[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— A ty co, oszalałeś? Ja przecież tylko tak, żeby pogadać…— Wybacz — zmieszał się Andriej.— Te krystaliczne siostrzyczki już mi całkiem nerwy zszargały.Coś w nich jest, coś w nich pobrzmiewa, coś mi się zwiduje, ale nijak nie mogę zrozumieć co.Nie wierzę w ten wieczny spokój, nie wierzę…— Dziwak… Kto inny na twoim miejscu już by zestawiał jadłospis na uroczysty obiad z okazji habilitacji, a ty chcesz przeskoczyć samego siebie.Dowiodłeś nieobecności życia na planetach klasy ,,K”? Dowiodłeś.Potwierdziłeś słuszność teorii? Potwierdziłeś.Czego jeszcze chcesz? Przegonić samego Steinkopfa?— Nikogo nie chcę przeganiać, Alosza.Po prostu, gdzieś w tym ciągu dowodów jest błąd.Czuję to, ale dokopać się do niego nie mogę…Kriwcow wzruszył ramionami i chciał już odejść, ale Andriej zatrzymał go:— Zaczekaj, co ty tam mówiłeś o młódce?— O jakiej młódce?— No, o tej, całej z labiru…— A… Tylko tyle, że ta planetka jest najmłodsza ze wszystkich trzynastu.Nie ma jeszcze nawet dziesięciu miliardów lat… Tryska młodością…I znów coś zadrżało w mózgu, nie stając się nawet myślą — cień domysłu, drażniący przebłysk we mgle.Messa się zapełniła.Była tu prawie cała załoga, brakowało tylko kapitana.Andriej wrócił do stołu zostawiając portierę nie zaciągniętą.W jego stronę schylił się Miedwiediew — kierownik naukowy wyprawy:— Wszystko pan już zakończył, Andrieju Iljiczu?— Prawie.Został tylko witaskop w kwadracie 288–B.Pozostałe zdemontowałem.Rezultaty jak dawniej: pełny brak organiki.Trzynasta sterylna planeta.— No cóż… wygląda na to, że Steinkopf rzeczywiście ma rację.Wszystko się zgadza…— Coś za dokładnie się zgadza.Piotrze Jegoryczu.Tak dokładnie, że to aż budzi wątpliwości.Miedwiediew zmierzył biologa długim taksującym spojrzeniem:— Ma pan wątpliwości?— Właściwie nie… Wszystkie takty są bez zarzutu…— Dlaczego zostawił pan witaskop w kwadracie 288–B? To chyba koło Jeziora Białego?— Tak, to tam.Właściwie nie zdążyłem jeszcze tam dotrzeć… A potem… Może zostawimy go jeszcze na razie.Piotrze Jegoryczu?— Nie widzę sensu.Wątpię, żeby w bliskiej przyszłości przybyła tu jeszcze jedna ekspedycja.Nasza praca jest, jak sądzę, dosyć przekonująca we wszystkich aspektach.W tym także z punktu widzenia biologii.A zostawiać witaskop tylko dlatego, że nie chce się po niego lecieć, to, proszę mi wybaczyć, dość dziwaczne.Z każdego punktu widzenia.— Dobrze, Piotrze Jegoryczu.Sprzątnę witaskop.To jakieś dwie godziny lotu… Zaraz po zebraniu Rady.— Bardzo proszę, Andrieju Iljiczu, bardzo pana proszę.Andriej chciał zaprotestować, ale wstrzymało go spojrzenie, szarych oczu.Zawsze trochę się lękał Miedwiediewa.Po pierwsze, Miedwiediew był prawie dwa razy starszy od niego.Po drugie, Miedwiediew jest członkiem słynnej gwiezdnej ósemki Międzynarodowej Rady Kosmonautyki.A po trzecie… Po trzecie ten powściągliwy człowiek bynajmniej nie skłaniał do otwartości.Umiał zabijać milczeniem: nie ironią, nie dowodami, nie temperamentem, a właśnie milczeniem.Milcząc, nie przerywając, nie odwracając uważnych zimnych oczu słuchał tego, co do niego mówiono.Słuchał tak długo, aż mówiący zaczynał się plątać we własnych konstrukcjach logicznych.Kończyło się to zazwyczaj tym, że autor nowej romantycznej hipotezy wbrew własnej chęci logicznie i przekonująco obalał swoje własne twierdzenia.Tak samo teraz, ani słowa zarzutu: tylko spuszczone oczy i nienawistny pilniczek do paznokci, który zamigotał w zadbanych dłoniach stawiając krzyżyk na niedoszłym odkryciu…Nawet nie o to chodzi.Sześć miesięcy są razem.Siedmiu ludzi w żelaznej skorupie statku kosmicznego.Tysiące lat świetlnych od domu, nie od Ziemi, a od tej niewyobrażalnie małej drobinki gwiezdnego światła, którą się nazywa Systemem Słonecznym.Ich związek to więcej niż przyjaźń: wszyscy są sprasowani, ściśnięci, stopieni ciemnym ciężarem Wszechświata… Wszyscy są czymś jednym w siedmiu różnych wcieleniach, w siedmiu wariantach życzeń, wspomnień, rozumu…Wszyscy oprócz Miedwiediewa.W nim jest coś kosmicznego.Może właśnie to chłodne, bezlitosne, pozbawione życia milczenie?Pozbawione życia milczenie… Trzynaście planet–bliźniaków, które nie chcą mówić… Dlaczego?Kątem oka Andriej zobaczył w drzwiach uśmiechniętego kapitana — melancholijnego Łotysza, który zaczynał jeszcze na podświetlanych plazmowych landarach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •