[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To co robi³?- Nie wiem.Mo¿e s³u¿y³ cennymi radami? Pan Rakiewicz jest cz³owiekieminteresu.- Naprawdê musi pani utrudniaæ mi œledztwo? Nie mo¿e pani ze mn¹ normalnierozmawiaæ?Zawaha³am siê, pomyœla³am i postanowi³am mówiæ prawdê.- Nie mogê.To znaczy, rozmawiaæ z panem mogê, ale ¿adnych zeznañ sk³adaæ niebêdê.Niewinna tu jestem wrêcz do obrzydliwoœci i nikt mnie nie skar¿ê na nicpowa¿nego, nawet jeœli odmówiê wszelkich wyjaœnieñ.Niczego œwiadkiem nieby³am, nic nie widzia³am na w³asne oczy, œciœle bior¹c, do koñca o tej ca³ejaferze wiedzia³am mniej ni¿ pan.Domyœla³am siê ró¿nych g³upot, na przyk³adjakiœ czas trwa³am w mniemaniu, ¿e pan Rakiewicz jest morderc¹.Na domiar z³egoparê razy wprowadzi³am pana w b³¹d swoimi domys³ami.¯adnych dowodów nieukry³am, bo nigdy ¿adnych nie mia³am.Krótko mówi¹c, mogê odmówiæ zeznañ.Prywatnie panu powiem, ¿e Ÿród³o, z którego czerpano to przemycane mienie, zanic} w œwiecie siê nie przyzna, a co za tym idzie przemytnicy te¿ siê nieprzyznaj¹.I co z tego wyniknie? Za³Ã³¿my, ¿e ja powiem, ¿e ukradziono to panuDromaderowi, temu z Go-szczyñskiego.Pan Dromader kategorycznie zaprzeczy,sprawcy równie¿ zaprzecz¹, mnie tam nie by³o, s³ysza³am to jako plotkê, wdodatku plotkê zdementowano.I co panu przyjdzie z mojego gadania?- Nic - przyzna³ major.- To znaczy w kwestii przemytu.Mnie w ogóle ten ca³yidiotyczny przemyt kompletnie nic nie obchodzi, nie mój wydzia³.Mnieinteresuj¹ ludzie, którzy mieli zwi¹zek ze zbrodni¹.Poœredni i bezpoœredni.Mam pani t³umaczyæ, czy sama pani rozumie?- Wie pan co.- powiedzia³am z wahaniem - mam propozycjê.Major zatrzyma³krzes³o i spojrza³ pytaj¹co.- We wszystkich kryminalnych utworach na koñcu ten jakiœ prowadz¹cy œledztwozbiera wszystkich do kupy albo te¿ zaprasza samego przestêpcê i relacjonuje mu,jak to by³o.Przestêpca blednie, pada trupem, skacze przez okno i tak dalej.Chcia³am panu zaproponowaæ coœ odwrotnego.- To znaczy co? Ja mam padaæ trupem i skakaæ przez okno?- Nie, ja panu zrelacjonujê, jak to by³o.Pan mnie poprawi.I z tego nam wyjd¹ludzie.Major przygl¹da³ mi siê z wielkim zainteresowaniem.- Proszê bardzo.Mo¿emy spróbowaæ.- Tylko jeszcze jeden drobiazg.- znów siê zawaha³am.- Czy mordercê ju¿ panzamkn¹³?- Mordercê, to znaczy kogo?- Pierzaczka.Major patrzy³ na mnie przez chwilê w milczeniu.- Zgad³a pani?- Zgad³am.Jeszcze przez chwilê siedzia³ nieruchomo i zastanawia³ siê nad czymœ.Potemnagle w oku mu b³ysnê³o i uj¹³ s³uchawkê telefonu.297- Zrobimy coœ zupe³nie odwrotnego - oznajmi³.- Zamiast gromady podejrzanychzbierzemy gromadê pracowników milicji.Zaraz sprawdzê, czy s¹ wszyscyzainteresowani, oni te¿ chêtnie pos³uchaj¹.Kapitana Ró¿ewicza i porucznika Pietrzaka zna³am bardzo dobrze, porucznikaWilczewskiego pozna³am przy okazji œledzi, porucznik Gumowski zosta³ migrzecznie przedstawiony.- Obawiam siê, ¿e ten wystêp bêdzie dla panów ma³o interesuj¹cy - zauwa¿y³am z¿alem.- Panowie znaj¹ to lepiej ode mnie.- Nie wszystko - mrukn¹³ porucznik Wilczewski.- My to lubimy - rzek³ zjadliwie kapitan Ró¿ewicz.-Mo¿emy s³uchaæ po parêrazy.- Jedziemy! - zarz¹dzi³ major.Sp³oszy³am siê i zaniecha³am zamierzonych wstêpów.- Moim zdaniem zaczê³o siê od Franka i Wieœka -rzek³am trochê niepewnie.-Pierzaczek zatrudnia³ ich dawno temu, kiedy jeszcze byli nieletni.Potem siêutemperowali, nie mieli chêci praktykowaæ w bandyckim rzemioœle i odmówiliwspó³pracy.Pierzaczek da³ im spokój i wynajmowa³ ich do roboty tylkosporadycznie, a i to do raczej skromniejszych zadañ, bo w grubszych pewnie niezgadzali siê braæ udzia³u.Przypuszczam, ¿e ich szanta¿owa³ trochê t¹chuligañsk¹ przesz³oœci¹, coœ tam mieli na sumieniu i woleli tego nie ujawniaæ.Nie byli notowani.Czy to, co mówiê, na razie ma sens?- Zgadza siê.Niech pani wali dalej.- Ale usposobienia mieli rozrywkowe i trochê im siê nudzi³a ta praworz¹dnoœæ.Wzwi¹zku z tym bardzo chêtnie przyjêli propozycjê, która im niczym niegrozi³a.- Niech pani sprecyzuje tê propozycjê - poprosi³ grzecznie porucznik Gumowski.- Jak by to okreœliæ.Panowie oczywiœcie rozumiej¹, ¿e to s¹ mojeprzypuszczenia?- Rozumiemy, oczywiœcie! To s¹ wy³¹cznie pani przypuszczenia.- Przyjêli zatem propozycjê zabawienia siê kosztem ró¿nych kanciarzy.Bodlaczego by nie? Postraszyæ nieco jednego z drugim waluciarza, z³odzieja czyinnego hochsztaplerka i zabraæ mu forsê.Rzecz bezpieczna, hochsztap-lerek zpyskiem na milicjê nie poleci, krzywdy wielkiej nie dozna, zysk jest z tego iczysta rozrywka.Znaj¹c doskonale ca³¹ obstawê i metody jej dzia³ania, boprzecie¿ pracowali przedtem u Pierzaczka, znakomicie dawali sobie radê.Zorientowali siê oczywiœcie, ¿e istnieje jakiœ naganiacz, bo w charakterzeofiary wystêpowa³ ci¹gle ten sam facet.Myœlê, ¿e z samej ciekawoœci postaralisiê dowiedzieæ, kto to jest.No i tak im siê ¿y³o przyjemnie i weso³o a¿ dochwili, kiedy Pierzaczek dosta³ po pysku pod kioskiem Ruchu.- Nie, to nie wtedy - wtr¹ci³ ¿ywo porucznik Gumowski.- Waluciarze zagrozilimu dintojr¹.- Cicho b¹dŸ! - skarci³ go major.- Nie przerywaj œwiadkowi.Potem bêdzieszgada³.- No rzeczywiœcie, pod kioskiem Ruchu by³am œwiadkiem - zgodzi³am siê.- Mówipan, ¿e dintojr¹.? Pierzaczka musia³ trafiæ straszny szlag.Rozpozna³ ich wkoñcu, a jak ich rozpozna³, nadzwyczajnie siê ucieszy³.Mia³ ich w rêku i móg³siê wykazaæ.Przypuszczam, ¿e tego Dutkiewicza znienawidzi³ œmiertelnie za ca³yten okres, kiedy nie umia³ go dopaœæ, a mo¿e Dutkiewicz wprowadzi³ go w b³¹d t¹swoj¹ niemraw¹ gêb¹? Nie wiem, w ka¿dym razie s¹dzê, ¿e by³ to jego wróg numerjeden.Znów zaszanta¿owa³ tych dwóch ch³opaków, z tym ¿e teraz mia³ wiêcejmateria³u, bo i milicj¹ móg³ im groziæ, i zdenerwowanymi waluciarzami.Oni siêpewnie trochê przestraszyli, poszli na ugodê, zgodzili siê pobiæ Dutkiewicza.Zamordowaæ nie, wykluczone, ale pobiæ owszem.Nie wiem, czy z w³asnejinicjatywy299szukali u Dutkiewicza pieniêdzy, czy te¿ Pierzaczek im kaza³.- Kaza³.- mrukn¹³ pod nosem porucznik Pietrzak.- Kaza³? To kretyn.Przecie¿ zamierza³ go zabiæ, powinien im kazaæ natychmiastuciekaæ!- Przestañcie siê wtr¹caæ! - za¿¹da³ major.- On by³ chciwy.- A, rozumiem! Pieniêdzy chcia³, ale wola³ sam nie siedzieæ u niego za d³ugo.No wiêc mieli wytrych.Musieli mieæ wytrych.Zdaje siê, ¿e u Dutkiewicza by³wizjer w drzwiach, zobaczy³ ich przez ten wizjer, wystraszy³ siê, mo¿liwe, ¿eod razu ich pozna³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •