[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym czasie mieszczanie zgodzili siê za namow¹ Krukowiec-kiego na kapitulacjêw ci¹gu czterdziestu oœmiu godzin.Wojsko mia³o wówczas opuœciæ miasto i ktochcia³, móg³ uciec, potem zaœ Rosjanie mieli prawo zaj¹æ Warszawê.Armia,jeszcze nie wiedz¹ca o tej umowie, mia³a s³ab¹ nadziejê, i¿ wesprze j¹Ramorino, który, jak mówiono, ruszy³ z dwudziestoma tysi¹­cami ¿o³nierzy ipod¹¿a³ forsownym marszem na odsiecz War­szawie.Gdy armia dowiedzia³a siê okapitulacji a tak¿e o tym, i¿ Ramorino ze swym korpusem jest dopiero o dziesiêæmil od miasta, zdecydowa³a siê opuœciæ jeszcze w nocy Warszawê.Nie uzna³ajednak kapitulacji, lecz przesz³a przez Pragê, by zaj¹æ pozycje w twierdzyModlin.My zaœ nie wiedzieliœmy nic o kapitulacji, w przeciwnym razie z pewnoœci¹wyszlibyœmy razem z wojskiem, a nie zostawali s³u¿yæ nadal nieszczêœliwym,którym odebrano wolnoœæ i którzy na dodatek wszystkich swoich nieszczêœæ czulisiê u³omnymi, nie widz¹c przed sob¹ ¿adnego celu.Widzieliœmy, jak nieprzyjaciel dotar³ do wewnêtrznych wa³Ã³w, a ¿e nastrojeuleg³y zmianie, zrozumieliœmy, ¿e oblê¿onej armii nie zosta³a ju¿ w³aœciwie¿adna nadzieja ratunku poza nadziej¹ na œmieræ.Nie wiedzieliœmy jednakjeszcze, ¿e miasto siê ju¿ podda³o i przypuszczaliœmy, ¿e nastêpnego rankabitwa rozgorzeje na nowo z wiêksz¹ jeszcze zaciek³oœci¹ i zawziêtoœci¹ jakichdostarcza walce przekonanie o nieuchronnej klêsce.Gdy oko³o drugiej w nocy udawaliœmy siê na spoczynek, byliœmy przekonani, ¿ejest to ostatnia noc polskiej wojny o wolnoœæ, ¿e nadesz³a krytyczna chwila, wktórej mia³o rozstrzyg­n¹æ siê, czy zwyciê¿y ¿ycie czy œmieræ, i czekaliœmy, a¿zosta­niemy pogrzebani wraz z Polakami w ruinach Warszawy lub wraz zbohaterami, którzy walczyli o wolnoœæ, odœpiewamy Te Deum dziêkuj¹c za ratuneki zwyciêstwo.Na Woli iskrzy³y siê czasem s³upy dymu i ognie w parkach,ogrodach i wypalonych domach.W ciemnoœciach czasami coœ zab³ys³o, ogieñprzygasa³, a dym spowija³ wszystko.Czasami poryw wiatru podrywa³ w górê popió³i rozgania³ chmury kurzu, z którymi ucieka³y tysi¹ce iskier to wznosz¹c siê, toopadaj¹c nad ruinami.W tej samej chwili poza miastem spa³o snem wiecznym,razem, jak bracia, czterdzieœci tysiêcy Rosjan i Pola­ków, a pal¹ce siêprzedmieœcia i p³on¹ce ruiny sta³y jak jarz¹ce siê kandelabry wokó³ cichego³o¿a œmierci, na którym œmieræ z³¹czy³a poleg³ych wiêzami przebaczenia.O pi¹tej rano 8 wrzeœnia otrzymaliœmy wiadomoœæ, ¿e War­szawa skapitulowa³a.Wiadomoœæ ta by³a tak niespodziewana, ¿e nie chcia³em w ni¹ uwierzyæ, zanim niezostanie potwierdzona.Wyszed³em wiêc do miasta.Wszêdzie by³o cicho i pusto —nie s³ysza³em nigdzie, by mieszkañcy miasta i ¿o³nierze œpiewali gdzieœ jakzwykle Jeszcze Polska nie zginê³a.Panowa³a œmiertelna cisza, wszystkie sklepyby³y pozamykane, a kilka osób, które spotka³em b³¹kaj¹cych siê po szerokichulicach, p³acz¹c opowiada³o, i¿ Warszawa odda³a siê w rêce wroga.A zatem by³a to prawda, ¿e nadszed³ koniec polskiej wojny i ¿e czterdzieœcitysiêcy trupów, które spoczywa³o na pobojowisku, zosta³o z³o¿onych w ofierzejak hekatomba zimnemu losowi, z niezmienn¹ srogoœci¹ pragn¹cemu zostawiæ posobie œlad na ka¿dej stronie historii.Tak wiêc Polska odegra³a przed Europ¹ ostatni akt krwawego widowiska.Za swójtrud i ofiary otrzyma³a jedn¹ tylko zap³atê: nieprzyznanie jej prawa doistnienia, a Europa przygl¹da³a siê walce nie zrobiwszy nic, poza cichymubolewaniem nad jej losem.Podobnie jak dawniej, Polska czeka³a teraz na ratunek z zew­n¹trz.Niegdyœwierzy³a w sprawiedliwoœæ Europy — ta zawiod³a, bowiem wszystkie narody by³yzbyt s³abe zarówno materialnie, jak moralnie.Pañstwo, podobnie jak jednostka,bêd¹c s³abe materialnie staje siê tylko zalêknionym widzem.Naród moralniewyczerpany, os³abiony, jeœli tak mo¿na powiedzieæ, przez swoje stareuprzedzenia, nie móg³ poj¹æ w pe³ni ¿adnej wielkiej idei.Niegdyœ pok³ada³ ontak¿e nadziejê w Napoleonie, w jego geniu­szu i dobrej gwieŸdzie, lecz Napoleonpad³, gdy¿ kierowa³ siê gwiazdami i nie zauwa¿y³ pu³apki zastawionej nañ przezprzy­ziemne istoty na drodze, na której geniusz jego rzuci³ wyzwaniewspó³czesnoœci.Wraz z nim upad³a te¿ nadzieja Polski na odro­dzenie.Zaczê³aona w koñcu pok³adaæ nadziejê tylko w sobie, jak niegdyœ Wikingowie, lecz pad³aw walce, a krwawy orze³ wyryty zosta³ na barkach zdradzonego bohaterskiegonarodu.Armia rosyjska mia³a wkroczyæ do miasta o drugiej po po³ud­niu, poœpieszy³emwiêc z powrotem do moich przyjació³, by za-stanowiæ siê z nimi, czy powinniœmypozostaæ w Warszawie, czy uciekaæ.Zdecydowaliœmy siê na to drugie, choæStenkuli, s³abe­mu jeszcze po chorobie, ciê¿ko by by³o wyruszaæ z nami.Liczy­liœmy, i¿ mo¿e uda nam siê dogoniæ wojsko i szczêœliwie wyjœæ z Warszawy,zanim Rosjanie wkrocz¹.Spakowaliœmy wiêc w ogrom­nym poœpiechu nasz niewielkidobytek i ruszyliœmy w drogê.Mieliœmy w³aœnie rozpocz¹æ nasz¹ niebezpieczn¹ podró¿, gdy Stenkula przypomnia³sobie, ¿e po¿yczy³ ksi¹¿kê jednemu z leka­rzy w lazarecie i mimo naszychprotestów poœpieszy³ po ni¹.Wróci³ po dziesiêciu minutach i rozpoczêliœmyucieczkê.Na ulicy, niedaleko koszar, spotkaliœmy jeŸdŸca we w³ochatej czapie, zzaroœniêt¹ twarz¹, w nieokreœlonym, brudnym stroju, z krótkimi strzemionami,kolanami podci¹gniêtymi pod brodê, z niewiarygodnie d³ug¹ lanc¹ bezproporczyka.Wygl¹d wskazy­wa³ wiêc na kozaka, pojecha³ on jednak spokojniedalej, pomy­œleliœmy wiêc, ¿e Rosjanie nie wkroczyli jeszcze do miasta.Gdydoszliœmy do Rynku Zygmuntowskiego, zobaczyliœmy jednak coœ, co kaza³o namobawiaæ siê najgorszego.Sta³ tam ca³y pu³k rosyj­skich kirasjerów, z ga³¹zkamina he³mach symbolizuj¹cymi zwy­ciêstwo.Wahaliœmy siê chwilê, czy ryzykowaæ iiœæ dalej, lecz w koñcu ruszyliœmy w drogê i przeszliœmy spiesznie przez Rynekz tobo³kami na plecach.Rosjanie rozumieli dobrze nasze zamiary, lecz tylkoœmiali siê i pokazywali na nas palcami, jakby chcieli powiedzieæ: „Mo¿eciesobie uciekaæ, daleko nie zajdziecie" [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •