[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na nicsiê zda³o t³umaczenie, ¿e Oni mnie kochaj¹ jak nikt przedtem na œwiecie.Babciauparcie twierdzi³a, ¿e to diab³y.Poprosi³a mnie ¿ebym wiêcej tego nie robi³,odmawia³ ró¿aniec i chodzi³ do koœcio³a.Nic innego mi nie pozostawa³o, jaktylko jej wspó³czuæ.Z ich trojga moje zwierzenia najlepiej przyjê³a matka.Powiedzia³a, ¿e kiedyœ o tym czyta³a i z pewnoœci¹ nie jest to szatan, leczMatka Boska lub któryœ ze œwiêtych.Jezus, raczej nie – twierdzi³a – gdy¿cz³owiek nie jest godny spotkania z nim.Dosta³em konkretn¹ nauczk¹.Od tej pory trzyma³em gêb¹ na k³Ã³dkê.Piotrek wyjecha³ z miasta, nie utrzymywa³em ju¿ z nim bliskich kontaktów.Zwierza³em siê jedynie Paw³owi.Czêsto przesiadywaliœmy i rozmawialiœmy o OBE.A œciœlej to ja nawija³em, on tylko s³ucha³.Interesowa³o go to, lecz by³zatwardzia³ym sceptykiem.Z wielkim dystansem podchodzi³ do tego, o czymmówi³em.Do pewnego razu, kiedy opowiedzia³em mu o spotkaniu w w¹wozie Bia³ejKuli Œwiat³a.Gdy mu to przekazywa³em, widzia³em jego drgaj¹c¹ ze wzruszenia brodê i ³zynap³ywaj¹ce do oczu.Kiedy skoñczy³em, ujrza³em w oczach Paw³a specyficznyblask.Wiedzia³em, ¿e wch³on¹ przekaz.Nastêpnego dnia przyszed³ do mnie.By³inny, jakiœ odmieniony.Powiedzia³ œciszonym g³osem: – Darek.wyszed³em.spotka³em Ich.– Z zaciœniêtym gard³em, po chwili doda³.– Oni.naprawdê mniekochaj¹.– Poczu³em radoœæ.Uœcisnêliœmy siê na niedŸwiedzia.Powiedzia³emmu, ¿e go kocham, on odpar³, ¿e te¿.Tak.Mê¿czyzna mê¿czyŸnie takie s³owa.Uwierzy³em g³êboko w to, ¿e ka¿dy nawet bez jakichkolwiek predyspozycji iprzygotowania, mo¿e opuœciæ cia³o, kiedy tylko zechce.Warunkiem jestdostatecznie silne pragnienie.NiedowierzaniePewien profesor nauk œcis³ychNie wierzy³ w zjawiska nadprzyrodzoneJak nie zobaczê to nie uwierzêFakir na którym uczony przeprowadza³ badaniaPrzeszed³ po roz¿arzonych wêglachPewnie to jakaœ chytra sztuczkaJogin uniós³ siê na jego oczachTo niemo¿liwe to niemo¿liweHindus uj¹³ go za rêkê razem zaczêli lecieæ ku niebuCo ty najlepszego narobi³eœCo ja teraz zrobiê ze swoimi ksi¹¿kamiLudzie trzymaj¹ siê rêkami nogami ziemiByleby nie odlecieæIVDOWODYNa pocz¹tku etapu zbierania doœwiadczeñ spoza cia³a, nie opuszcza³a mnieprzemo¿na potrzeba weryfikowania tego, czego doœwiadcza³em.Nieustanniesprawdza³em.Pragn¹³em dowodów, które upewni³yby mnie w tym, co robi³em.Chcia³em mieæ stuprocentow¹ pewnoœæ, ¿e to wszystko, czego doœwiadczam jestprawd¹, ¿e mi siê to nie wydaje.Zdobycie dowodów nie by³o takie proste, jakmyœla³em.Gdyby to by³o ³atwe, Kurtyna miêdzy tym a Tamtym Œwiatem dawnozosta³aby zerwana.Mimo wszystko, ostro zabra³em siê do zbierania dowodów.Dowód 1: Podró¿ przez niezidentyfikowan¹ strukturêMinionej nocy Ÿle spa³em.Postanowi³em wiêc, chwilê siê zdrzemn¹æ.By³opopo³udnie.Piêkny, majowy, s³oneczny dzieñ.Do pokoju wpada³o mnóstwos³onecznego œwiat³a.Maj¹c trudnoœci z zaœniêciem zas³oni³em oczy czarnympodkoszulkiem.Co to tak brzêczy i buczy? Odzyskujê œwiadomoœæ.Czujê w sobie i dooko³awibracje.Znam to uczucie.Ju¿ wiem, co ono oznacza – jestem poza cia³em.Staram siê panowaæ nad lêkiem.Ale¿ jestem podekscytowany! Cudownie tak sobiep³yn¹æ.zupe³nie jak pod wod¹ w basenie, tyle, ¿e nie muszê martwiæ siê ozapas powietrza i nie potrzeba pracowaæ koñczynami.Poruszam siê myœl¹c o ruchui nic wiêcej.Podp³ywam do œciany naprzeciwko.To dziwne, ale œciana jest nietylko przede mn¹, ale i dooko³a mnie.Zupe³nie jakbym posiada³ oczy z przodu iz ty³u, widzia³ w promieniu 360°.P³ynê dalej.Co za niespotykane kolory?Szary, czarny, trochê srebra, ¿Ã³³ci.Koncentruj¹c siê na strukturze œciany,kierujê siê bli¿ej i bli¿ej.Nie, to nie jest œciana.To jakiœ.materia³.Tak, to materia³! Teraz widzê w¹tek i osnowê.Jeszcze bli¿ej.Bo¿e! Jaki wielkimateria³! Dok³adnie widzê jego strukturê, kosmki.Coœ do nich jestprzyczepione.Coœ na nich spoczywa.Tak! Przypomina to wygl¹dem srebrno-¿Ã³lte,okr¹g³e, kawa³ki pokruszonego marmuru.Co to takiego? P³ynê dalej.Zbli¿am siêdo wielkich, szaro--czarnych, postrzêpionych lin – nici [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •