[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt z chiñskiego rz¹du i partii nie s³ysza³ ani o„Cesarzowej", ani o jej ³adunku.Castilla œcisn¹³ grzbiet nosa i zmru¿y³ oczy.To dziwne, prawda? W Pekinie zwykle a¿ huczy od plotek i spekula­cji.Doszliœmy z pu³kownikiem Smithem do wniosku, ¿e Pekin, mo¿e o tym nie wiedzieæ.Prezydent uniós³ brwi.Chcesz powiedzieæ, ¿e to przedsiêwziêcie.prywatne? Lukratywna transakcja?Z pewnymi komplikacjami.Uwa¿amy, ¿e zamieszany jest w ni¹ wy­ soki urzêdnikpekiñski, mo¿e nawet ktoœ z biura politycznego.Castilla gor¹czkowo myœla³.Korupcja? Kolejny Chen Xitong?Tak, to mo¿liwe.Mo¿liwe jest równie¿, ¿e to rezultat wewnêtrznej walki ow³adzê, co.Niekoniecznie musi byæ dla nas korzystne.W³aœnie, panie prezydencie.Castilla zamilk³ i pogr¹¿y³ siê w zadumie.Klein te¿.Bawi¹c siê fajk¹,nieœwiadomie wyj¹³ kapciuch i dopiero wtedy zda³ sobie sprawê, co robi.Szybkoschowa³ go do kieszeni.Prezydent dŸwign¹³ siê wreszcie z wygodnego fotela i zacz¹³ kr¹¿yæ po pokoju,plaskaj¹c kapciami o dywan.- Pekin o tym wie czy nie wie, w¹tpiê, czy to jakaœ ró¿nica.Zareaguj¹ taksamo.Bez wzglêdu na ³adunek „Cesarzowej" powiedz¹, ¿e ich statki maj¹ p³ywaæ,gdzie chc¹, i przewoziæ, co im siê ¿ywnie podoba.Wci¹¿ jest tylko jedensposób, ¿eby uniemo¿liwiæ Chiñczykom dostarczenie tych chemikaliów do Iraku bezmiêdzynarodowej konfrontacji i wynikaj¹cych z niej skutków.- Wiem, panie prezydencie.Musimy mieæ ten manifest, ¿eby udowod­niæ œwiatu - iChinom - ¿e nie dzia³amy pospiesznie.Ale je¿eli Pekin nie jest w to zamieszanyi nie wie, co przewozi „Cesarzowa", gdy ju¿ zdobê­dziemy manifest, Chiñczycypowinni pójœæ z nami na wspó³pracê.Ze­chc¹ pokazaæ wszystkim, ¿e s¹odpowiedzialni, ¿e zale¿y im na miêdzy­narodowym pokoju jak ka¿demu innemupañstwu.Przynajmniej mam tak¹ nadziejê.- Castilla wci¹¿ chodzi³ nerwowo tam iz powrotem, jak cz³owiek zapl¹tany w niewidzialn¹ sieæ.Klein uwa¿nie goobserwowa³.- Czy to dobry moment na najnowsze doniesienia o DavidzieThaye­rze?Castilla gwa³townie przystan¹³.Tak, oczywiœcie.Wiesz coœ nowego?Wed³ug jednego z moich chiñskich agentów, ta wiêzienna farma jest s³abostrze¿ona.Mo¿liwe, ¿e uda nam siê przemyciæ tam kogoœ, kto na­ wi¹¿e z nimkontakt, sprawdzi, w jakim jest stanie i czego chce.Dobrze - odrzek³ ostro¿nie prezydent.Nie zacz¹³ ponownie chodziæ.Wci¹¿ sta³ w miejscu.Klein wyczu³, ¿e siê waha.Czy rozwa¿a pan mo¿liwoœæ przeprowadzenia akcji ratunkowej?Jak sam wspomnia³eœ, jeœli Pekin nie ma nic wspólnego z wys³a­niem „Cesarzowej"do Iraku i jeœli zdobêdziemy niepodwa¿alny dowód, ¿e statek ten przewozi to, coprzewozi, niewykluczone, ¿e Chiñczycy ze­chc¹ z nami wspó³pracowaæ.Ale tajnaoperacja ratunkowa, której rezul­tatem bêdzie potêpienie ich przed ca³ymœwiatem, doprowadzi Pekin do sza³u.Tak, to fakt - przyzna³ Klein.Nie mogê nara¿aæ na niebezpieczeñstwo ani kraju, ani uk³adu z Chi­nami.Nie bêdzie pan musia³.Mo¿emy wys³aæ tam oddzia³ cywilny, z³o¿o­ny z samychochotników.Gdy tylko uznaj¹, ¿e grozi im wpadka, przerw¹ misjê.Dziêki temubêdzie pan móg³ wszystkiemu zaprzeczyæ.Dasz radê zebraæ tylu dobrze wyszkolonych cywilów?Ilu pan tylko zechce.Castilla opad³ ciê¿ko na fotel.Za³o¿y³ nogê na nogê i potar³ podbródek.Sam nie wiem.Historia nie jest ³askawa dla tego rodzaju wypraw.To ryzykowne, przyznajê, ale znacznie mniej ryzykowne ni¿ opera­cja wojskowa.Zdawa³o siê, ¿e prezydent zaczyna siê z tym zgadzaæ.A wiêc najpierw wys³a³byœ tam kogoœ, ¿eby nawi¹za³ kontakt z Thaye­rem, tak?Trzeba sprawdziæ, czy ten cz³owiek w ogóle chce, ¿eby go ewa­kuowano.Mo¿ewola³by zaczekaæ, a¿ podpiszemy uk³ad?Tak, to te¿, poza tym musielibyœmy przeprowadziæ dok³adne roz­poznaniewojskowo-terenowo-lokalizacyjne, poznaæ wszystkie szczegó­³y.- Dobrze, masz moj¹ zgodê.Ale bez dalszych konsultacji nie rób nic wiêcej.To oczywiste, panie prezydencie - odrzek³ Klein.Tak.- Castilla spojrza³ na niego z powag¹.- Pewnie ju¿ przed laty straci³nadziejê, ¿e wróci do domu.¯e kiedykolwiek zobaczy ojczyznê.Tak, bardzo bymchcia³ go stamt¹d wydostaæ.Sprawiæ, ¿eby swoje ostat­nie lata spêdzi³spokojnie i wygodnie.W domu.- Prezydent omin¹³ Kleina wzrokiem i popatrzy³ wdal.- By³oby mi³o spotkaæ w koñcu swego ojca.- Wiem, Sam.Wymienili spojrzenia.Takie ponad przepaœci¹ lat, jak bliscy przyjaciele.Prezydent westchn¹³ i ponownie przetar³ oczy.Klein wsta³ i cicho wyszed³.15 wrzeœnia, pi¹tekHongkongAzjatycka siedziba Donk & LaPierre S.A.zajmowa³a trzy piêtra nowe­go,czterdziestojednopiêtrowego wie¿owca w Centrum, g³Ã³wnej dzielni­cy handlowejHongkongu.Dwiema pozosta³ymi dzielnicami œródmieœcia by³y Admirality iWanchai, niegdyœ dzielnica domów publicznych.Wiêk­szoœæ drapaczy chmurzbudowano w ostatnich latach w³aœnie tam, w Cen­trum i Admirality, natomiast nazachód od Centrum wznoszono budynki ni¿sze i nieustannie modernizowano starsze.Po drugiej stronie najwê¿­szego przesmyku w porcie Victoria, ju¿ na sta³yml¹dzie, by³ Kowloon, dzielnica zawsze ruchliwa i têtni¹ca ¿yciem.Punktualnie o dwunastej w po³udnie w gabinecie Claude'a Marichala zadzwoni³telefon.Ale nie by³ to telefon stoj¹cy na jego biurku ani ten na stoliku przyfotelu dla wa¿nych interesantów - rozmowy z tych apara­tów zawsze przechodzi³yprzez centralê.Zadzwoni³ telefon wewnêtrzny, taki bez tarczy.Sta³ natrzyrzêdowej pó³ce na ksi¹¿ki pod oknem za biur­kiem.Zaskoczony Marichal upuœci³ pióro, zakl¹³, zrobiwszy kleksa na jakimœdokumencie, odwróci³ siê z fotelem i podniós³ s³uchawkê.Tak? Czy mogê w czymœ pomóc?Owszem, jeœli rozmawiam z panem Jonem Donkiem.S³uchawka omal nie wypad³a mu z rêki.S³ucham? Tak.Ale¿ tak, tak, oczywiœcie.- Wstrz¹œniêty Marichal wzi¹³ g³êbokioddech.- Proszê chwileczkê.Zaraz go poproszê.- Po³o­ ¿y³ s³uchawkê napó³ce i.ponownie j¹ podniós³.- To mo¿e trochê po­trwaæ, proszê zaczekaæ.Zaczekam, ile bêdê móg³.Marichal odwróci³ siê nieprzytomnie, chwyci³ s³uchawkê telefonu na biurku iwybra³ numer.- Panie dyrektorze? Ktoœ dzwoni na prywatn¹ liniê i pyta o pana Don­ka.O Donka?Tak, o Donka.To nie Yongfu ani McDermid?Nie, absolutnie.Niech pan go zagada i przetrzyma.Spróbujê.- Marichal od³o¿y³ s³uchawkê i ponownie siêgn¹³ po s³u­chawkêtelefonu na pó³ce.- Bardzo mi przykro, ale nie mo¿emy go zna­leŸæ.-Powiedzia³ to lekko, przyjaŸnie i us³u¿nie, a przynajmniej próbo­wa³.- Alemo¿e ja bêdê móg³ w czymœ pomóc [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •