[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podtrzymywała Mgłę na podołku i uspokajała ją.Kobra owinęła się wokół szczupłej talii Wężycy, wchłaniając ciepło jej ciała.Kiedy odczuwała głód, okazywała większą nerwowość niż zwykle, a teraz była głodna, podobnie jak Wężyca.Idąc przez czarną pustynię znajdowały wystarczająco dużo wody, ale pułapki Wężycy pozostawały puste.Było lato, gorąco i wiele futrzastych przysmaków Piaska i Mgły zapadało w sen letni.Kiedy węże przestawały regularnie jeść, Wężyca także zaczynała pościć.Zauważyła z żalem, że Stavin był teraz bardziej przestraszony.— Przykro mi, że musiałam odesłać twoich rodziców — rzekła.— Nie długo będą mogli wrócić.Jego oczy błyszczały od powstrzymywanych łez.— Kazali mi robić to, co powiesz.— Wolałabym, abyś płakał, jeśli możesz — rzekła Wężyca.— To nie takie straszne.Lecz Stavin chyba nie zrozumiał i Wężyca nie nalegała; wiedziała, że jego rodzina nauczyła się walczyć z oporną ziemią odmawiając sobie płaczu, odmawiając sobie żałoby, odmawiając sobie śmiechu.Nie pozwalali sobie na rozpacz i tylko na niewiele radości, ale przetrwali.Mgła uspokoiła się na tyle, że znieruchomiała.Wężyca odwinęła ją z talii i umieściła na posłaniu obok Stavina.Kiedy kobra się poruszyła, Wężyca poprowadziła jej głowę, wyczuwając napięcie potężnych mięśni jej szyi.— Dotknie cię językiem — powiedziała Stavinowi.— Może łaskotać, ale nie będzie bolało.Ona wącha językiem, tak jak ty nosem.— Językiem?Wężyca skinęła głową z uśmiechem, a Mgła śmignęła językiem pieszcząc policzek Stavina.Stavin nie wzdrygnął się; patrzył.Jego dziecięcy zachwyt wiedzą szybko pokonał ból.Leżał zupełnie bez ruchu, kiedy długi język Mgły muskał jego policzki, oczy, usta.— Poznaje smak twojej choroby — rzekła Wężyca.Mgła przestała się wyrywać z przytrzymującej ją dłoni i cofnęła głowę.Wężyca przysiadła na piętach i wypuściła kobrę, która spiralnym ruchem popełzła po ręce i ułożyła się na jej ramionach.— Idź spać, Stavinie — powiedziała Wężyca.— Spróbuj mi zaufać i nie bać się poranka.Stavin patrzył na nią przez kilka sekund szukając prawdy w jej bladych oczach.— Czy Trawa będzie mnie pilnować?Zaskoczyło ją to pytanie, a raczej ukryta w nim akceptacja.Odgarnęła mu włosy z czoła i uśmiechnęła się uśmiechem, który krył w sobie łzy.— Oczywiście.Podniosła Trawę.— Będziesz strzegł tego dziecka i stał na jego straży.Wąż leżał spokojnie w jej dłoni, a jego oczy odpowiedziały lśnieniem.Położyła go delikatnie na poduszce Stavina.— Teraz śpij.Stavin zamknął oczy i wydawało się, że życie z niego wypływa.Zmiana była tak wielka, że Wężyca wyciągnęła rękę, aby go dotknąć, ale zobaczyła, że oddycha, powoli, płytko.Otuliła go kocem i wstała.Nagła zmiana pozycji przyprawiła ją o zawrót głowy; zachwiała się, lecz odzyskała równowagę.Leżąca na jej ramionach Mgła naprężyła ciało.Wężycę piekły oczy, a jej widzenie było nienaturalnie ostre i czyste jak w gorączce.Dźwięk, który wydawało jej się, że słyszy, przybliżał się.Przezwyciężając głód i wyczerpanie odzyskała równowagę, schyliła się powoli i podniosła skórzaną torbę.Mgła dotknęła jej policzka czubkiem języka.Odchyliła połę namiotu i poczuła ulgę, że ciągle jeszcze trwała noc.Mogła wytrzymać gorąco, ale blask słońca wypalał ją i skręcał od środka.Musiała być pełnia; choć chmury wszystko przysłaniały, rozpraszały jednak światło, tak że niebo wydawało się szare od horyzontu po horyzont.Za namiotami wystawały z ziemi grupy bezkształtnych cieni.Tutaj, blisko granicy pustyni, była wystarczająca ilość wody, aby rosły kępy krzaków, dając schronienie i pożywienie rozlicznym stworzeniom.Czarny piasek, który błyszczał i oślepiał w świetle słonecznym, w nocy był jak warstwa miękkiej sadzy.Wężyca wyszła z namiotu i złudzenie miękkości zniknęło; jej wysokie buty zagłębiły się z chrzęstem w ostre twarde ziarenka.Rodzice Stavina czekali, siedząc blisko siebie pomiędzy ciemnymi namiotami skupionymi na skrawku piasku, z którego krzaki zostały wyrwane i spalone [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •