[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim go zabrał, wszedł z hałasem do hallu.Recepcjonista nerwowo przejawiał zainteresowanie jego zdrowiem.– W porządku, ale nie dzięki tobie.Dlaczego tak wiele czasu zabrało ci wezwanie ambulansu? Mogłem umrzeć, do jasnej cholery!– Myślałem, że pan śpi.Pozostawił to bez komentarza.Obawiał się, że jeśli dłużej będzie o tym myślał, nabierze ochoty na uduszenie kretyna.Czy normalny człowiek decyduje się na drzemkę bezpośrednio po zatrzymaniu uciekiniera połączonym ze strzelaniną? Absurd!– Czy Bard wrócił do hotelu, kiedy ja, powiedzmy, zasnąłem?Mężczyzna zaprzeczył.– Daj mi klucz do 5F.Nie wchodziłeś tam?– Nie, proszę pana.Powoli wspinał się po schodach do pokoju Jeffreya.Pośpiech nie był potrzebny.Popatrzył na przedziurawione pociskiem drzwi.Jakim cudem nie trafił doktora?Otwór był pośrodku, na wysokości półtora metra od podłogi.Nabój powinien ugodzić Jeffreya!Wnętrze pokoju świadczyło o tym, że recepcjonista kłamał.Był tutaj szukając wartościowych rzeczy.W łazience zorientował się, że zabrano większość przyborów toaletowych.Devlin podniósł kilka kartek ze stosiku leżącego na nocnym stoliku.Ponownie zaczął się zastanawiać, kim jest Chris Everson.Jeffrey błądził po ulicach Bostonu z daleka omijając każdego zauważonego policjanta.Miał wrażenie, że wszyscy go obserwują.Wszedł do Filenesa, zaszywając się w podziemiach.Tłum dawał poczucie bezpieczeństwa.Chciał tak długo przeglądać ubrania na wieszakach, aż odzyska spokój i wymyśli następny krok.Po godzinie zorientował się, że detektywi sklepowi śledzą go jak złodzieja specjalizującego się w okradaniu domów towarowych.Poszedł w okolice przystanku metra przy Park Street.Była godzina szczytu.Z zazdrością patrzył na pasażerów z biletami miesięcznymi, spieszących do domów.Marzył o domu, do którego mógłby spokojnie pójść.Zatrzymał się przy automatach telefonicznych, przyglądając się strumieniowi przechodniów.Kiedy ujrzał dwóch konnych policjantów jadących pod prąd Tremont Street, zdecydował przenieść się do Boston Common.Przez chwilę miał ochotę zejść na dół, do stacji kolejki, i razem z innymi wsiąść do zielonej linii do Brooklinu.Zrezygnował w ostatniej chwili.Pragnął iść prosto do Kelly.Wspomnienie przytulnego domu i myśl o spokojnym wypiciu filiżanki herbaty w jej towarzystwie były bardzo kuszące.Och, gdyby sytuacja wyglądała inaczej.Był kryminalistą, zbiegiem, bezdomnym wałęsającym się bez celu po mieście.Z tą różnicą, że dźwigał w torbie furę pieniędzy.Pragnienie powrotu do Kelly walczyło z obawą wciągnięcia jej w wir kłopotów, tym bardziej że na tropie był zwariowany, uzbrojony łowca kaucji.Nie mógł zaprowadzić takiego maniaka pod jej drzwi.Wstrząsnął się na wspomnienie odgłosu strzałów.Gdzie iść? Czyż Devlin nie przeszuka wszystkich hoteli w mieście? Zdał sobie nagle sprawę, że teraz nie pomoże nawet przebranie.Prześladowca je znał! W związku z tym na pewno skorygowano rysopis.Wyszedł z Common i znalazł się na rogu ulic Beacon i Charles.Skręcił w Charles.Nie opodal skrzyżowania trafił na ruchliwy sklep warzywny.Kupił trochę owoców.Nie jadł zbyt wiele tego dnia.Jedząc, włóczył się po ulicy.Widok licznych taksówek nasunął mu wyjaśnienie obecności Devlina w hotelu.Prawdopodobnie zameldował o nim taksówkarz, kiedy zabrał go z lotniska.Przypominając sobie zachowanie w taksówce, musiał przyznać, że było raczej osobliwe.Ale jeżeli kierowca poszedł na policję, dlaczego zjawił się łowca kaucji? Przystając od czasu do czasu, rozmyślał nad rozwiązaniem tej kwestii.Doszedł do wniosku, że do przedsiębiorstwa taksówkowego osobiście zgłosił się Devlin.Dowodziło to, że nie tylko potrafił zastraszyć, ale był również przebiegły.Musi zachować większą ostrożność.Przekonał się już, że skuteczność ukrycia wymaga wysiłku i praktyki.Doszedł do Charles Circle w miejscu, gdzie metro wyłania się spod Beacon Hill, biegnąc dalej przez most Longfellow.Odpoczął, nie wiedząc, w którą stronę iść.Mógł skręcić w prawo, w Cambridge Street, i pójść z powrotem w stronę śródmieścia.Nie wyglądało to zachęcająco, kierunek kojarzył się z Devlinem.Patrząc pod słońce, dostrzegł kładkę łączącą Storrow Drive z bulwarem wzdłuż Charles River.Lepsze to niż nic.Gdy osiągnął brzeg rzeki, ruszył wolnym krokiem po kiedyś eleganckiej drodze spacerowej z granitowymi stopniami i balustradami.Teraz wszystko było zaniedbane.Cudowna rzeka – brudna i roztaczająca bagienny zapach.Na jej połyskującej powierzchni rozsiane były małe żaglówki.Zatrzymał się na wysokości Hatch Shell.Na scenie tej muszli koncertowej odbywały się w sezonie letnim darmowe koncerty.Usiadł na ławce, w alei dębów.Nie był sam.W parku zobaczył wielu biegaczy, graczy we frisbee, wrotkarzy popisujących się w labiryncie spacerowych alejek i ludzi odpoczywających po prostu na murawie.Choć do zachodu zostało kilka godzin, wydawało się, że słońce straciło nagle swoją moc.Wysoko na niebie tworzyła się mgiełka chmurek, zwiastująca zmianę pogody.Zerwał się wiatr, przywiewając znad wody zimne powietrze.Jeffrey zadrżał.Musiał stawić się do pracy o godzinie 23.30.Do tego czasu nie miał co ze sobą zrobić.Znowu pomyślał o Kelly.Przypomniał sobie, jak swobodnie czuł się u niej w domu.Od dawna nie pokładał w kimś takiego zaufania, od dawna nikomu się nie zwierzał.Powróciła myśl o udaniu się do Brooklinu.Przecież Kelly zobowiązała go, by pozostawał w kontakcie.Czyż nie chciała oczyścić nazwiska męża? Potrzebował pomocy, a ona wyglądała na osobę, która może mu pomóc.Wyraźnie powiedziała, że chce tego.Co prawda miało to miejsce przed ostatnimi wydarzeniami.Będzie wobec niej całkowicie szczery.Opowie wszystko, nie zatai strzałów Devlina.Da możliwość wyboru.Jeżeli Kelly odmówi, zrozumie to.Musi się z nią zobaczyć.Jest dorosła i potrafi podjąć samodzielną decyzję, nawet ryzykowną.Zdecydował, że najłatwiej dostanie się do jej domu metrem ze stacji przy Charles Street.Wyobraził sobie Kelly siedzącą przy nim na wygodnej kanapie, usłyszał jej krystaliczny śmiech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •