[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiesz, ¿e to tajne informacje.- Chcê znaæ zasady tego stowarzyszenia.ustalono to wszystko podczas mojejnieobecnoœci.Jestem pierwszym obiek­tem.Mam prawo je znaæ.- Wzi¹³ g³êbokioddech i powiedzia³ cicho: - Mam prawo wiedzieæ, kto by³ dawc¹.Wolfe przerazi³ siê nie na ¿arty.- Tobie siê wydaje, ¿e to historyjka o adopcji, jak z pro­gramu Oprah? To tajnainformacja.- Mogê zapytaæ Alexa.- Alexa? Dlaczego jego?- Jest w waszej dru¿ynie, czy¿ nie? Beatrice widzia³a, jak grzeba³ w aktachFontanny.- Wiem, co jej siê wydaje, ale to nieprawda.Nie wie, co to by³o.- A mo¿e powinienem pogadaæ z Hendersonem?- I co? - rozsierdzi³ siê Wolfe.- Chcesz zaprzepaœciæ ca³e nasze badania?Chcesz pope³niæ samobójstwo? Znam Hendersona lepiej ni¿ ty.Wierz mi, nieby³oby dobrze nadepn¹æ mu na odcisk.Jest porywczy, a jak siê wkurzy, to ³atwomu nie przechodzi.Dosta³eœ drugie ¿ycie, nie nara¿aj go.- O, to brzmi jak groŸba, Freddy.Grozisz mi?- Ty to powiedzia³eœ.Ja nigdy nie musia³em nikomu groziæ.Mówiê ci tylko, wracaj do pracy i nie wywo³uj wilka z lasu.Wszyscy tu i tak s¹nerwowi.Co siê zaœ tyczy opowiadania Beatrice o m³odych kobietach, które cisiê œni¹ po nocy, to radzê ci przestaæ.Co wiêcej, radzê ci to wyrzuciæ zpamiêci.Liczê na to, ¿e zachowasz siê jak naukowiec i uszanujesz naszezobowi¹zania.- Westchn¹³ ciê¿ko i doda³: - Nie chcê, ¿eby to wszystko posz³ona marne, i nie chcê, ¿ebyœ dosta³ po g³owie, wiêc przestañ szukaæ guza.- Rozumiem - rzek³ Peter, wstaj¹c.Wolfe uœmiechn¹³ siê niewyraŸnie i zaci¹gn¹³ papierosem.- Peter, kocham ciê jak syna.A teraz zmykaj.Zamiast wracaæ do laboratorium, Peter ruszy³ w kierunku strze¿onego skrzyd³a,do swego pokoju.Beatrice tam nie by³o.Znów wróci³y objawy klaustrofobii idr¿a³y mu nogi.Zasta­nawia³ siê, czy nie pójœæ na si³owniê i nie pobiegaæ naœcie¿ce.Potem, patrz¹c z tarasu na ciemniej¹ce niebo, doszed³ do wniosku, ¿enienawidzi œcie¿ki.To cholerstwo nigdzie nie prowadzi.Wzi¹³ valium i po³o¿y³ siê do ³Ã³¿ka.Nie móg³ jednak uspo­koiæ myœli.Coœ gozastanowi³o: kobieta, która mu siê œni³a.Sk¹d Wolfe wiedzia³, ¿e to kobieta?Ten stary skurczybyk musia³ rozmawiaæ z Beatrice.Co tu siê dzia³o?Pojawi³o siê nastêpne pytanie.Co, do diab³a, mia³ na myœli Wolfe, mówi¹c, ¿ewszyscy s¹ nerwowi?Kto prócz niego by³ nerwowy?Elizabeth le¿a³a na ³Ã³¿ku w Casa del Frances i myœla³a o ¿abach drzewnych.Wyczyta³a gdzieœ, ¿e s¹ nie wiêksze ni¿ moneta jednodolarowa, a g³oœne jak du¿ezwierzêta.Mêczy³o j¹, ¿e zastanawia siê nad tymi zwierz¹tkami.Nigdy niewidzia³a coqui, a jednak w jej g³owie ko³ata³ siê obraz ¿abki o wy³upias­tych,ciemnych oczach i ³apkach z przyssawkami.Zwierz¹tko przygl¹da³o jej siê zwnêtrza s³oja.Ivor, w³aœciciel hotelu i obecnie najlepszy przyjacielElizabeth, mówi³, ¿e kiedyœ dzieci z po³udnia biega³y po nocach, ³api¹c te¿abki.Jej ojciec stacjonowa³ w Missisipi.w Hattiesburgu czy innymmieœcie.wiêc mo¿e st¹d je zna³a.Wcale nie musia³a byæ w dzieciñstwie nawyspie Vieques.Gdybym by³a na Vieques, pomyœla³a, musia³oby tu siê wy­darzyæ coœ tragicznego,niechêtnie wspominanego.A mo¿e bezsennoœæ robi³a jej papkê z mózgu?Od dnia, w którym œledzi³a ch³opaka z jasnymi w³osami, udaj¹cego siê do BlueHorizon, spa³a tylko po dwie godziny.Budzi³ j¹ ka¿dy najmniejszy nawet ha³as.W ci¹gu dnia kilka razy przeje¿d¿a³a obok hotelu, ale nie natknê³a siê nach³opaka z rangê rovera.Kobieta w recepcji powiedzia³a jej, ¿e jakiœ m³odycz³owiek by³ tu po jej wizycie.Zapyta³a Elizabeth czy ma go powiadomiæ o jejpobycie na wyspie, gdyby wróci³.Nie chcia³a.Podziêkowa³a grzecznie i wysz³a.Zastanawia³a siê, czy nie zadzwoniæ do matki Hansa i w razie czego powiedzieæjej, gdzie jest.W razie czego?Dwa razy pojecha³a na lotnisko.Raz sprawdza³a przyloty z Karaibów, a drugi razdowiadywa³a siê o odloty.Lecz nikt znajomy ani nie przylecia³ na wyspê, ani zniej nie odlecia³, a ona postanowi³a nie ruszaæ siê st¹d, póki nie zrozumie, coj¹ na tê wyspê przygna³o.Przeœladowa³o j¹ zdanie z Internetu: INNYMI S£OWY,SZKODA, ¯E CIÊ TU NIE MA.Niezale¿nie od tego, czy by³a ju¿ kiedyœ na Vieques, czy nie, czu³a, ¿e powinnatu teraz zostaæ.Wyjazd z wyspy ozna­cza³by, ¿e stchórzy³a.Nie wiedzia³ajednak, co zrobiæ, by nie czekaæ z za³o¿onymi rêkoma.Doprowadza³o j¹ to dosza³u.Mog³a tylko przekonywaæ sam¹ siebie, ¿e ktoœ chcia³, by czeka³a.Postanowi³a czekaæ, jak mnich na objawienie, na nag³y, wszechogarniaj¹cyimpuls, który wska¿e jej, co robiæ.Czeka³a wiêc i myœla³a.Kto poza jej trzema przyjació³kami i Ivorem wiedzia³, ¿e tu by³a? Nikt.Zdecydowa³a siê wyjœæ z hotelu i choæby powa³êsaæ siê po ulicy.Chcia³a zrobiæcokolwiek, by zwalczyæ marazm.Wziê³a kluczyki od samochodu.Wysz³a z hotelu na parking, gdzie na krzeœle spa³ staruszek.Zapada³ zmierzch.Mê¿czyzna mia³ bia³e w³osy i powieki z widocznymi, niebieskimi ¿y³kami, a naszczêce d³ug¹ bliznê.By³ stró¿em, wiêc któregoœ dnia zapyta³a go pohiszpañsku, czy widzia³ tu m³odego mê¿czyznê z tlenionymi w³osami.Powiedzia³,¿e na pewno nie, ale teraz, kiedy patrzy³a, jak chrapie na krzeœle, wiedzia³adlaczego [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •