[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydaje mi się, że jestem najbardziej pozytywistycznym uczonym, jakiego można znaleźć w całym dorzeczu Missisipi.Kiedy mówię jakiemuś studentowi, że jego twierdzenie jest z gruntu fałszywe, potrafię nadać moim słowom niemal obsceniczne brzmienie.Student rumieni się i serdecznie mnie nienawidzi, ale czynię to wyłącznie dla jego dobra.Nauka jest bezpieczną grą dopóty, dopóki pozostaje całkowicie czysta.Robię wszystko, żeby taką pozostała, i jak dotąd nie spotkałem jeszcze studenta, z którym nie dałbym sobie rady.Zupełnie inna sprawa z moim synem, z oczu, włosów i cery podobnym jak dwie krople wody do Helen.Nadaliśmy mu imiona Owen Lewis.Od samego początku uczył się czytać z rzeczowych, sterylnych książeczek dla dzieci.W całym domu nie ma ani jednej książki z bajkami, ale za to jest moja naukowa biblioteka.Owen tworzy sobie bajki z nauki.Obecnie przy pomocy Jeansa i Eddingtona zajmuje się czasem i przestrzenią.Prawdopodobnie nie rozumie nawet dziesiątej części tego, co czyta, a w każdym razie nie w taki sposób, w jaki ja to robię, ale jestem pewien, że rozumie to jakoś inaczej, po swojemu.Nie tak dawno powiedział do mnie coś takiego:- Wiesz, tatusiu, że nie tylko przestrzeń się ciągle rozszerza? Czas też.I właśnie dlatego coraz bardziej oddalamy się od tego, co było kiedyś.A teraz muszę mu wyjaśnić, co robiłem w czasie wojny.Wiem, że stałem się wtedy mężczyzną i znalazłem żonę, choć nadal nie wiem, jak to się właściwie stało i mam nadzieję, że nigdy tego nie zrozumiem.Owen odziedziczył po matce wielką, niespożytą ciekawość.Boję się, boję się, że on zrozumie.Richard M.McKenna urodził się 9 maja 1913 roku w niewielkiej miejscowości Mountain Home na terenie stanu Idaho.Z wykształcenia anglista, po ponad dwudziestoletniej służbie w marynarce wojennej Stanów Zjednoczonych zajął się pisarstwem.Nie miał jednak wielkiego dorobku; poza nielicznymi opowiadaniami, w większości zebranymi w tomie Casey Agonistes and Other Science Fiction and Fantasy Stories (1973), napisał jeszcze tylko powieść niefantastyczną The Sand Pebbles, nagrodzoną w roku 1963 Harper Prize.W roku 1966 otrzymał Nebulę za zamieszczone tu opowiadanie; nagrody tej jednak nie mógł już odebrać, zmarł bowiem 1 listopada 1964 roku.W.B.Jacek InglotSmog nad TokyoramąPoczątkowo na horyzoncie, dokładnie na linii styku morza i nieba, pojawiła się niewielka, ciemna plamka.Rosła w oczach, rozciągając na boki i grubiejąc pośrodku, aby w końcu przekształcić się w masywną, ciemną chmurę.W szyby uderzył pierwszy, jeszcze słaby podmuch.Chmura na horyzoncie potężniała.Pojawiły się niewielkie wypustki, które wicher odrywał od głównej masy ł ciskał skłębione gdzieś w dół.Wstawały jednak następne, grubsze i czarniejsze, uparcie pełznąc wzdłuż linii horyzontu.Chmura zajmowała już trzecią część nieboskłonu, coraz czarniejsza i gęściejsza w środku; widać było, jak wypluwa z siebie czarne kłęby, które wznosząc się do góry zajmowały coraz to nowe obszary czystego powietrza.Cały horyzont był już tylko nieogarniętym obszarem brunatnej ciemności, jedynie u samej góry majaczył jeszcze wąski pas błękitu.Dopiero teraz zawyły syreny ostrzegawcze, a latarnie zaczęły mrugać czerwonym światłem.Wiatr zawył wścieklej i przed szybą pojawił się wir szarego dymu.W tym momencie chmura pożarła resztkę światła i w zapadłej nagle ciemności chlusnęła na miasto smolistym deszczem.Szybę błyskawicznie pokryła sieć oleistych kropel.Osiadały warstwa za warstwą, coraz brudniejsze, lepkie i kleiste, pochłaniając ostatki czerwonego, alarmowego blasku z ulicy.Za szkłem rozpoczął się obłąkańczy taniec zgęstków ciemności, pędzących z niesamowitą prędkością przed siebie i rozgniatanych o lustrzane ściany wieżowców.Chmura objęła miasto w posiadanie.Nicholas Pryer odwrócił się od okna.Zresztą, nie było już po co dalej patrzeć, ponieważ automatycznie włączyło się oświetlenie i szyba zmieniła się w taflę błyszczącej smoły.Davidson obserwował to z rozbawieniem.- To pewnie pana pierwszy smog w Tokyoramie? - spytał.Pryer wzruszył ramionami.- Widywałem już coś podobnego w Londynie.- I sam pan przyzna, że nie ma tu porównania.To coś specjalnego, smrody z kantońskich fabryk i Szanghaju, które zbierają się nad Morzem Wschodniochińskim i co jakiś czas gnane są zachodnim pasatem aż tutaj.Wygląda to dość efektownie.- Owszem - przyznał Pryer.- Wróćmy jednak do sprawy.Co właściwie wiadomo o tym człowieku?- Niewiele - Davidson od niechcenia zajrzał do leżącego przed nim skoroszytu.- Facet jest bardzo dyskretny, jeśli chodzi o szczegóły dotyczące swojej osoby.Pochodzi prawdopodobnie gdzieś z zachodniego Sinkjangu, tak przynajmniej podawała prasa.W Tokyoramie pojawił się dwa lata temu, akurat na początku gorączki Shogun Game, z bhutańskim paszportem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •