[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czypowinienem potem zaoferowaæ mu œrodek uœmierzaj¹cy ból, który wolno pogr¹¿y gow na³ogu, a potem w œmiertelnym œnie? Mia³em tonik rozrzedzaj¹cy krew.Jeœlip³uca ksiêcia ju¿ chronicznie krwawi³y, mog³oby to wystarczyæ, by go wyprawiæw najd³u¿sz¹ drogê.Mia³em jedn¹ truciznê dzia³aj¹co szybko i pozbawion¹ smakujak woda, gdybym tylko móg³ wymyœliæ sposób, by j¹ za¿y³ w odpowiednim czasie.¯adna z tych myœli nie sprowadza³a snu, a jednak œwie¿e powietrze ica³odzienna jazda zazwyczaj przezwyciê¿a³y niepokój, wiêc nastêpnego dniabudzi³em siê znowu spragniony podró¿y.Gdy w koñcu ujrzeliœmy Jezioro B³êkitne, wyda³o nam siê ono prawdziwym cudempo³yskuj¹cym w oddali.Nie pamiêta³em ju¿ lat spêdzonych z dala od morza izaskoczy³o mnie odkrycie, jak mi³y jest mi widok wody.Ka¿de juczne zwierzê wnaszym pochodzie przepe³nia³o moje zmys³y czystym zapachem.Dzieñ za dniem, wmiarê jak siê zbli¿aliœmy do wielkiego jeziora, krajobraz zielenia³ i³agodnia³, a my musieliœmy nocami pilnowaæ koni, ¿eby siê nie przejad³y.Wreszcie znaleŸliœmy siê nad wod¹.Najprzeró¿niejsze towary oferowano prosto zwielkich ³odzi o ¿aglach pomalowanych nie tylko po to, by wieœci³y, co mo¿nakupiæ, ale tak¿e dla jakiego rodu p³ywaj¹.Domy wzniesione by³y na palachwbitych w wodê.Zostaliœmy tam dobrze powitani i ugoszczeni s³odkowodnymirybami, które moim zdaniem mia³y bardzo dziwny smak.Czu³em siê ju¿doœwiadczonym podró¿nikiem.Pomocnikowi i mnie zaczyna³o siê powoli przewracaæw g³owach.Pewnej nocy kilka zielonookich dziewcz¹t z rodu handluj¹cego ziarnemprzysz³o chichocz¹c do naszego ogniska.Przynios³y ze sob¹ ma³e, jaskrawopomalowane bêbenki, z których ka¿dy brzmia³ odmiennie.Gra³y i œpiewa³yspecjalnie dla nas - a¿ odnalaz³y je matki i ³ajaj¹c zabra³y do domów.By³o toosza³amiaj¹ce doœwiadczenie i tej nocy nie myœla³em wcale o ksiêciu Rurisku.Dalej posuwaliœmy siê na pó³nocny zachód.Przez Jezioro B³êkitneprzeprawiliœmy siê na p³askodennych promach, którym absolutnie nie ufa³em.Podrugiej stronie znaleŸliœmy siê nagle w lesistej krainie i upa³, takcharakterystyczny dla Ksiêstwa Trzody, zmieni³ siê w przyjemne wspomnienie.Droga wiod³a nas przez gigantyczne lasy cedrowe, urozmaicone gdzieniegdziezagajnikami brzóz o bia³ych pniach, czasem olchami i wierzbami.Podkowy dudni³ypo czarnej ziemi leœnego duktu, otacza³y nas najs³odsze wonie jesieni.Widywaliœmy nie znane nam ptaki, a raz dostrzeg³em wielkiego rogacza oumaszczeniu, jakiego nigdy dot¹d nie widzia³em.Nocny wypas zacz¹³ niewystarczaæ, wiêc cieszyliœmy siê z ziarna, które kupiliœmy od ludzi z jeziora.Nocami rozpalaliœmy ogniska, a Pomocnik i ja sypialiœmy w namiocie.Droga wiod³a teraz stale w górê.Prowadzi³a nas ostrymi zakrêtami pomiêdzywysokimi stokami.Pewnego popo³udnia spotkaliœmy deputacjê Stromego.Powitanonas i poprowadzono dalej.Po tym spotkaniu podró¿owaliœmy chyba szybciej ika¿dego wieczoru byliœmy zabawiani wystêpami muzyków, poetów oraz kuglarzy;ucztowaliœmy smacznie i do syta.Uczyniono wszystko co w ludzkiej mocy, bypowitaæ nas godnie i uhonorowaæ nasze przybycie.Dla mnie jednak ludzie cibyli dziwni i niemal przera¿aj¹cy w swej odmiennoœci.Czêsto musia³em sobieprzypominaæ, czego zarówno Brus, jak i Cierñ nauczyli mnie o dworskichobyczajach, podczas gdy biedny Pomocnik odsun¹³ siê niemal ca³kowicie od tegonowego towarzystwa.Z fizycznego punktu widzenia wiêkszoœæ tych ludzi nale¿a³a do rasy Chyurdów:byli wysocy, mieli blad¹ cerê, jasne oczy i w³osy, choæ niektórym czuprynyp³onê³y czerwieni¹ jak futro lisa.By³ to lud krzepki i muskularny.Ka¿dy, czyto kobieta, czy mê¿czyzna, mia³ jak¹œ broñ: ³uk albo metalow¹ kulê umocowan¹rzemieniem do przegubu.Zdecydowanie lepiej czuli siê pieszo ni¿ na koñskimgrzbiecie.Ubierali siê w we³nê i skóry, i nawet najbardziej pospolici spoœródnich nosili wspania³e futra.Jechali razem z nami, wsiadali na konie wtedy,gdy my to czyniliœmy, i najwyraŸniej nie sprawia³o im ¿adnej trudnoœcipozostawanie w siodle przez ca³y dzieñ.W drodze œpiewali d³ugie pieœni wjakimœ dawnym jêzyku, które brzmia³y niemal ¿a³obnie, ale przerywane by³yokrzykami zwyciêstwa lub radoœci.PóŸniej dowiedzia³em siê, ¿e wyœpiewywalinam swoj¹ historiê, byœmy mogli lepiej poznaæ lud, staj¹cy siê naszymikrajanami za spraw¹ ma³¿eñstwa ksiêcia.Odgadywa³em, ¿e byli w wiêkszoœciminstrelami i poetami „goœcinnymi”, jak nam to prze³o¿y³ ich t³umacz,tradycyjnie wysy³anymi na powitanie oczekiwanych przybyszów, maj¹cymi wprawiæich w radosny nastrój jeszcze przed dotarciem na miejsce.Po up³ywie kolejnych dwóch dni droga wyraŸnie siê poszerzy³a, gdy¿ do³¹czy³ydo niej inne œcie¿ki i szlaki.Wreszcie przerodzi³a siê w szeroki trakt,miejscami wyk³adany t³uczonym bia³ym kamieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]