[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam - powiedział pokornie Arlekin.- Nie przepraszaj.Zawsze przepraszasz.Jesteś chodzącym poczuciem winy, Everett.To naprawdę bardzo smutne.- Przepraszam - powiedział znowu i wydął usta, tak że przez chwilę w policzkach pojawiły mu się dołeczki.Wcale nie chciał tego powiedzieć.- Muszę znowu wyjść.Muszę coś zrobić.Śliczna Alicja trzasnęła bańką z kawą o blat.- Na Boga, Everett, nie możesz zostać w domu choć przez jeden wieczór? Musisz ciągle wychodzić w tym upiornym błazeńskim stroju, latać i drażnić ludzi?- Ja.- urwał i z cichym brzękiem dzwoneczków wbił kapelusz trefnisia na kasztanową czuprynę.Wstał, opłukał swoją bańkę i na chwilę włożył ją do suszarki.- Muszę iść.Nie odpowiedziała.Faks zamruczał, a ona wyciągnęła kartkę, przeczytała ją i rzuciła na stół.- O tobie.Oczywiście.Jesteś śmieszny.Przeczytał szybko.Chodziło o to, że Tiktak usiłuje go zlokalizować.Nie obchodziło go, znowu się spóźni.W drzwiach, sunąc na pas wyjściowy, rzucił naburmuszony:- A ty też mówisz sztucznie!Śliczna Alicja wzniosła oczy ku niebu.- Jesteś śmieszny.Arlekin wypadł z mieszkania, trzaskając drzwiami, które zamknęły się z cichym westchnieniem i zaryglowały.Rozległo się ciche pukanie.Śliczna Alicja wstała z sykiem desperacji i otworzyła drzwi.Na zewnątrz stał on.- Wrócę koło wpół do jedenastej, dobrze?Spochmurniała.- Po co mi to mówisz? Dlaczego? Wiesz, że się spóźnisz! Wiesz o tym! Zawsze się spóźniasz, więc dlaczego mówisz mi te głupoty?Zamknęła drzwi.Po drugiej stronie Arlekin pokiwał głową w milczeniu.Miała rację.Zawsze ma rację.Spóźnię się.Zawsze się spóźniam.Dlaczego mówię jej te głupoty? Znowu wzruszył ramionami i odszedł, by jeszcze raz się spóźnić.Odpalił rakiety z petardami, które ułożyły się w napis: przybędę na 15.Doroczne Międzynarodowe Wezwanie Stowarzyszenia Medycznego dokładnie o 20.00.Mam nadzieję, że wszyscy zdołacie do mnie dołączyć.Słowa paliły się na niebie i oczywiście policja też tam była, zaczajona na niego.Naturalnie założyli, że się spóźni.Przybył dwadzieścia minut przed czasem, kiedy jeszcze rozciągali pajęczyny, w które mieli go złapać.Wrzasnął przez wielki megafon, co ich przeraziło i wytrąciło z równowagi, nawilżone sieci otaczające zassały się wokół nich i oto znaleźli się, wierzgający i wrzeszczący, wysoko nad sceną amfiteatru.Arlekin zanosił się śmiechem i ciągle przepraszał.Lekarze, poważne tłumne zgromadzenie, ryczeli ze śmiechu, odpowiadali na przeprosiny Arlekina przesadnymi ukłonami i pozami i zabawa była przednia dla wszystkich, którzy uważali, że Arlekin to regularny błazen w śmiesznych spodniach, czyli wszystkich z wyjątkiem policjantów, których przysłał tu urząd Tiktaka; ci wisieli jak portowe cargo, wywindowani nad scenę amfiteatru w najbardziej niestosowny sposób.(W innej dzielnicy tego samego miasta, gdzie Arlekin prowadził swoją „działalność” - co kompletnie i pod każdym względem nie ma związku z tym, co nas tutaj interesuje, oprócz faktu, że stanowi przykład potęgi i wpływu Tiktaka, niejaki Marshall Delahanty otrzymał z urzędu Tiktaka powiadomienie o wyłączeniu.Jego żona otrzymała dokument od odzianego w szary garnitur miniz, który przybył z tradycyjnym „wyrazem ubolewania” przyklejonym ohydnie do twarzy.Wiedziała, co to jest, nawet nie otwierając wiadomości.W tych czasach był to miłosny liścik rozpoznawany natychmiast i przez wszystkich.Jęknęła, ujęła go jak szkiełko podstawowe z botuliną i zaczęła się modlić, żeby nie był dla niej.Niech będzie dla Marsha, pomyślała brutalnie, realistycznie, albo dla któregoś dziecka, ale nie dla mnie, proszę, dobry Boże, nie dla mnie.Potem otworzyła i rzeczywiście był dla Marsha, a ją jednocześnie przejęła zgroza i ulga.Kula trafiła żołnierza obok.- Marshall! - krzyknęła.- Marshall! Wypowiedzenie! Oboże, Marshall, coeraz, coeraz będzie, Marshall, obożemarshall.I tej nocy ich dom wypełnił dźwięk dartego papieru i strach, i smród szaleństwa uniósł się przez komin i nie było nic, absolutnie nic, na co mogliby poradzić.(Mimo to Marshall Delahanty usiłował uciec.I następnego dnia, wcześnie, kiedy nadeszła pora wyłączenia, był już w głębi kanadyjskiej puszczy trzysta kilometrów dalej, a urząd Tiktaka skasował jego kardiotablicę i Marshall Delahanty zatoczył się w biegu, jego serce stanęło, krew spiesząca do mózgu wyschła, a on umarł i tyle.Na mapie sektorowej w urzędzie Wielkiego Strażnika Czasu zgasło jedno światełko, powiadomienie zostało powielone faksem, a nazwisko Georgette Delahanty zostało umieszczone na żałobnej liście do czasu, kiedy będzie mogła ponownie wyjść za mąż.I to jest koniec tego odnośnika oraz wszystkich stwierdzeń, tylko się nie śmiejcie, bo to właśnie przydarzy się Arlekinowi, jeśli Tiktak kiedykolwiek pozna jego prawdziwe nazwisko.To nie jest śmieszne).Zakupowy poziom miasta tętnił czwartkowymi kolorami kupujących.Kobiety w kanarkowożółtych chitonach i mężczyźni w pseudotyrolskich strojach, jadeitowozielonych, skórzanych i bardzo obcisłych z wyjątkiem szerokich spodenek.Kiedy Arlekin pojawił się na nadal będącej w budowie półce nowego centrum Handlowego Skuteczność, z megafonem przy roześmianych ustach elfa, wszyscy zaczęli go sobie pokazywać i gapić się na niego, a on ich ganił:- Dlaczego pozwalacie im sobą rządzić? Dlaczego pozwalacie, by wam rozkazywali spieszyć się i biegać jak armia mrówek lub gąsienic? Nie spieszcie się! Przez chwilę zwolnijcie kroku! Radujcie się słońcem, radujcie się wiatrem, niech życie niesie was w waszym tempie! Nie bądźcie niewolnikami czasu, to drański sposób umierania, powolnego, stopniowego.precz z Tiktakiem!Kim jest ten szaleniec, dopytywała się większość klientów.Kim jest ten wariat, ojej, no to hej, zaraz się spóźnię, muszę lecieć.I ekipa budowlana z Centrum Handlowego otrzymała pilny rozkaz z Urzędu Wielkiego Strażnika Czasu, że niebezpieczny przestępca, znany jako Arlekin, znajduje się na szczycie ich wieży i do jego pojmania jest pilnie potrzebna ich pomoc.Ekipa odmówiła, bo opóźniłaby się z planem, ale Tiktak zdołał pociągnąć za właściwe nitki w rządowej sieci i powiedziano im, żeby zostawili pracę i złapali tego łobuza z wieży, tego z megafonem.Więc ponad tuzin osiłków zaczęło się wspinać na platformy budowlane, uwolnili talerze a-graw i unieśli się ku Arlekinowi.Po sromotnej ucieczce (w której, dzięki trosce Arlekina, nikt nie odniósł poważnych obrażeń) robotnicy usiłowali się przegrupować i znowu zaatakować, ale było za późno.Zniknął.Przyciągnął jednak spory tłum i cykl kupowania odwlekł się o wiele godzin, po prostu godzin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •