[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mam na myśli te modne obecnie powieści.– O! – uśmiechnął się nieznajomy.– A jednak jest w nich wiele ukrytej mądrości.Czytają jeprzecież i na dworze.Król lubi zwłaszcza powieść o panu Ivenie i panu Gaudianie, w którejczyta się o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu, żartuje często na ich temat z dworskimipanami.– Tego jeszcze nie czytałem.To musiał świeżo dopiero wydać Heiberg – powiedział radca.– Nie – odpowiedział tamten.– Wydawcą nie jest Heiberg, tylko Godfred von Gehmen.2 skromność (łac.)3 tak mi się to wydaje (łac.)4 sądu (łac.)5 miejsce do nauczania (łac.)61– Ach, to on jest wydawcą! – wykrzyknął radca.– To bardzo stare nazwisko.Tak przecieżnazywał się najstarszy drukarz w Danii.– Tak, to jest nasz pierwszy drukarz – odparł człowiek.Rozmowa więc toczyła się gładko.Potem jeden z obywateli zaczął mówić o strasznej zarazie, która nawiedziła Danię na parę latprzedtem, przy czym miał na myśli epidemię z roku 1484, radca jednak zrozumiał, że mowa jesto niedawnej cholerze, i rozprawiano w dalszym ciągu.Następnie musiano poruszyć wojnępiracką z roku 1490.Narzekano na piratów angielskich, którzy pozabierali okręty z portu, aradca, któremu żywo stały w pamięci wypadki roku 18016, narzekał wraz z nimi na Anglików.Dalsza rozmowa nie szła już tak składnie.Przestano się wzajemnie rozumieć.Uczony bakałarzwydawał się radcy bardzo naiwnym, a nawet najprostsze sprawy, które poruszał radca, brzmiałydla bakałarza jak zuchwale fantastyczne przypuszczenia.Spoglądali na siebie, a bakałarz wnajkrytyczniejszych chwilach mówił po łacinie, bo myślał, że tak będzie lepiej zrozumiany, aleto nie pomagało.– Jakże teraz czujecie się, panie? – spytała gospodyni ciągnąc radcę za rękaw.Radca nagleprzypomniał sobie, co mu się przytrafiło, gdyż podczas rozmowy wypadło mu to z pamięci.„Wielki Boże, gdzież ja się właściwie znajduję?” – pomyślał i aż mu się w głowie zakręciło.– Napijemy się na zdrowie! Mieszanka z miodu i bremeńskiego piwa! – zawołał jeden zgości.– A wy napijecie się z nami, panie!Weszły dwie dziewczyny, jedna z nich miała na głowie dwubarwny czepiec.7 Napełniłykieliszki i ukłoniły się pięknie.Radcę przeszedł lodowaty dreszcz.– Cóż to się dzieje? Cóż to się dzieje? – powiedział, ale musiał pić z innymi.Wszyscy byli dlaniego zresztą bardzo uprzejmi, aż wreszcie jeden z nich powiedział, że radca jest pijany.Radcauwierzył i prosił, aby mu sprowadzono dorożkę.Ale oni myśleli, że mówi po moskiewsku.Radca jeszcze nigdy w życiu nie przebywał w tak prostackim i ordynarnym towarzystwie.„Przeżywam najokropniejsze momenty mego życia! – myślał.– Pomyślałby kto, że kraj sięcofnął do czasów pogańskich.” I nagle przyszło mu do głowy, że mógłby przykucnąć pod stołemi na czworakach nieznacznie wysunąć się z izby.Ale gdy znalazł się już blisko drzwi,biesiadnicy spostrzegli, co się święci, i schwytali go za nogi.Na szczęście dla radcy ściągnęli muprzy tym kalosze, a wraz z tym prysnął cały czar.Radca zobaczył, że znajduje się pod jasno płonącą latarnią, a obok wznosi się wysoka6 Andersen ma tu na myśli wojnę między Danią i Anglią.62kamienica.Znał ją doskonale, tak samo jak i wszystkie sąsiednie.Był na Östergade,wyglądającej tak, jak ją wszyscy znamy.Radca leżał zwrócony nogami ku bramie jakiegośdomu, a naprzeciw niego siedział stróż nocny i spał.– Stwórco kochany, widocznie usnąłem na ulicy i wszystko to mi się śniło – powiedział.–Tak, jestem na ulicy Östergade, jak tu pięknie, jasno, jak czysto! To okropne, żeby jednaszklanka ponczu mogła mieć takie skutki.W dwie minuty później siedział już w dorożce, która wiozła go do Christianshavn, rozmyślało tym, ile się najadł strachu, i dziękował w duszy szczęśliwej rzeczywistości.Sławił nasze czasy,o wiele przewyższające mimo swych braków tamte, w których dopiero co przebywał.Bardzo to było rozsądne ze strony pana radcy.3.Przygoda nocnego stróża– Cóż to za para kaloszy leży przed progiem domu? – powiedział stróż.– Na pewno należą doporucznika z pierwszego piętra.Leżą akurat przed bramą!Uczciwy stróż miał ochotę zadzwonić i oddać kalosze właścicielowi, bo jeszcze się tam paliłoświatło, ale bał się, że obudzi innych mieszkańców domu; i dlatego dał spokój.– Jakże to musi być ciepło w takich kaloszach na nogach! – westchnął.– Jakże są mięciutkie!– Akurat pasowały na jego nogi.– Jak to dziwnie dzieje się na tym świecie.Porucznik mógłbydawno położyć się do ciepłego łóżka, a zamiast tego biega tam i na powrót po pokoju.Szczęśliwy człowiek! Nie ma ani żony, ani dzieci! Co wieczór chodzi na wizyty.Ach, gdybymbył na jego miejscu, byłbym szczęśliwym człowiekiem.Zaledwie wymówił to życzenie, kalosze zaczęły działać, miał je przecież na nogach.I stróżwcielił się w porucznika.Stał na górze pośrodku oświetlonego pokoju i trzymał w palcachróżowy arkusik papieru.Na arkusiku wypisane były wiersze, a wiersze te ułożył sam porucznik.Któż bowiem nie bywa raz w życiu w poetycznym usposobieniu.A kiedy zapisze się swe myśli,wtedy powstaje wiersz.7 Król Jan wydał rozporządzenie, mocą którego dziewczęta uliczne nosiły dwubarwne czepki.63Na kartce były napisane te zwrotki:Gdybym był możny, gdybym był bogaty –Marzyłem o tym w dzieciństwie, przed laty –Wtedy bym został dzielnym oficerem,Chodziłbym z szablą, w mundurze, z orderem.Minęły lata, jestem oficerem,Lecz na ubóstwo nic to nie pomoże.Wspieraj mnie, Boże.Nadszedł raz wieczór, światło dnia pobladłoI na kolanach dziecię mi usiadło,Dla niego snułem baśni barwne przędze,Możny w skarb baśni, nie dbałem o nędzę,Dziewczynka chciała baśni, nie pieniędzy.Lecz na ubóstwo nic to nie pomoże.Ty wiesz, o Boże.„Ach, być bogatym” – modlitwa ma brzmiała,Dziewczynka z czasem w dziewicę dojrzała,Jest taka piękna, tak mądra, tak miła,Ach, gdyby w sercu mym miłość odkryła,Tę baśń tak wielką, ach, gdyby odkryła!Lecz biedny jestem, nic mi nie pomoże.Ty wiesz, o Boże.O, gdybym znalazł ciszę, ukojenieI precz odpędził od siebie cierpienie.Ty, której serce me niosę w ofierze,Przeczytaj, com tu skreślił na papierze,Tę smutną baśń, co niosę w ofierze.Smutek przede mną, nic mi nie pomoże,64I ciebie tylko błogosławię, Boże.Tak wiersze piszą tylko zakochani, ale rozsądny człowiek ich nie drukuje.Porucznik, miłość ibieda to trójkąt, a raczej połówka przełamanej kostki szczęścia.Porucznik czuł to doskonale idlatego, oparłszy głowę o ramę okna, wzdychał głęboko.„Ubogi stróż na ulicy szczęśliwszy jest ode mnie! Nie wie on, co to tęsknota! Ma dom, żonę,dzieci, które podziela z nim troski i radości! O ileż byłbym szczęśliwszy, gdybym się mógł staćstróżem!”I w tejże chwili stróż stał się na nowo stróżem, bo kalosze szczęścia zrobiły go porucznikiem,a jak widzimy, czuł się on o wiele gorzej w ciele porucznika i wolał zostać tym, czym był wistocie.A więc stróż był na nowo nocnym stróżem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •