[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po raz kolejny wstrząsnął nią widok zniszczeń dokonanych przez bakterie, z których wiele było widocznych w płaskim polu mikroskopu.Miały postać zbitych okrągłych płytek.Pod wpływem żarłocznych toksyn bakteryjnych pęcherzykowa struktura płuc uległa zniszczeniu, potworzyły się rozmaitej wielkości ropnie.Kiedy za pomocą mechanizmu oglądała coraz to inne fragmenty, widziała ściany naczyń włosowatych w różnych stadiach posocznicy.W wyniku krwotoków płuca wypełniły się posocznicową zupą.Rozmiary spustoszenia dało się porównać do zniszczenia miasta po nalocie dywanowym albo parkingu przyczep mieszkalnych po przejściu potężnego huraganu.Przez ponad godzinę Laurie oglądała szkiełko po szkiełku.W mocnych powiększających soczewkach bezwzględna moc bakterii uwidoczniła się z całą siłą.Patrząc na włóknistą tkankę, odpowiedzialną za utrzymanie normalnej struktury płuc, Laurie widziała, że rozchodzi się jak cebula.Wiązania kowalentne popękały i kolagen rozpuszczał się na składowe cząstki.- Cześć, skarbie - powiedział Jack, wpadając do pokoju.Nabrał wprawy w poruszaniu się o kulach.- Jak praca?Laurie uniosła bledszą niż zwykle twarz.- Co się dzieje? - spytał Jack.Jego uśmiech znikł.- Wyglądasz strasznie.Laurie westchnęła.Obraz zniszczonej tkanki wstrząsnął nią do głębi.Kiedy uświadomiła sobie, że proces destrukcji trwał zaledwie kilka godzin, nie mogła opędzić się od myśli, że człowiek jest niesłychanie delikatną istotą, a zupełne zdrowie - nieosiągalnym mirażem.Jack położył jej dłoń na ramieniu.- Naprawdę nic ci nie jest?Laurie skinęła głową i wzięła kolejny głęboki oddech.Ruchem głowy wskazała mikroskop.- Myślę, że powinieneś na to spojrzeć.Nie zapominaj, że tylko parę godzin wcześniej to był normalny, zdrowy człowiek.Odsunęła się od biurka, robiąc Jackowi miejsce.Odstawił kule i pochylił się nad okularem, ale w połowie drogi zawahał się, po czym wrócił do poprzedniej pozycji.- Zaczekaj chwilkę - wycedził, nie kryjąc podejrzliwości.- Czy to nie pułapka? Czy nie chcesz mnie podstępnie zwabić, żebym obejrzał twój wczorajszy przypadek zakażenia MRSA?- Przypomnij mi, żebym ci nigdy niczego nie podsuwała - powiedziała Laurie.Znów poczuła się dobrze: ciśnienie krwi się wyrównało, na twarz wróciły kolory, minęły nudności.- To materiał z płuc Davida Jeffriesa.Jack szybko obejrzał próbkę.- Rany - wymamrotał.- Kompletna demolka.Nie da się rozpoznać normalnej budowy.- Czy mając wizję spotkania z takim patogenem, nie byłbyś skłonny zmienić zdania co do operacji, która wcale się nie musi jutro odbyć?- Laurie! - skarcił ją Jack.- W porządku - powiedziała z udawaną nonszalancją.- Ja tylko zapytałam.- Jak ci poszło przy stole? Mam wrażenie, że pracowałaś na szybszych obrotach niż zwykle.- Nieźle, dziękuję.Zależało mi na czasie.Ale tak naprawdę to przystopowało mnie na dłużej, niż planowałam.Chciałam jak najszybciej wrócić do siebie i popracować nad moją tabelą.- Poklepała notatnik.- Poza tym nie pozostało mi już nic, czym mogłabym cię przekonać, że wystawiasz się na zbytnie ryzyko.- I? - Jack spojrzał na nią pytająco.- Jeszcze nic nie znalazłam - przyznała, po czym spojrzała na zegarek.- Ale pozostało mi jeszcze około piętnastu godzin.- Boże święty.I ty mówisz, że to ja jestem zakuta pała.- Jesteś zakuta pała.Ja tylko jestem wytrwała i oczywiście mam jeszcze ten plus, że się nie mylę.Jack machnięciem ręki wyraził, co o tym myśli, i zabrał kule.- Idę do siebie trochę posprzątać, bo nie będzie mnie kilka dni.- Podkreślił „kilka dni”.- A tobie jak się dziś pracowało?- Nie pytaj.Riva obiecała, że da mi fajne przypadki.Ale dostałem dwa naturalne zgony i wypadek.Pieszy z Park Avenue.Przypadek Lou był znacznie ciekawszy.Kaliber pocisku i ślady.możliwe, że po łańcuchu, którym przywiązano balast.sugerują tego samego sprawcę.Jedyna różnica to gwałt.- Tragiczne.- Kolejny dowód wrodzonego zła człowieka.- Zauważ, że „człowiek” jest rodzaju męskiego.A teraz wynocha.Mam tylko piętnaście godzin.- O której chcesz wyjść?- Weźmiemy dwie taksówki, chyba że chcesz zostać do późna.Chciałabym skończyć moją tabelę.- Zajrzę, kiedy będę gotowy.Może zmienisz zdanie.Nie zamierzam tu siedzieć, jeśli mogę popatrzeć, jak kumple grają w kosza.To będzie zachęta, żeby tym szybciej iść pod nóż.Laurie przemilczała to.Natomiast zapytała:- Chet jest jeszcze w pracy czy już wyszedł na dobre? - zapytała po chwili.- Nie mam pojęcia.Najpierw zajrzałem do ciebie.- Jeśli jeszcze jest, powinieneś trochę stonować jego entuzjazm wobec nowej przyjaciółki.- Tak? A to czemu?- Tak się przypadkiem składa, że jest szefową firmy, która zbudowała szpitale Angels.- Naprawdę? - spytał Jack, unosząc brwi.- To zbieg okoliczności.Czemu mam gasić jego entuzjazm?- Nikt inny tylko ona wczoraj rozkazała mi się wynieść ze szpitala ortopedycznego.Nie wiem, co jeszcze wyniknie, ale w tej chwili mam wątpliwości co do pobudek jej postępowania.- Nie przejmuj się tak - powiedział Jack.- Jestem przekonany, że jeszcze dziś wieczór ktoś inny wpadnie mu w oko.Za tydzień nie będzie pamiętał, jak ona się nazywa.- Oby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •