[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeklêty ha³as! Olsenowi nie pozostawa³o nic innego,jak wstaæ i zlikwidowaæ jego Ÿród³o.Oni œpi¹ twardo niczym sus³y, jakby pozbawieni bylizwyk³ych ludzkich zmys³Ã³w, pomyœla³ ze z³oœci¹.Wy-mkn¹³ siê po cichu i otworzy³ skrzypi¹ce drzwi.Na dworze by³o zimno, ponuro i wietrznie.Wietrznie tooczywiœcie s³owo zbyt ³agodne, wiatr dmucha³ z tak¹ si³¹, ¿eprzycisn¹³ Olsena do œciany.Mia³ wra¿enie, ¿e ktoœ przybi³mu do belek skórê i ubranie.Œwit wstawa³ mroczny, jakbyzaczarowany.Na ogó³ mocno obiema nogami trzymaj¹cysiê ziemi Olsen poczu³ dreszcz niepokoju na plecach.St³umi³ pragnienie, by schowaæ siê do œrodka, i prze-szed³ za wêgie³.Na œcianie wisia³a stara drewniana baliai to ona by³a sprawczyni¹ piekielnego ha³asu.Olsengniewnym szarpniêciem œci¹gn¹³ j¹ na ziemiê.Mocnowisia³a na ko³ku, zreszt¹ inaczej przez tak d³ugi czas nieodpiera³aby ataków wichru.Wróci³ do drzwi, ale zatrzyma³ siê z d³oni¹ na klamce.Nie zauwa¿y³ nawet, ¿e balia tanecznym jakby ruchemprzesunê³a siê po trawie i z g³uchym uderzeniem za-trzyma³a dopiero na œcianie s¹siedniej cha³upy.Przeklêty lensman Sveg, zawsze tak go upokarza³!Drwi³ zeñ w obecnoœci innych! Z niego, Olsena, który storazy lepiej ni¿ lensman zna³ siê na przestêpstwach i nametodach rozwi¹zywania zagadek! Nauczy³ siê tego czyta-j¹c, a Sveg na pewno nigdy nawet nie otworzy³ ¿adnejksi¹¿ki!Teraz Olsen stan¹³ przed swoj¹ szans¹.Móg³ rozwik³aæzagadkê brakteatu i zmar³ych, a tak¿e zaginiêcia narzeczo-nego Adele.Zobacz¹, na co go staæ, rozdziawi¹ gêby zezdziwienia, jak bardzo inteligentny jest on, Olsen, i jacyoni wszyscy byli g³upi.Adele bêdzie patrzeæ na niego z zachwytem.Tylko jak zabraæ siê do dzie³a?Mia³ pewn¹ teoriê.By³ zdania, ¿e Monen Hjonsbergw taki czy inny sposób poniós³ œmieræ gdzieœ tutajniedaleko.Musi znajdowaæ siê w wiosce, pewnie w którejœz chat.Mo¿e jakiœ dach siê nad nim zawali³?To jednak nie wyjaœnia³o sprawy trupa znalezionegow jeziorze.Olsen musi wykazaæ siê teraz przebieg³oœci¹, musimyœleæ.Nie³atwo by³o jednak rozumowaæ logicznie w okolicz-noœciach tak niepojêtych, tak irracjonalnych.Olsenowibardzo nie podoba³ siê ten nadprzyrodzony element.PrzewoŸnik.Ale przecie¿ sam na w³asne oczy widzia³.On jednak ju¿ znikn¹³, zapad³ siê pod wodê.Z jegostrony nic im nie grozi³o.Brakteat.Livor powiedzia³, ¿e jest ich wiele.Na pewno ukryte by³y w jednej z chat.Najlepiej bêdzie zacz¹æ od przeszukiwania cha³up.Rozejrzy siê za Mortenem Hjonsbergiem i za brakteatami.Kiedy zacz¹³ iœæ, wiatr znów nim targn¹³, ale m³odzie-niec zdo³a³ dobrn¹æ do najbli¿szej chaty.By³o to w³aœciwie zwa³owisko drewnianych bali, bezwyjœcia czy okna.Olsen obszed³ je woko³o i stwierdzi³, ¿enic tu nie mo¿e byæ ukryte.Szed³ dalej przez wioskê, zajêty swoimi myœlami,przekonany, ¿e sam zdo³a rozwi¹zaæ zagadkê, bez miesza-nia w to upiorów czy trolli, o których bredzili inni.Boginki? Upiory? Nonsens!Doszed³ do zwalonej cha³upy, zapadniêtej tak, ¿eboczne œciany dotyka³y do siebie, tworz¹c szpic.Tu da³osiê wejœæ do œrodka i Olsen z zadowoleniem pomyœla³, ¿etak dzielnie nara¿a ¿ycie ze wzglêdu na Svega.No,przynajmniej czêœciowo ze wzglêdu na Svega.Chyba jednak ta chata nie skrywa³a niczego wa¿nego.Pokona³ chêæ ucieczki i dostojnie, powoli wyszed³ przeznadzwyczaj niskie drzwi.Tak bada³ chatê za chat¹.Kiedy przeszuka³ ju¿ po³owê, stan¹³ przed koœcio³em.Choæ okna zia³y pustk¹, a z drzwi sypa³o siê próchno,ma³y drewniany koœció³ek zachowa³ siê w niez³ym stanie.Po krótkiej chwili wahania wszed³ do œrodka.Wewn¹trz panowa³ mrok.Nie by³o tu ¿adnych ³awek,ale o³tarz sta³ na swoim miejscu.Czy te¿.?By³ to najdziwniefszy o³tarz, jaki zdarzy³o mu siêw ¿yciu widzieæ i co, na mi³oœæ bosk¹, mog³o znaczyæto tam? I co to tak.œwieci³o? Oczy?Olsen stan¹³ jak wryty na œrodku koœcio³a.Z niedowierzaniem wpatrywa³ siê przed siebie, potemna boki.Wzrok jego przeskakiwa³ to tu, to tam, a¿ wreszcieOlsen uderzy³ w krzyk.Przenikliwy, rozdzieraj¹cy krzyk.To w³aœnie us³ysza³a na po³y przez sen Benedikte.Wziê³a to jednak za g³os jakiegoœ wodnego ptaka, którypróbowa³ oprzeæ siê wichrowi.Bo potem w Fergeoset zapanowa³a cisza.- Gdzie jest Olsen? - zapyta³ Sander, gdy siedli dorannego œniadania.- Ach, on! - prychn¹³ lensman Sveg.- Ci¹gle wy-prawia siê gdzieœ na w³asn¹ rêkê, pragn¹c dokonaæodkrycia, które zachwia³oby moj¹ pewnoœci¹ siebie.Uwielbia to robiæ, a ja mam tego dosyæ.PóŸniej przy-chodzi z min¹ najwa¿niejszego na œwiecie i przedstawia miswój "dowód", na ogó³ coœ co nie ma ¿adnego znaczenia.Na pewno nied³ugo siê pojawi.Olsen siê jednak nie pojawia³.A Benedikte musia³asiedzieæ i patrzeæ, jak Adele co chwila pieszczotliwieg³adzi Sandera po g³owie i chichocz¹c coœ do niegoszepcze.Sander uœmiecha³ siê zak³opotany.Jaka miêdzy nimi intymnoœæ, pomyœla³a Benedikte.Bo¿e, nie pozwól, by sprawia³o mi to taki ból!Po œniadaniu Sander oznajmi³, ¿e chce zajrzeæ nastrych.Odradzano mu to, ale nalega³.Chcia³ iœæ sam, bo,jak twierdzi³, nie powinno siê zbytnio obci¹¿aæ stropu.Owszem, co do tego siê zgadzali.W czasie gdy go nie by³o, Benedikte stara³a siê czymœzaj¹æ, posprz¹taæ albo zrobiæ coœ równie po¿ytecznego.Nie mog³a jednak wzi¹æ siê w garœæ.Jeszcze zanim Sanderposzed³ na strych, opowiedzia³a o niezwyk³ych oczach, aletylko on zdawa³ siê jej wierzyæ.Gdyby Sander rozmawia³ tylko z Adele, byæ mo¿eby³oby jej ³atwiej.Chocia¿ chyba nie, zbyt g³êboko zapad³jej w serce.Zawsze sprawia³ wra¿enie, ¿e jest naprawdêzainteresowany tym, co myœli Benedikte, i tak dobrze imsiê ze sob¹ gawêdzi³o.Zwierzali siê sobie niejednokrot-nie, ale nie w tak intymny sposób, jak on i Adele.Bezlitosn¹ prawd¹ by³o, ¿e Benedikte z powoduSandera nie zdo³a³a prze³kn¹æ podczas œniadania aniokruszynki.Porusza³a siê jak lunatyk, czu³a, ¿e œciska j¹w gardle, ale nie mog³a p³akaæ, siedzia³a tylko, pozwalaj¹cmówiæ innym.Nie mia³a odwagi otworzyæ ust w obawie,¿e siê rozp³acze.Lensman Sveg powiedzia³ chyba coœzabawnego, ale nie mog³a siê œmiaæ, jej uœmiech przypomi-na³ raczej przykry grymas.Myœla³a jedynie o tym, ¿e Adelemo¿e dotykaæ Sandera, jakby to by³a najnaturalniejszarzecz pod s³oñcem, i szeptaæ mu jakieœ wspólne tajemniceprosto do ucha.Benedikte nie by³a w stanie nawet siêdomyœlaæ, jaka jest ich treœæ.Kiedy Sander wyprawi³ siê na strych, podjê³a powa¿n¹próbê zreperowania krzes³a, które rozpad³o siê podSvegiem na kawa³ki, i przez moment mia³a nadziejê, ¿e jejsiê to uda.Zaraz jednak odstawi³a mebel.Czu³a, ¿e jest jakptak, który nie ma si³y rozpostrzeæ skrzyde³.Potem wziê³aszczotkê do zamiatania, ale siad³a z ni¹ na ³Ã³¿ku, nie bêd¹cw stanie siê poruszyæ.Mia³a wra¿enie, ¿e twarz jej siêwykrzywi³a i pomarszczy³a, jakby mia³a sto lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]