[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taylor zapytał w administracji, jaka jest specjalność profesora Gruski.- Pokaże mu pan świecznik, a będzie się rozwodził na temat kompleksu Edypa - odparła urzędniczka.- Sprawa jest tym dziwniejsza, że on nie ma matki.Mieszka ze swoim gburowatym ojcem.Śmieszne, zawsze obwinia się matki.Taylor przyznał jej rację.Dzień był przenikliwie zimny.Ściemniało się już i z każdą minutą robiło się chłodniej.Taylor nie spodziewał się, że zastanie Gruskę w jego gabinecie.Zastukał jednak do drzwi.- Proszę!Wszedł i cicho zamknął za sobą drzwi.Przypatrzył Się mężczyźnie, który tak bardzo wystraszył Eden.Nieszkodliwie wyglądający dżentelmen, w tweedowym ubraniu, z fajką, szczupły, o długiej wąskiej twarzy i wielkim nosie, po pięćdziesiątce, o raczej bladej karnacji, w kiepskiej formie fizycznej.Tak, Eden rzuciłaby go na podłogę jedną ręką.- Czym mogę służyć? Już późno.Właśnie miałem wychodzić.- Zajmę panu tylko minutkę, profesorze Gruska - Taylor podał mu dłoń w rękawiczce.- Nazywam się O1iver Winston, doktor Winston.Jestem psychoanalitykiem.Wiele o panu słyszałem i chciałem pana poznać.Jestem w Nowym Jorku z wizytą u przyjaciół.Doktor Graham z naszego uniwersytetu Columbus powiedział, żebym do pana wstąpił.Mówił mi, że pan jest najlepszy w swojej dziedzinie.Profesor Gruska promieniał.Taylor szybko usiadł naprzeciw niego.- Powiada pan, doktor Graham.Hmmm, który doktor Graham?- Joseph Graham z uniwersytetu Columbus.- Ach, tak.Joe.Miły, solidny facet.Ma dobre przygotowanie.Co u niego?- Doskonale.Jak już wspomniałem, wyraża się o panu w superlatywach.- Miło mi to słyszeć.Rozumiem, że zależy panu, abyśmy przetrwali, panie Winston?Taylor nie miał zielonego pojęcia, o co chodzi, ale z mowy ciała profesora Gruszki oraz jego tonu wywnioskował, że należy przytaknąć.- O, tak, oczywiście.Nie wiem jednak, co powinienem przedsięwziąć.Taylor przyglądał się zafascynowany, jak na twarzy profesora malują się rozmaite uczucia.Wściekłość, zaskoczenie, przyjemność, znowu wściekłość, znowu przyjemność, konspiracja.Pochylił się do przodu i ułożył ręce na blacie biurka.Z fajki wzlatywała smużka dymu.Pachniał przyjemnie - sosnowym lasem.Jego głos miał ciepłe brzmienie, był niski i głęboki.- Ach, mój drogi kolego, a więc cierpi pan tak jak i ja, jak my wszyscy.Ten pomysł, żeby wszystko załatwiać chemikaliami! To katastrofalne! Ci dziwacy lekarze medycyny, którzy uważają, że rozumieją ludzki umysł i są w stanie pomóc pacjentowi, podając mu leki.Taylor wydobył z siebie odpowiednie chrząknięcie i uniósł dłonie, wyrażając rozpacz.- Z pewnością pański przyjaciel przysłał pana do mnie, bo wie, że pana zrozumiem i będę współczuł.Pozostanę psychoanalitykiem, pomimo wszelkich trudności.To, czym dysponujemy, jest prawdą i to owa prawda sprawia, że cała ludzkość zachowuje się tak jak my.Taylor znów podziwiał gładkość wymowy, ton i maniery profesora.- Sądzę, że Freud szczególnie dobrze rozumiał i tłumaczył kobiety - powiedział powoli i z namysłem.- O, tak.Freud podał podstawowe prawdy, na których wciąż budujemy.I kobiety najłatwiej zrozumieć, ponieważ ich sposób myślenia.Wszystko to jest związane z intuicją, a potem z przeczuwaniem.Dzieci wiedzą, a dorośli tłumią, zwłaszcza kobiety.To prawda, o, tak.Dla Taylora brzmiało to jak bełkot, ale skinął głową.- Mam pacjentkę - powiedział - raczej młodą kobietę, która boi się mężczyzn.Mimo wielkich starań nie mogę zdobyć jej zaufania.Usiłowałem cofnąć ją do owego wieku, który nas formuje, ale ona się opiera, nie zezwala na hipnozę, która z pewnością by ją odblokowała.Pytam pana, profesorze, co mogę zrobić?Gruska milczał, gładząc długimi palcami fajkę.Wyglądało na to, że pytanie Taylora sprawiło mu przyjemność.Taylor poderwał się z krzesła.- O, Boże.Już ciemno, a ja pana tak długo zatrzymuję.Proszę mi wybaczyć, profesorze, ale słuchanie pana, poznawanie głębi pańskiej wiedzy.- Niech pana siada, panie Winston, niechże pan siada! Nie może pan teraz odejść!Taylor usiadł.- Czy ta młoda kobieta jest piękna?- Bardzo.- Czy powierzchownie sprawia wrażenie dobrze przystosowanej?- Tak.Dopóki mężczyzna nie stara się do niej zbliżyć.- Czy to jedna z tych suk pracujących zawodowo, czy też łagodna tradycjonalistka?- Pracująca, niezamężna, ale wcale nie suka.- Ach, tak.Klasyczny przypadek, bliski paradygmatu.Wypytałbym ją o przeżycia wieku dorastania.Nie o dzieciństwo.Niech ją pan wypyta o potrzeby seksualne, które tłumi, i o poczucie winy, którego doznaje doświadczając tych potrzeb.Niech się przyzna do masturbacji, niech powie, co czuje podczas masturbacji.Niech panu powie, jak się masturbuje, to bardzo ważne - ręcznie, czy stosując jakieś przedmioty.Możliwe, że w wieku osiemnastu lat uwodziła kogoś z rodziny, nawet ojca, i teraz wyparła to z pamięci.- O, mój Boże - powiedział Taylor, i naprawdę tak pomyślał.- Doradza mi pan znacznie więcej, niż się spodziewałem.Czy miał pan podobną pacjentkę?- Och, widziałem wiele dziewcząt tego rodzaju.To ich stłumione poczucie winy i napięcie seksualne, czekające na uwolnienie, domagające się uwolnienia.Ale one na to nie pozwalają, bo przyzwolenie oznaczałoby przyznanie się do owych odczuć.Znam jedną dziewczynę, która szczególnie potrzebuje takiego uwolnienia, która potrzebuje mojej pomocy, aby je osiągnąć, ale nie ma do mnie zaufania, boi się samej siebie i swoich uczuć, jest ślepa na własne potrzeby.Ach, już późno.Mój drogi kolego, cieszę się, że pan do mnie wstąpił.Proszę pozdrowić Joego.Gruska wstał i podał Taylorowi rękę, którą ten posłusznie ujął i mocno uścisnął.Dwie godziny później dotarł do apartamentu Eden.ROZDZIAŁ 13Taylor/EdenDzwoniąc do drzwi Eden, Taylor wiedział, że nic jej nie powie o spotkaniu z profesorem.Jeszcze nie teraz.Był całkowicie pewien, że młoda kobieta, o której Gruska wspomniał, to właśnie ona [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •