[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.S³owem, doszed³em do przekonania, i¿ w miarê jak organizm bêdzieprzyzwyczaja³ siê do stopniowego zmniejszania siê nacisku atmosferycznego, oweniedomagania bêd¹ stopniowo ustêpowa³y - ponadto ufa³em, i¿ ¿elazna krzepkoœæmego ustroju fizycznego zdo³a je przetrzymaæ.Wy³uszczy³em tedy, za pozwoleniem Waszych Ekscelencji, niektóre, acz niewszystkie wzglêdy, które mnie sk³oni³y do podjêcia podró¿y na Ksiê¿yc.Winienemteraz z kolei zdaæ sprawê z przebiegu tego przedsiêwziêcia, tak nies³ychaniezuchwa³ego w pomyœle i b¹dŸ co b¹dŸ bezprzyk³adnego w dziejach ludzkoœci.Osi¹gn¹wszy wspomnian¹ poprzednio wysokoœæ - to znaczy trzy i trzy czwarte mili- wyrzuci³em z kosza trochê pierza i przekona³em siê, ¿e wci¹¿ wznoszê siê zchy¿oœci¹ dostateczn¹; nie by³o zatem potrzeby wyrzucania balastu.By³em z tegozadowolony, gdy¿ pragn¹³em zachowaæ mo¿liwie najwiêcej ciê¿aru dla tej prostejprzyczyny, ¿e nie wiedzia³em nic pewnego ani o przyci¹ganiu, ani te¿ ogêstoœci atmosferycznej Ksiê¿yca.Jak dotychczas nie doznawa³em ¿adnejdolegliwoœci, oddycha³em zupe³nie swobodnie i wcale nie mia³em bólu g³owy.Kotle¿a³ sobie najspokojniej na mym p³aszczu; z którego siê rozebra³em, iprzygl¹da³ siê niedbale go³êbiom.By³y one przywi¹zane za nó¿ki, aby nieuciek³y, i zajmowa³y siê skrzêtnie dziobaniem ry¿u, którego rzuci³em im trochêna dno kosza.O godzinie szóstej minut dwadzieœcia wzniesienie wedle barometru wynosi³o 26400 stóp, czyli bez ma³a 5 mil.Widok by³ niezmierzony.Przy pomocy geometriisferycznej nietrudno jest obliczyæ, jak wielki obszar powierzchni ziemskiejmia³em przed oczyma.Wypuk³a powierzchnia jakiegokolwiek odcinka kuli ma siêtak do ca³ej powierzchni tej¿e kuli, jak sinus owego odcinka do œrednicy kuli.W moim wypadku sinus - to znaczy d³ugoœæ odcinka, który znajdowa³ siê pode mn¹- równa³ siê niemal memu wzniesieniu, czyli wzniesieniu punktu widzenia powy¿ejpowierzchni.„Jak piêæ mil do oœmiu ich tysiêcy” - oto jak wyra¿a³by siêstosunek obszaru, widzianego przeze mnie, do obszaru Ziemi.Innymi s³owywidzia³em tysi¹czn¹ szeœæsetn¹ czêœæ ca³kowitej powierzchni ziemskiej.Morzezdawa³o siê mieæ g³adkoœæ zwierciad³a, aczkolwiek przy pomocy teleskopu uda³osiê mi dostrzec, i¿ by³o mocno wzburzone.Okrêt ju¿ nie by³ widoczny; zapewnepop³yn¹³ ku wschodowi.J¹³em doznawaæ od czasu do czasu przykrego bólu g³owy,zw³aszcza ko³o uszu - ale wci¹¿ jeszcze oddycha³em doœæ swobodnie.Kot igo³êbie nie zdawa³y siê doznawaæ jakichkolwiek dolegliwoœci.Dwadzieœcia minutprzed siódm¹ balon wtargn¹³ w pok³ady gêstych chmur, które sprawi³y mi wielek³opotu, gdy¿ uszkodzi³y mój aparat zgêszczaj¹cy i przemoczy³y mnie do nitki.Bezsprzecznie by³o to spotkanie osobliwszego rodzaju, gdy¿ nie przypuszcza³em,by chmury mog³y unosiæ siê tak wysoko.Wyda³o siê mi przeto rzecz¹ stosown¹wyrzuciæ dwa piêciofuntowe kawa³ki balastu, pozostawiaj¹c jeszcze w zapasie stoszeœædziesi¹t piêæ funtów.Dziêki temu min¹³em szybko przeszkodê i zauwa¿y³emniezw³ocznie ogromny przyrost chy¿oœci.Zaledwie zd¹¿y³em opuœciæ chmury,olœniewaj¹ca b³yskawica targnê³a nimi od koñca do koñca i zapali³a je na ca³ejogromnej przestrzeni, i¿ wygl¹da³y niby warstwa roz¿arzonego wêgla.A trzebapamiêtaæ, i¿ sta³o siê to za bia³ego dnia.Nie ma wyobraŸni, która zdo³a³abywyœniæ wspania³oœæ podobnego zjawiska œród mroków nocnych.Zaiste, by³oby onowiernym obrazem piek³a.W³osy stawa³y mi na g³owie, gdym spogl¹da³ z wysoka wziej¹ce otch³anie, pozwalaj¹c wyobraŸni s³aniaæ siê i b³¹dziæ skroœ dziwniesklepionych komnat, skroœ têczuj¹cych purpur¹ zatok, skroœ upiornie czerwonychczeluœci potwornego i niezg³êbionego ognia.Uda³o mi siê ujœæ szczêœliwie.Gdyby balon by³ pozosta³ w chmurach nieco d³u¿ej - to znaczy, gdyby dojmuj¹cawilgoæ nie by³a mnie sk³oni³a do wyrzucenia balastu - by³bym prawdopodobnie nieunikn¹³ zguby.Niebezpieczeñstwa tego rodzaju, aczkolwiek niezbyt brane poduwagê, s¹ snadŸ dla balonów najgroŸniejsze.Zdo³a³em jednak wzbiæ siê tymczasemna tak¹ wysokoœæ, i¿ nie potrzebowa³em ju¿ obawiaæ siê niczego.Wznosi³em siê zatem szybko i o godzinie siódmej barometr wskazywa³ nie mniejni¿ dziewiêæ i pó³ mili wysokoœci.J¹³em doznawaæ wielkich utrudnieñ woddychaniu.G³owa bola³a mnie nieznoœnie.Od pewnego ju¿ czasu czu³em coœwilgotnego na policzkach i przekona³em siê w koñcu, ¿e by³a to krew, co s¹czy³asiê nieustannie z bêbenków moich uszu.Dolega³y mi równie¿ oczy.Przesuwaj¹c ponich d³oni¹, mia³em wra¿enie, i¿ wysunê³y siê znacznie z oczodo³Ã³w; tote¿wszystkie przedmioty w koszu wraz z balonem przybra³y dla mnie wygl¹d cudaczny.Te objawy przesz³y moje oczekiwania i nieco mnie zaniepokoi³y.Przynaglonynimi, nader nierozwa¿nie i bez namys³u wyrzuci³em z kosza trzy piêciofuntowekawa³ki balastu.Skutkiem wywo³anego w ten sposób przyœpieszenia dosta³em siênagle i bez w³aœciwego stopniowania w nadzwyczaj rozrzedzon¹ warstwê atmosfery,co omal nie poci¹gnê³o za sob¹ zgubnych nastêpstw dla mnie samego i dla mejwyprawy.Z³apa³ mnie nagle skurcz, trwaj¹cy przesz³o piêæ minut, wszelako nawetpóŸniej, kiedy ju¿ nieco zwolnia³, chwyta³em oddech tylko z d³ugimi przerwami ijakby zach³yœniêty, przy czym krew s¹czy³a siê mi obficie z nosa i z uszu, anawet nieco z oczu.Go³êbie miota³y siê nieprzytomne, jak gdyby rwa³y siê doucieczki; kotka miaucza³a ¿a³oœnie i z wywieszonym ozorem zatacza³a siê w koszuniby pod wp³ywem jakiejœ trucizny.Za póŸno zda³em sobie sprawê z nieoglêdnegopoœpiechu w wyrzuceniu balastu i niepokój mój wzmóg³ siê ponad wszelk¹ miarê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]