[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W dyrdy, psia mac!- Hej, poczekajcie! - Jaskier zarzucil lutnie na ramie.- Geralt! Wez mnie nakonia!- Wskakuj!Wawóz konczyl sie usypiskiem jasnych skal, coraz rzadszych, tworzacychnieregularny krag.Za nimi teren opadal lekko na trawiasta, pagórkowata hale,ze wszystkich stron zamknieta wapiennymi scianami, ziejacymi tysiacami otworów.Trzy waskie kaniony, ujscia wyschlych strumieni, otwieraly sie na hale.Boholt, który pierwszy docwalowal do bariery glazów, zatrzymal nagle konia,stanal w strzemionach.- O, zaraza - powiedzial.- O, jasna zaraza.To.to nie moze byc!- Co? - spytal Dorregaray podjezdzajac.Obok niego Yennefer, zeskakujac z wozuRebaczy, oparla sie piersia o skalny blok, wyjrzala, cofnela sie, przetarlaoczy.- Co? Co jest? - krzyknal Jaskier, wychylajac sie zza pleców Geralta.- Cojest, Boholt?- Ten smok.jest zloty.Nie dalej niz sto kroków od kamiennej gardzieli wawozu, z którego wyszli, nadrodze do wiodacego na pólnoc kanionu, na lagodnie oblym, niewysokim pagórze,siedzialo stworzenie.Siedzialo, wyginajac w regularny luk dluga, smukla szyje,skloniwszy waska glowe na wysklepiona piers, oplatajac ogonem przednie,wyprostowane lapy.Bylo w tym stworzeniu, w pozycji, w jakiej siedzialo, cos pelnegoniewyslowionej gracji, cos kociego, cos, co zaprzeczalo jego ewidentnie gadziejproweniencji.Niezaprzeczalnie gadziej.Stworzenie bylo bowiem pokryte luska,wyrazna w rysunku, blyszczaca razacym oczy blaskiem jasnego, zóltego zlota.Bostworzenie siedzace na pagórku bylo zlote - zlote od czubków zarytych w ziemiepazurów po koniec dlugiego ogona, poruszajacego sie leciutko wsródporastajacych pagór ostów.Patrzac na nich wielkimi, zlotymi oczami, stworzenierozwinelo szerokie, zlociste, nietoperze skrzydla i tak trwalo nieruchome,kazac sie podziwiac.- Zloty smok - szepnal Dorregaray.- To niemozliwe.Zywa legenda!- Nie ma, psia mac, zlotych smoków - stwierdzil Niszczuka i splunal.- Wiem, comówie.- To co to jest to, co siedzi na pagórku? - spytal rzeczowo Jaskier.- To jakies oszustwo.- Iluzja.- To nie jest iluzja - powiedziala Yennefer.- To zloty smok - rzekl Gyllenstiern.- Najprawdziwszy zloty smok.- Zlote smoki sa tylko w legendach!- Przestancie - wtracil nagle Boholt.- Nie ma sie czym goraczkowac.Bylebalwan widzi, ze to zloty smok.A co to, prosze waszmosci, za róznica, zloty,siny, sraczkowaty czy w kratke? Duzy nie jest, zalatwimy go raz-dwa.Zdzieblarz, Niszczuka, rozgruzajcie wóz, wyciagajcie sprzet.Tez mi róznica,zloty, niezloty.- Jest róznica, Boholt - powiedzial Zdzieblarz.- I to zasadnicza.To nie jestsmok, którego tropimy.Nie ten, podtruty pod Holopolem, który siedzi w jamie,na kruszcu i klejnotach.A ten tu siedzi na rzyci jedynie.To po cholere namon?- Ten smok jest zloty, Kennet - warknal Yarpen Zigrin.- Widziales kiedytakiego? Nie rozumiesz? Za jego skóre wezmiemy wiecej, niz wyciagnelibysmy zezwyklego skarbca.- I to nie psujac rynku drogich kamieni - dodala Yennefer usmiechajac sienieladnie.- Yarpen ma racje.Umowa obowiazuje nadal.Jest co dzielic, no nie?- Hej, Boholt? - wrzasnal Niszczuka z wozu przebierajac z rumorem w ekwipunku.- Co zakladamy na siebie i na konie? Czym ta zlota gadzina moze ziac, he?Ogniem? Kwasem? Para?- A zaraza jego wie, prosze waszmosci - zafrasowal sie Boholt.- Hej,czarodzieje! Czy legendy o zlotych smokach mówia, jak takiego zabic?- Jak go zabic? A zwyczajnie! - krzyknal nagle Kozojed.- Nie ma co medytowac,dajcie predko jakiego zwierzaka.Napchamy go czyms trujacym i podrzucimy gadu,niech sczeznie.Dorregaray popatrzyl na szewca z ukosa, Boholt splunal, Jaskier odwrócil glowez grymasem obrzydzenia.Yarpen Zigrin usmiechal sie oblesnie, wziawszy sie podboki.- Co tak patrzycie? - spytal Kozojed.- Bierzmy sie do roboty, trzeba uradzic,czym napchamy scierwo, zeby gad skapial co rychlej.Musi to byc cos, co jeststrasznie jadowite, trujace albo zgnile.- Aha - przemówil krasnolud, wciaz z usmiechem.- Cos, co jest jadowite,paskudne i smierdzace.Wiesz co, Kozojed? Wychodzi, ze to ty.- Co?- Gówno.Zjezdzaj stad, cizmopsuju, niech oczy moje na ciebie nie patrza.- Panie Dorregaray - rzekl Boholt podchodzac do czarodzieja.- Okazcieprzydatnosc.Przypomnijcie sobie legendy i podania.Co wam wiadomo o zlotychsmokach?Czarodziej usmiechnal sie, prostujac sie wyniosle.- Co mi wiadomo o zlotych smokach, pytasz? Malo, ale wystarczajaco wiele.- Sluchamy tedy.- A sluchajcie, i sluchajcie uwaznie.Tam, przed nami, siedzi zloty smok.Zywalegenda, byc moze ostatnie i jedyne w swoim rodzaju stworzenie, jakie ocalaloprzed waszym morderczym szalem.Nie zabija sie legendy.Ja, Dorregaray, niepozwole wam ruszyc tego smoka.Zrozumiano? Mozecie sie pakowac, troczyc juki iwracac do domów.Geralt byl przekonany, ze wybuchnie wrzawa.Mylil sie.- Mosci czarodzieju - przerwal cisze glos Gyllenstierna.- Baczcie no, co i dokogo mówicie.Król Niedamir moze kazac wam, Dorregarayowi, troczyc juki iwynosic sie do diabla.Ale nie odwrotnie.Czy to jest jasne?- Nie - rzekl dumnie czarodziej.- Nie jest.Bo ja jestem mistrz Dorregaray inie bedzie mi rozkazywal ktos, kogo królestwo obejmuje obszar widoczny zwysokosci ostrokolu parszywej, brudnej i zasmrodzonej warowni.Czy wiecie,panie Gyllenstiern, ze jesli wypowiem zaklecie i wykonam ruch reka, tozmienicie sie w krowi placek, a wasz nieletni król w cos niewypowiedzianiegorszego? Czy to jest jasne?Gyllenstiern nie zdazyl odpowiedziec, bowiem Boholt, przystapiwszy doDorregaraya, chwycil go za ramie i obrócil ku sobie.Niszczuka i Zdzieblarz,milczacy i ponurzy, wysuneli sie zza pleców Boholta.- Sluchajcie no, panie magik - rzekl cicho ogromny Rebacz.- Zanim zacznieciewykonywac te wasze ruchy reka, posluchajcie.Móglbym dlugo tlumaczyc, proszewaszmosci, co sobie robie z twoich zakazów, z twoich legend i z twojegoglupiego gadania.Ale nie chce mi sie.Niech wiec to starczy ci za mojaodpowiedz.Boholt odchrzaknal, przylozyl palec do nosa i z bliskiej odleglosci nasmarkalczarodziejowi na czubki butów.Dorregaray pobladl, ale nie poruszyl sie.Widzial - jak i wszyscy - morgensternlancuchowy na lokciowej dlugosci trzonku trzymany przez Niszczuke w niskoopuszczonej dloni.Wiedzial - jak i wszyscy - ze czas, potrzebny na rzuceniezaklecia jest nierównie dluzszy od czasu, jaki potrzebny bedzie Niszczuce narozwalenie mu glowy na cwierci.- No - powiedzial Boholt.- A teraz odejdzcie grzecznie na bok, proszewaszmosci.A jesli przyjdzie ci ochota znowu otworzyc gebe, to predko wetknijsobie w nia wiechec trawy.Bo jesli jeszcze raz uslysze twoje stekania, to mniepopamietasz.Boholt odwrócil sie, zatarl dlonie.- No, Niszczuka, Zdzieblarz, do roboty, bo nam gad w koncu ucieknie.- Nie wyglada, zeby on mial zamiar uciekac - powiedzial Jaskier obserwujacyprzedpole.- Patrzcie no na niego.Zloty smok, siedzacy na pagórku, ziewnal, zadarl glowe, zamachal skrzydlami,smagnal ziemie ogonem.- Królu Niedamirze i wy, rycerze! - zaryczal rykiem brzmiacym jak mosieznatraba.- Jestem smok Villentretenmerth! Jak widze, nie ze wszystkim zatrzymalawas lawina, która to ja, nie chwalacy sie, spuscilem wam na glowy.Dotarliscieaz tutaj.Jak wiecie, z doliny tej sa tylko trzy wyjscia.Na wschód, kuHolopolu, i na zachód, ku Caingorn
[ Pobierz całość w formacie PDF ]