[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po co zatruwać ludziom ostatnie godziny życia? Wystarczy, że my wszyscy tutaj w ośrodku już od kilku dni żyjemy jak skazańcy.— I to pan… pan powiedział, że już niczego nie da się zmienić?! — jęknął pechowiec.— A co za różnica, kto powiedział? — nieoczekiwanie wybuchnął Joy.— Niech pan zrozumie: przecież to koniec! Koniec wszystkiego, raz na zawsze! Oczekiwanie może przyprawić o szaleństwo.Żeby już było po wszystkim!…— A więc po to pan mnie tu zaprosił! — powiedział cicho Ersie.— Chciał mi pan udowodnić, że w obliczu powszechnej katastrofy moje cierpienia po prostu tracą sens.Wspaniały pomysł!— Co z panem, Ersie?— Co z panem, Joy? Oszukał mnie pan! Nie, nie, to ja sam się oszukałem.Kolejna „przyjemna” niespodzianka.Łańcuch moich niepowodzeń ani myślał się skończyć.No cóż, znowu pomyłka!Ostatnich słów rozmówca nie usłyszał, gdyż były to tylko nie wypowiedziane na głos myśli.„To oczywiste, że Joy wcale nie jest Wyjątkowym! Co ja takiego znalazłem w jego twarzy? Piętno skazańca? Każdy je tutaj nosi.Gdyby tak teraz opowiedzieć Joyowi, jak się na nim zawiodłem, to może byłoby mu lżej w ostatnich minutach życia.Mielibyśmy się z czego pośmiać.Nie, to nie jest śmieszne… Eee tam, z samego siebie mogę śmiać się do woli! Przecież to boki można zrywać z takiego pecha! Ale nikt już się o tym nie dowie.Szkoda jednak, że nie pozostanie po mnie nawet cień uśmiechu na czyjejś twarzy.Śmieję się, bo jeszcze nie wierzę w bliskość nieuchronnego końca.A czyż można w to uwierzyć, skoro tak lekko się oddycha?Ale ci ludzie, ci geniusze prognoz… Im mogę wierzyć, wszystkim mogę wierzyć oprócz siebie.Dość! Niepowodzenia też mogą czegoś nauczyć.Pora wyciągnąć wnioski.Stwarzamy w sobie niepowtarzalny świat.Nic nie można na to poradzić, że taki jak ja musi termin „niepowtarzalny” zawsze pojmować zbyt dosłownie.Chwileczkę! Czy aby nie w tym kryje się to, co przeszkadza Kroczyć drogą, przetartą w mojej wyobraźni? Kiedy widzę wszystko, co winno się zdarzyć… Nie, „widzę” nie jest właściwym słowem: to dzieje się we mnie naprawdę… Ale tego już za wiele! Wystarczy mi jeden mit o Wyjątkowym.Chciałbym spotkać tego informatora, który wymyślił taki średniowieczny pseudonim.Gdyby Wyjątkowy istniał naprawdę, już samo to przezwisko kazałoby mu stronić od ludzi.Dajmy spokój informatorowi! To już nie ma żadnego znaczenia.Jak sądzisz, co się właściwie wydarzy? Jak to będzie przebiegać? Co się ze mną dzieje?! Znów żałosne proroctwa? A niech tam! Są przyzwyczajenia, z których nie sposób zrezygnować.Jestem człowiekiem i myślenie jest dla mnie taką samą koniecznością, jak oddychanie.Chęć uzyskania nie znanej informacji nie opuści mnie do końca.Spokojnie, trzeba się skupić, to najważniejsze.Jeszcze spokojniej… Jeszcze… Tak.No, chyba się zaczęło… Znów pęka głowa i serce łomoce jak oszalałe.Ale dzięki temu mogę wszystko ogarnąć.Oto ona, czarna macka celująca w samo serce! Wybuch entropii — znika ciepło i ruch.Gaśnie rozum.Ostatni błysk życia — stężałe zdumienie.Skupisko gwiazd rozpływa się obłokiem pyłu kosmicznego — popiołem przestrzeni… Już jest! W jednej chwili tyle bólu… Trzymaj się!… Żeby tylko nie stracić przytomności…A teraz idź, biegnij do przodu — od razu i jak najszybciej, jak zawsze! Nie pomiń żadnej możliwości, żadnego szczegółu! Wszystko utrzymaj w sobie!”To, co się teraz z Ersiem działo, nie da się wyrazić żadnymi słowami.Ginęła w nim, rozpadała się cała Galaktyka, a ostatnie uderzenia miliardów serc odzywały się potwornym bólem w jego sercu.Tylko odczuwany ból przekonywał go o tym, że sam jeszcze żyje…Ersie otworzył oczy.Przez szum w uszach usłyszał czyjś oddech, owionął go zapach lekarstw.Spojrzał prosto przed siebie.— On żyje! Żyje! — wykrzyknął znajomy głos Joya.— Doktorze, otworzył oczy!— Ciszej! Proszę o spokój — powiedział lekarz.— Pozwólcie mu oprzytomnieć.Chory dojrzał wreszcie podnieconą twarz astronoma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]