[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była prosta i zgrabna, bez sterczących kości, wałeczków, galarety czy fałdek.Gdy Alice przeżywała traumę okresu dojrzewania i z przerażeniem patrzyła na rosnące piersi i biodra, chciała być taka jak Riley.Kiedy ktoś się z nią drażnił albo kiedy musiała zmienić stanik na większy, pragnęła tego jeszcze bardziej.Czasami nawet teraz zazdrościła Riley.- Kupmy ją - powiedziała.Siostra wyglądała na zadowoloną.- Ile kosztuje? - spytała.- Nawet nie patrz na metkę.Możesz wziąć część pieniędzy przeznaczonych na moją suknię, a ja włożę którąś z maminych.- Alice, nie!- Mówię poważnie.Chodź.- Wzięła suknię i pomaszerowała do kasy.- Bierzemy ją - oznajmiła sprzedawczyni, rzucając na ladę kartę kredytową.Gdy wracały do domu, powoli, bo Riley była zmęczona, Alice stwierdziła, że po raz pierwszy nie myś li z niechęcią o ślubie Megan.Bo chociaż miała się wystroić w którąś z okropnych sukien matki, doszła do wniosku, że nie wszystkie niespodzianki są przykre.- Chce pan rachunek?Podczas nocnej zmiany w Duane Reade przy Jedenastej Alei Alice nosiła niebieski fartuch i plakietkę z imieniem, ale w tę pracę wkładała tylko część siebie.- Niech pani go wyrzuci - odparł klient, który prawdopodobnie nie chciał dowodu na to, że kupił dwa duże snickersy i placek wiśniowy.Praca była marna, ale zatrudnili ją od razu.Alice nie miała ochoty pracować w biurze ani zostać kelnerkę w restauracji.Ten sklep znajdował się na uboczu, a zajęcie należało do takich, które można rzucić w każdej chwili i nie czuć się źle z tego powodu.Buty, które zwykle nosiła, były ładne, ale niezbyt wygodne na tyle godzin przebywania na nogach.Musiała pamiętać, żeby razem z fartuchem pakować do torby tenisówki.W te wieczory, kiedy tu pracowała, mówiła Riley i rodzicom, że umówiła się ze znajomymi, więc wychodząc z domu, starała się właśnie tak wyglądać.Tak naprawdę bardziej potrzebowała pieniędzy niż życia towarzyskiego, ale tego im nie powiedziała.W pewnym sensie była ich reprezentantką.Liczyli na to, że będzie żyła w normalnym, ich zdaniem, świecie.Kilka razy rzeczywiście wyszła gdzieś z przyjaciółmi.„Dlaczego zrezygnowałaś ze studiów prawniczych? Co teraz robisz? Jakie masz plany na przyszły rok? Zamierzasz z kimś się spotykać? Powinnaś poznać tego czy tamtego.Co u Riley?”.W jej wieku, tuż po college’u, przyszłość była jak tlen.Bez niej nic nie istniało.Alice nie lubiła mówić prawdy.Że zwleka.Że czeka.Zauważyła kilka dziewczyn w dziale z szamponami i od razu poznała, że są z Fire Island.Nie z jej miasteczka, ale może z Saltaire albo Fair Harbour.Nie poznały jej, nawet kiedy jedna wyłożyła przy kasie Alice cały koszyk produktów do pielęgnacji włosów.Niebieski fartuch miał nadzwyczajną moc czynienia człowieka niewidzialnym, zwłaszcza dla tego rodzaju dziewczyn, które po college’u poszły na historię sztuki albo dostały się na staż w domu aukcyjnym Christie’s czy w Elle Decor.Alice dorastała z takimi dziewczętami, ale nie mogła się uważać za jedną z nich.Chciała studiować prawo, mogła więc nadal próbować wtopić się w to środowisko.Jeśli brakuje sposobów, żeby wszystkich zadowolić, albo nie ma się pieniędzy, idzie się na wydział prawa.Oto smutna wersja ambicji: nie wyróżniać się, tylko dostosować.Alice sądziła, że z czasem pogrzebie przeszłość.Gdy w wieku pięćdziesięciu lat stanie się wspólnikiem w znanej firmie prawniczej, kto będzie wiedział, że kiedyś nie należała do towarzystwa.Czuła, że jej rodzina nie całkiem pasuje do świata białych kołnierzyków i domów letniskowych, i jeśli popełnią jakiś błąd, zostaną z niego wyrzuceni na wiele następnych pokoleń.Alice musiała odegrać swoją rolę.Więc dlaczego tutaj tkwiła? Dlaczego nie była na szkoleniu w banku albo w dużej korporacji? Uzyskała ocenę z wyróżnieniem i nagrodę wydziału historii.Mogła zachować godność.Mogła postarać się o lepszą pracę.Dlaczego tego nie zrobiła?Bo wszędzie tam wymagano oddania.Musiałaby całkowicie się poświęcić, a nie mogła sobie teraz na to pozwolić.Nie mogła na razie patrzeć w przyszłość.Musiała zostać przy Riley.Mimo że należała do osób, które spełniają oczekiwania innych, zdarzały się jej dziwne napady samonegacji.Uczyła się buntu od dwóch mistrzów, ale praktykowała taki jego rodzaj, który się obywał bez romantyzmu czy pryncypialności.Przeważnie czyniła wyrzuty sobie.Zwykle wiązało się to z poczuciem winy.Nie była wściekła na Paula, że zniechęcał ją do studiów prawniczych.Nie oskarżała go, że zrezygnowała z nich z powodu jego uwag, nawet jeśli na to zasłużył.Była na niego zła, bo nie wiedział, jaka jest nieszczęśliwa, że on zajmuje się swoim życiem i chodzi z kobietami w butach w szpic, a tymczasem Riley jest chora.Oburzała się na niego, choć nie znał prawdy, bo nic mu nie powiedziała.Obarczała go winą za rzeczy, których nie miał na sumieniu.Wyszła z pracy o 22:30 i ruszyła Columbus Avenue i dalej Sześćdziesiątą Ósmą do modnej siłowni, która była otwarta do późna w nocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]