[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz wymieni³am je po kolei,patrz¹c, jak krzepnie krew, za­krywaj¹ca runy.PóŸniej zwinê³am matê w k³¹b iwsunê³am do kominka.Nadszed³ czas próby.Je¿eli rzuci³am czar w nieodpowie­dni sposób, zap³acê¿yciem za zniszczenie run.W ka¿dym razie bêdzie to trudna i decyduj¹cachwila.I by³a, gdy¿ w tym samym momencie, kiedy p³omienie liznê³y i nadtrawi³y matê,poczê³o siê skrêcaæ w mêce mojecia³o.Zagryz³am wargi, ¿eby nie wyæ z bólu.Krew s¹czy³a mi siê po brodzie ikapa³a na ramiê.Ale wytrzyma³am wszystko bez krzyku, którym mog³abym zbudziæBahayi.Cierpia³am i obserwowa³am zaczarowan¹ matê, a¿ wreszcie spopieli³ j¹ogieñ.Wtedy dope³z³am do kufra Utty, wyjê³am zeñ dzbanuszek z t³uszczem, i ztrudem, dr¿¹cymi palcami, nasmarowa³am ca³e cia³o, obola³e i zaczerwienione,jakbym to ja, a nie mata le¿a³a w ogniu.W taki to sposób zniszczy³am czary Utty, ale by³am w tak okropnym stanie, ¿enie zdo³a³abym uciec ani tego, w³aœnie wstaj¹cego dnia, ani nawet nastêpnego.Musia³am te¿ przedsiêwzi¹æ inne œrodki ostro¿noœci, bo ka¿dy pies móg³by mniewytropiæ, gdyby odkryto moj¹ ucieczkê.Bahayi obudzi³a siê o œwicie i krz¹ta³a sennie po namiocie, jak zwykledok³adnie wype³niaj¹c swoje obowi¹zki.Jednak zwraca³a na mnie uwagê tylkowtedy, kiedy przynosi³a mi posi³ek.W jakiejœ mierze pomog³a mi te¿ zamieæ,która otoczy³a nieprzeniknion¹ zas³on¹ ca³y obóz; ka¿da rodzina zajmowa³a siêw³asnymi sprawami i nikt nie opuszcza³ namiotów.PóŸnym popo³udniem moje rany zagoi³y siê na tyle, ¿e choæ ka¿dy ruch sprawia³mi ból, mog³am siê z trudem poruszaæ.Zaczê³am przygotowywaæ siê do ucieczki.Nie wychodzi³y mi z g³owy ruiny na pó³nocnym cyplu.Utta by³a tam ioœwiadczy³a, ¿e jest to miejsce Mocy, ostrzegaj¹c przed nim klan Ifenga.Niepowiedzia³a wszak¿e, ¿e to z³a Moc.Je¿eli tam siê schroniê, mo¿e uniknêpoœcigu.Vupsal­lowie pomyœleliby wtedy, ¿e to czary i tak by siê przerazili,i¿ nie wys³aliby na poszukiwania myœliwych z psami.Mog³abym tam siê schroniæ iczekaæ na poprawê pogody, aby znów wyruszyæ na zachód.Kiedy tak ogl¹da³am dziedzictwo po Utcie, paczuszka po paczuszce, skrzynka poskrzynce, ampu³ka po ampu³ce, wydawa³o mi siê, ¿e wszystko jest na najlepszejdrodze i ¿e wyjdê z tej przygody bez szwanku.Chocia¿ na pewno nie odzyskamwszystkiego, co utraci³am przez zwi¹zek z Din­zilem, to wiedzia³am ju¿ doœæ,¿eby nie zagra¿aæ moim bliskim.I mog³am bezpiecznie powróciæ do ZielonejDoliny.Zrobi³am niewielki pakunek z zió³ leczniczych i takich, jakich potrzebowa³am wpodró¿y do obronnych czarów.Kiedy Bahayi zasnê³a, od³o¿y³am na bok zapasy¿ywnoœci, wybieraj¹c to, co przetrwa najd³u¿ej i zapewni najwiêcej energii przynajmniejszej objêtoœci.Gdybym odesz³a otwarcie, za zgod¹ klanu, pod pozorem podró¿y do ruin na cyplu,mog³abym wzi¹æ ze sob¹ sanie na pierwszy etap ucieczki.PóŸniej jednakmusia³abym zabraæ tylko to, co zdo³am unieœæ na plecach.Tym bardziej wiêcpowinnam siê wyleczyæ i odzyskaæ si³y.Burza nadci¹gnê³a z pó³nocy i szala³a przez dwa dni i dziel¹c¹ je noc.Wyciewiatru chwilami dziwnie przypo­mina³o ludzkie wo³anie i z Bahayi spogl¹da³yœmypo sobie z niepokojem, kul¹c siê przed ogniem, do którego oprócz drewdorzuca³am aromatycznych zió³.O zmierzchu drugiego dnia, kiedy wiatr ucich³, us³ysza³am skrobanie w klapênamiotu.Pozwoli³am Ifengowi wejœæ.Przyniós³ narêcze wyrzuconych przez morzedrew.Rzuci³ je na pod³ogê obok kominka wraz z ryb¹ o srebrzystej ³usce, któr¹Bahayi powita³a pomrukiem radoœci.Otrzepa³ œnieg z futrzanego stroju, spojrza³na mnie i rzek³:- Prorokini.- zacz¹³ i zawaha³ siê, jakby nie potrafi³ uj¹æ proœby w s³owa.- Prorokini, spójrz w przysz³oœæ i powiedz, co nas czeka.Takie burze zapêdzaj¹czasem piratów na wybrze¿e.Wyci¹gnê³am wiêc tabliczkê losu, a Ifeng przykucn¹³ i patrzy³.Zapyta³am go owygl¹d statków, których nale¿a³o siê obawiaæ, i na podstawie opisu zbudowa³amwizjê statku; myœlê, ¿e przypomina³ sulkarskie korabie z czasów mojegodzieciñstwa.Przez chwilê zastanawia³am siê, czy ci morscy piraci-wêdrowcy niewywodzili siê z tej samej rasy, co Sulkarczycy.Z wyobra¿eniem statku pod przymkniêtymi powiekami zaczê³am czytaæ palcami.Zeœlizgnê³y siê szybko z czerwonej i ze z³otej linii, ale przywar³y do czarnejtak mocno, jakbym umoczy³a je w smole.Otworzy³am oczy - znaj­dowa³y siê bardzoblisko szczytu, wiêc zawo³a³am z niepo­kojem:- Niebezpieczeñstwo.wielkie niebezpieczeñstwo.Zaraz! Ifeng odszed³,zostawiaj¹c otwart¹ klapê wejœciow¹.Od³o¿y³am tabliczkê losu i posz³am za wodzem Vupsallów.Zobaczy³am w pó³mroku,jak brnie w œniegu wzd³u¿ zrujnowanych domów.Zatrzymywa³ siê co jakiœ czas ikrzykiem ostrzega³ wspó³plemieñców.W obozie zapano­wa³o poruszenie.Za póŸno! Ifeng nagle siê zachwia³, jakby siê poœlizgn¹³ na ukrytym podœniegiem lodzie, i wpad³ na œcianê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •