ.Nazajutrz rano ponownie wyruszywszy w tê sam¹ trasê, znów po drodze wst¹pi³amna milicjê w K³odzku, nie bacz¹c na protesty rodziny, która uwa¿a³a, ¿e terazju¿ nie warto.Odszuka³am zastêpcê komendanta, znanego mi z poprzedniejrozmowy.Zastêpca komendanta spojrza³ na mnie dziwnie, spiesznie oznajmi³, ¿enie ma ani chwili czasu, bo musi natychmiast wyjœæ, i odes³a³ mnie do starszegosier¿anta, przydzielonego do tej sprawy.Starszy sier¿ant dla odmiany wcale namnie nie patrzy³, starannie omija³ wzrokiem miejsce, w którym siê znajdowa³am,za to informacji udzieli³ œcis³ej i konkretnej.- Ta obywatelka ¿yje i jest w najlepszym zdrowiu - rzek³ zimno.- Turystykêuprawia, wolno jej i nie ma ¿adnej potrzeby jej szukaæ.Wykroczeñ nie pope³nia,rodzinê ma du¿¹, pe³noletnia jest, nikt tu jej nie bêdzie ³apa³ i nigdziesprowadza³.Zaburzeñ umys³owych nie stwierdzono, tak¿e samo z pamiêci¹ u niej wporz¹dku.Przyjdzie czas i bêdzie chcia³a, to wróci, a nie, to nie.WypowiedŸ, acz dok³adna, wyda³a mi siê dziwnie zagadkowa.Mimo najszczerszychwysi³ków nic wiêcej nie zdo³a³am z niego wydêbiæ.Z milicj¹ na ogó³ bywam w jaknajlepszych kontaktach, uzyskujê wszelk¹ pomoc i spotykam siê ze zrozumieniem,ale tym razem najwyraŸniej w œwiecie zosta³am zbyta byle czym.Miejsce pobytuTeresy nie zosta³o mi wyjawione, starszy sier¿ant w kó³ko powtarza³ to samo, zwyrazem twarzy pe³nym ju¿ nie niesmaku, ale wrêcz wstrêtu i obrzydzenia.W¿aden ¿ywy sposób nie mog³am dojœæ, co ta Teresa namiesza³a, i nie wiadomo, jakd³ugo trwa³abym w stanie œmiertelnego zdumienia i niepokoju, gdyby nieprzypadek, który nagle wyjaœni³ osobliwe stanowisko milicji.Opuszczaj¹c komendê, dosz³am do wniosku, ¿e skoro ju¿ tu jestem, budynek zaœrobi przyzwoite wra¿enie, mogê wykorzystaæ to miejsce wszechstronnie.Zawróci³am od wyjœcia i w miarê mo¿noœci dyskretnie odszuka³am damsk¹ toaletê.W momencie kiedy zamierza³am j¹ opuœciæ, na korytarzu tu¿ pod uchylonymidrzwiami us³ysza³am rozmowê.Uczestniczy³ w niej mój starszy sier¿ant i jakiœjego kolega.- Co za cholerne ludzie - mówi³ starszy sier¿ant.- Jak ju¿ maj¹ krewnego zAmeryki, pazurami by go rozszarpali.Kobita im siê urwa³a, pewno niewytrzyma³a, zaraz rejwach robi¹ na ca³e województwo.Pewno chce sobie spokojniepojechaæ, gdzie jej siê podoba, a ci by na ³añcuchu j¹ trzymali [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •