[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Chodź tu, moje kochanie, chodź!— Tato! Mamo! — wołał zbliżający się wciąż głosik, co sprawiało wrażenie sztuczki brzuchomówcy, który udaje, że otwiera klapę wiodącą do piwnicy.— Nie zdziwiłbym się wcale, ale to wcale — powiedział Beausire, dosłyszawszy w tym głosiku radość — gdyby stał się cud i mały znalazł sakiewkę, o której przed chwilą mówiłem.Chłopiec ukazał się właśnie na ostatnim stopniu schodów, po czym wpadł do pokoju z czerwonym batonikiem w buzi, lewą ręką tuląc do piersi paczkę łakoci, a w wyciągniętej przed siebie prawej dłoni trzymając złotego luidora, który w nikłym blasku świecy lśnił niczym gwiazda Aldebarana.— O mój Boże! Mój Boże! — zawołała Nicole, puszczając drzwi, które zatrzasnęły się same.— Co ci się przytrafiło, moje drogie biedactwo?I macierzyńskimi pocałunkami, których nic nie brzydzi, bo zdają się wszystko oczyszczać, zaczęła okrywać lepką buzię małego Toussainta.— Stało się — rzekł Beausire, który zręcznie pochwycił monetę i obejrzał ją w świetle świecy.— To prawdziwy luidor, wart dwadzieścia cztery liwry.— A zwracając się do dziecka zapytał: — Gdzie znalazłeś tę monetę, brzdącu, żebym wiedział, gdzie szukać reszty?— Wcale jej nie znalazłem, tato, dostałem.— Jak to dostałeś?— Tak, mamusiu, od jednego pana.Jak Beausire o luidora, podobnie Nicole chciała już zapytać, gdzie jest ten pan, doświadczenie, nauczyło ją jednak ostrożności.Znając podejrzliwość i zazdrość Beausire’a, powtórzyła więc tylko:— Od pana?— Tak, mamusiu, od jednego pana — potwierdził malec, odgryzając kawałek batonika.— Od jakiegoś pana? — powtórzył z kolei Beausire.— Tak, tatusiu, on wszedł do sklepiku, kiedy tam byłem, i zapytał właściciela: „Czy ten szlachetnie urodzony kawaler, którego w tej chwili masz zaszczyt obsługiwać, przypadkiem nie nazywa się de Beausire?”Beausire nadął się dumnie, Nicole zaś wzruszyła ramionami.— A co odpowiedział sklepikarz, synku? — zapytała.— Powiedział: „Nie wiem, czy jest szlachetnie urodzony, ale istotnie nazywa się Beausire”.„Czy nie mieszka gdzieś w pobliżu?” — pytał dalej ten pan.„A jakże, w domu po lewej, na trzecim piętrze, na poddaszu”.„Daj pan temu dziecku różnych łakoci, ja płacę — powiedział jeszcze ten pan, a do mnie rzekł: — Masz, mały, luidora, żebyś miał za co kupić cukierki, jak już zjesz te”.Położył mi na dłoni tego luidora, sklepikarz podał mi paczuszkę, więc wyszedłem bardzo zadowolony.Ojej, a gdzie jest mój luidor?Chłopiec nie zauważył sztuczki Beausire’a i teraz nerwowo zaczął szukać swojej monety.— Och, ty gapo, na pewno go zgubiłeś — powiedział ojciec.— Nie, nie, na pewno nie — upierał się malec.Dyskusja byłaby się może zaostrzyła, gdyby nie wydarzenie, które z konieczności położyło jej kres.Podczas gdy dziecko, pełne już wątpliwości, szukało na podłodze luidora, który od dawna tkwił w podwójnej kieszonce kamizelki Beausire’a, gdy Beausire podziwiał bystrość małego Toussainta, o której świadczyło jego opowiadanie, pod naszym piórem może nieco tylko wygładzone, podczas gdy Nicole, podzielając wprawdzie zachwyt kochanka dla wcześnie ujawniających się zdolności narracyjnych syna, zastanawiała się poważnie, kim mógł być ów rozdawca łakoci i luidorów, drzwi otworzyły się powoli i rozległ się łagodny głos:— Dobry wieczór, panno Nicole… dobry wieczór, panie de Beausire… dobry wieczór, Toussaint.Wszyscy zwrócili się w stronę, skąd dochodził ten głos.Na progu stał wytwornie ubrany mężczyzna, uśmiechając się na widok rodzinnej sceny, jaka rozgrywała się w pokoju.— O, to ten pan od cukierków! — zawołał mały Toussaint.— Hrabia Cagliostro! — szepnęli razem Nicole i Beausire.— Ma pan uroczego synka, panie de Beausire — powiedział hrabia.— Musi pan być z tego powodu naprawdę szczęśliwy.,IVGdzie czytelnik ma przyjemnośćodnaleźć pana de Beausire’a nieodmienionym,Po uprzejmych słowach hrabiego nastała cisza.Cagliostro stanąwszy na środku pokoju, badawczo rozglądał się wokół, zapewne iżby ocenić sytuację moralną, a zwłaszcza finansową dawnych znajomych, do których niespodzianie przywiodły go tajemne i niebezpieczne intrygi, jakich sam był ośrodkiem.Wynik tych pobieżnych oględzin nie nasuwał człowiekowi tak bystremu jak hrabia żadnych wątpliwości.Nawet przeciętny obserwator odgadłby, zgodnie z prawdą, że mieszkająca tu rodzina zjada ostatni posiadany pieniądz.Spośród trzech osób, zaskoczonych niespodziewanym pojawieniem się hrabiego, pierwszy milczenie przerwał ten, w którego pamięci zachowały się tylko wydarzenia dzisiejszego wieczora i który miał zupełnie czyste sumienie.— Co za nieszczęście, proszę pana! — zawołał mały Toussaint.— Zgubiłem mojego luidora.Nicole już otwarła usta, aby wyjaśnić ten fakt, uznała jednak, że milczenie przyniesie może dziecku następną monetę, którą tym razem odziedziczy ona.Nie pomyliła się.— Zgubiłeś luidora, moje biedne dziecko? – zapytał Cagliostro.— No to masz jeszcze dwa, ale tym razem postaraj się ich nie zgubić.I z sakiewki, na widok której w oczach Beausire’a zapłonęła chciwość, wyjął dwa inne luidory i wsunął je w lepką rączkę dziecka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •