[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mia³ nadziejê, ¿e go niezauwa¿yli i - zdo³a siê ukryæ.Gdyby siê to powiod³o, móg³by przedostaæsiê do góry.A kiedy Oni uœpi¹ tu wszystkich, znów siê przekonaj¹, ¿e ju¿go nie ma.'.nastêpnyPhilip Jose Farmer Gdzie wasze cia³a.29.- D³ugo ciê œcigamy, Richardzie Burton - powiedzia³ ktoœ po angielsku.Burton otworzy³ oczy.Przemieszczenie siê w to miejsce by³o taknieoczekiwane, ¿e poczu³ oszo³omienie.Lecz tylko na moment.Siedzia³ wfotelu z jakiegoœ bardzo miêkkiego, elastycznego materia³u, w pokoju okszta³cie idealnej kuli.o bladozielonych, pó³przezroczystych œcianach.Zewszystkich stron widzia³ inne kuliste pomieszczenia, po bokach, przed i zasob¹, u góry i u do³u.Znów poczu³ oszo³omienie; tamte pokoje nie styka³ysiê z tym, w którym siê znalaz³.Przecina³y siê.Ich czêœci przenika³y downêtrza, lecz tutaj stawa³y siê tak bezbarwne i przejrzysta ¿e z trudem jedostrzega³.Po przeciwnej stronie komory zauwa¿y³ owal ciemniejszej zieleni,wklês³y, dopasowany do krzywizny œciany.W elipsie widnia³ obraz widmowegolasu; widmo jelenia bieg³o miêdzy drzewami.Dochodzi³ stamt¹d zapach soseni dereni.Naprzeciw niego, w fotelach podobnych do jego fotela, siedzia³odwunastu ludzi, szeœciu mê¿czyzn i szeœæ kobiet, wszyscy przystojni;opaleni i prócz dwójki ciemnow³osi.Jeden z mê¿czyzn mia³ w³osy tak silniekrêcone, ¿e wydawa³y siê spl¹tane.Tylko jedna z kobiet mia³a z³ote, faliste w³osy, spiête w luŸny wêze³.A jeden z mê¿czyzn mia³ czuprynê rud¹, tak rud¹ jak futro lisa.By³przystojny, o ciemnozielonych oczach i nieregularnych asach, z du¿ym,zakrzywionym nosem.Ubrani byli w srebrzyste lub purpurowe bluzy z krezowymi ko³nierzami ikrótkimi, szerokimi rêkawami, w¹skie, b³yszcz¹ce paski, kilty i sanda³y.Wszyscy, mê¿czyŸni i kobiety, mieli pomalowane paznokcie u r¹k i nóg,umalowane wargi i oczy, wszyscy te¿ nosili kolczyki.Nad g³ow¹ ka¿dego z nich, niemal dotykaj¹c w³osów, unosi³a siêwielobarwna kul¹ œrednicy mniej wiêcej jednej stopy.Kule te wirowa³y ipo³yskiwa³y, zmienia³y kolory poprzez wszystkie odcienie widma.Od czasudo czasu wybiega³y z nich szeœciok¹tne promienie, zielone, b³êkitne,czarne lub lœni¹co bia³e.Potem znika³y, by ust¹piæ miejsca kolejnymszeœciok¹tom.Burton spojrza³ w dó³.Mia³ na sobie tylko czarny rêcznik, spiêty wpasie.- Uprzedzê twoje pierwsze pytanie i powiem, ¿e nie udzielony ci¿adnych informacji na temat miejsca, w którym siê znalaz³eœ.Tym, który siê odezwa³, by³ rudow³osy mê¿czyzna.Uœmiechn¹³ siê doBurtona ods³aniaj¹c nieludzko bia³e zêby.- Znakomicie - odpar³ Burton.- A na jakie pytania mi odpowiesz, jakCiê tam zwaæ? Na przyk³ad, jak mnie znaleŸliœcie?- Na imiê mi Loga - wyjaœni³ rudzielec.- Uda³o siê nam dziêkipo³¹czeniu dzia³añ detektywistycznych i szczêœcia.By³a to doœæ z³o¿onaoperacja, lecz dla ciebie postaram siê j¹ uproœciæ.Mieliœmy pewn¹ iloœæagentów, którzy ciê szukali, ¿a³oœnie ma³¹ w porównaniu z trzydziestuszeœcioma miliardami, szeœcioma milionami, dziewiêcioma tysi¹cami szeœæsettrzydziestoma siedmioma kandydatami ¿yj¹cych nad Rzek¹.Kandydaci? pomyœla³ Burton.Kandydaci do czego? Do wiecznego ¿ycia?Czy¿by by³o prawd¹ to, co do celu Zmartwychwstania twierdzi³ Spruce?- Nie mieliœmy pojêcia - mówi³ dalej Loga - ¿e uciekasz przed namipoprzez samobójstwa.Nic nie podejrzewaliœmy nawet wtedy, gdy wykryto ciêna terenach tak bardzo od siebie odleg³ych, ¿e nie móg³byœ do nich dotrzeæinaczej ni¿ drog¹ zmartwychwstania.Uwa¿aliœmy, ¿e zosta³eœ zabity iprzeniesiony.Mija³y lata.Wci¹¿ nie wiedzieliœmy, gdzie jesteœ.Mieliœmyinne sprawy, œci¹gnêliœmy wiêc wszystkich agentów ze Sprawy Burtona, jakto nazywaliœmy, z wyj¹tkiem kilku umiejscowionych po obu koñcach Rzeki.Jakoœ zdoby³eœ informacjê o istnieniu wie¿y w pobli¿u bieguna.PóŸniejdowiedzieliœmy siê sk¹d.Twoi przyjaciele Goring i Collop okazali siêbardzo pomocni, choæ naturalnie nie podejrzewali nawet, ¿e rozmawiaj¹ zEtykami.- Kto was zawiadomi³, ¿e jestem niedaleko koñca Rzeki? - zainteresowa³siê Burton.- Nie musisz tego wiedzieæ - uœmiechn¹³ siê Loga.- Zreszt¹ i takbyœmy ciê z³apali.Widzisz, przy ka¿dej pozycji w b¹blu odtwarzaj¹cym - tomiejsce, gdzie z niewyjaœnionych przyczyn przebudzi³eœ siê w trakcie fazyprzedwskrzeszeniowej - wmontowany jest automatyczny licznik.S³u¿y oncelom badawczym i statystycznym.Lubimy wiedzieæ, co siê dzieje.Naprzyk³ad prêdzej czy póŸniej byœmy siê zainteresowali ka¿dym kandydatem zliczb¹ œmierci wy¿sz¹ ni¿ przeciêtna.Raczej póŸniej, gdy¿ brakuje namludzi.Przy twojej 777 œmierci akurat rozgl¹daliœmy siê za wy¿szymiczêstotliwoœciami zmartwychwstañ.Ty mia³eœ najwy¿szy wynik.Chyba mo¿naci pogratulowaæ.- S¹ tak¿e inni?- Nie œcigaliœmy ich, je¿eli o to ci chodzi, jest ich zreszt¹stosunkowo niewielu.Nie miêliœmy pojêcia, ¿e to w³aœnie ty uzyska³eœ têosza³amiaj¹c¹ liczbê.Twoje miejsce w b¹blu PW by³o puste, kiedypojawiliœmy siê tam w trakcie badañ statystycznych.Dwaj technicy, którzywidzieli, jak obudzi³eœ siê w komorze PW, zidentyfikowali ciê na.fotografii.Ustawiliœmy system wskrzeszaj¹cy tak, ¿e przy kolejnymodtwarzaniu twojego cia³a mia³ nas zaalarmowaæ, byœmy mogli przenieœæ ciêtutaj.- A gdybym nie zgin¹³? - zapyta³ Burton.- Ale¿ musia³eœ zgin¹æ.Planowa³eœ dotrzeæ do morza polarnego poprzezujœcie Rzeki, prawda? To niemo¿liwe.Ostatnie sto mil Rzeki p³yniepodziemnym tunelem.Ka¿da ³Ã³dŸ rozpadnie siê na kawa³ki: Zgin¹³byœ jakinni, którzy próbowali tej trasy.- Moja fotografia - zaciekawi³ siê Burton.- Ta, któr¹ odebra³emAgneau.NajwyraŸniej zrobiono j¹ na Ziemi, kiedy by³em oficerem w JohnCompany w Indiach.Jak to siê sta³o?- Badania, panie Burton - odpar³ Loga, wci¹¿ siê uœmiechaj¹c.Burton zapragn¹³ zetrzeæ z jego twarzy ten wyraz wy¿szoœci.Na pozórnic nie ogranicza³o jego ruchów; zdawa³o siê, ¿e bez przeszkód móg³bypodejœæ do Logi i uderzyæ go.Wiedzia³ jednak, ¿e Etycy nie siedzieliby znim w jednym pomieszczeniu, gdyby nie mieli jakichœ zabezpieczeñ.Prêdzejju¿ wypuœciliby na wolnoœæ wœciek³¹ hienê.- Dane wskazuj¹ - mówi³ dalej Loga - ¿e potencjalnie móg³byœuniemo¿liwiæ realizacjê naszych planów.Dlaczego mia³byœ to zrobiæ i jak,tego nie wiemy.Lecz cenimy nasze Ÿród³o informacji - nawet nie wiesz, jakwysoko.- Je¿eli w to wierzycie - rzek³ Burton - to czemu nie wsadzicie mniedo ch³odni? Nie zawiesicie miêdzy tymi dwoma prêtami i nie zostawicieunosz¹cego siê w przestrzeni, obracaj¹cego siê jak pieczeñ na ro¿nie,dopóki nie zrealizujecie tych planów?- Nie mo¿emy! - oœwiadczy³ Loga.- Ten czyn zniszczy³by wszystko! Jakmóg³byœ wtedy osi¹gn¹æ zbawienie? Poza tym by³aby to niewybaczalna przemocz naszej strony! To nie do pomyœlenia!- Stosujecie przemoc zmuszaj¹c mnie, bym ucieka³ i ukrywa³ siê przedwami.Stosujecie przemoc, trzymaj¹c mnie tutaj wbrew mej woli.Przemoc¹bêdzie zniszczenie moich wspomnieñ z tego ma³ego tete - a - tete z wami.Loga niemal za³ama³ rêce.Je¿eli to on by³ Tajemniczym Przybyszem,owym zdrajc¹ wœród Etyków, to by³ te¿ wielkim aktorem.- Tylko po czêœci jest to prawda - powiedzia³ zasmuconym g³osem, -Musieliœmy podj¹æ pewne œrodki dla w³asnej ochrony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]