[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sądzę, że używającym brązu Tlaxcalańczykom nie zajęłoby wiele czasu dotarcie do naturalnych granic ich imperium: wyspy Morza Karaibskiego na wschodzie, góry Kolumbii na południu, pustynie na północy.Podboje poza tymi granicami byłyby nieopłacalne ekonomicznie ze względu na brak dużych skoncentrowanych populacji, które można by zapędzić do pracy lub złożyć w ofierze, a także na opór, który z pewnością byłby zbyt silny w momencie kontaktu z Inkami.- Zwracają się więc ku pustemu Atlantykowi? Mało prawdopodobne - rzekł Kemal.- Zgadzam się - odparł Hunahpu.- Sądzę, że zostawieni sami sobie, nigdy nie zwróciliby się na wschód, w każdym razie nie przez parę stuleci.Ale nie byli zostawieni sami sobie.Przybyli Europejczycy.- A więc wracamy do punktu wyjścia - rzekł Kemal.- Wyżej rozwinięta europejska cywilizacja odkrywa zacofanych Indian i.- Teraz już nie tak zacofanych - wtrąciła Diko.- Brązowe ostrza przeciwko muszkietom? - skrzywił się Kemal.- Muszkiety nie miały decydującego znaczenia - powiedział Hunahpu.- Wszyscy o tym wiedzą.Europejczyków było po prostu za mało, żeby nowocześniejszą bronią mogli sobie poradzić z liczebną przewagą Indian.Poza tym trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jeden czynnik.Tym razem Europejczycy nie przybyliby na Karaiby.Późniejsze odkrycie nieomal z pewnością byłoby dziełem Portugalczyków.Kilka portugalskich okrętów przybiło do wybrzeży Brazylii już w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych piętnastego wieku.Ziemia, którą ujrzeli, była sucha, jałowa i nie prowadziła do Indii.Woleli podróżować wokół Afryki.Nie mieli poczucia misji jak Kolumb, więc ich eksploracje byłyby rzadkie i nieregularne.Minęłyby lata, zanim portugalskie statki wpłynęłyby na Morze Karaibskie.Do tego czasu imperium tlaxcalańskie byłoby już dobrze osadzone na tamtym terenie.Zamiast spotkać łagodnych Taino, Europejczycy stanęliby twarzą w twarz z wojowniczymi i głodnymi zwycięstw Tlaxcalańczykami, których zaczyna frustrować fakt, że nie mogą wyjść poza basen Morza Karaibskiego.Co zatem widzą Tlaxcalańczycy? Dla nich Europejczycy nie są bogami ze wschodu.Przeciwnie, są nowymi ofiarami sprowadzonymi przez ich boga Camaxtli, pokazującego im, jak wrócić na ścieżkę produktywnych podbojów.A duże europejskie statki i muszkiety nie są tylko budzącymi lęk cudami.Tlaxcalańczycy - a może ich sprzymierzeńcy Tarascańczycy lub Zapotekowie - zaraz by je rozebrali na części.Zapewne dotąd zabijaliby kolejnych marynarzy, aż okrętowy cieśla albo kowal zgodziłby się na współpracę, i w odróżnieniu od Azteków, Tlaxcalańczycy nie zgładziliby swych jeńców, tylko uczyli się od nich.Ile czasu potrzebowaliby na skonstruowanie własnych muszkietów? Wielkokadłubowych statków? A tymczasem do Europy nie docierałyby żadne wiadomości o groźnym imperium tlaxcalańskim, bo wszystkie statki wpływające na Morze Karaibskie byłyby chwytane i załogi nigdy nie wracałyby do domu.Tak więc Tlaxcalańczycy nie rozwijają już niezależnie własnych technologii - rzekła Tagiri.- Zgadza się.Ale osiągnęli odpowiedni stopień rozwoju, by zrozumieć europejską technologię, kiedy się z nią zetknęli, i mieli odpowiednie nastawienie, które pozwoliło im ją wykorzystać.I to właśnie zrozumieli Interwenci.Musieli sprawić, żeby Europejczycy odkryli nowy świat przed dojściem Tlaxcalańczyków do władzy, jeszcze w czasach stosunkowo mało sprawnych, znajdujących się u schyłku swej potęgi Azteków.- To ma sens - pokiwał głową Kemal.- Pozwala stworzyć prawdopodobny scenariusz.Tlaxcalańczycy budują statki wzorowane na europejskich, konstruują własne muszkiety i lądują na wybrzeżach Europy w pełni przygotowani do wojny, której celem jest powiększenie imperium, a jednocześnie dostarczenie ofiar spragnionemu krwi Camaxtli.Sądzę, że znany już wzorzec miałby zastosowanie również w Europie.Każdy naród, który stawiałby opór, zostałby wyrżnięty w pień, podczas gdy ci, którzy poddaliby się od razu, narażeni byliby jedynie na ograniczone represje.Nietrudno wyobrazić sobie Europę rozpadającą się w wyniku takiego najazdu.Nie sądzę, by Tlaxcalańczykom brakowało sprzymierzeńców.Szczególnie gdyby Europa była wycieńczona po długiej i krwawej krucjacie.Dla Hunahpu brzmiało to jak zwycięstwo.Kemal sam dokończył za niego scenariusz.- Ale i tak jest to niemożliwe - żachnął się Kemal.- Dlaczego? - zapytała Diko.- Ospa - odparł Kemal.- Morowe powietrze.Grypa.Zwykłe przeziębienie.To byli prawdziwi zabójcy Indian.Na każdego Indianina, który zmarł z przepracowania w niewoli albo od hiszpańskich mieczów i muszkietów, stu umarło z powodu chorób.Te zarazy nadeszłyby i tym wypadku.- No tak - rzekł Hunahpu.- To był jeden z największych problemów, na jakie natrafiłem, i nie ma dowodów na to, co chcę teraz powiedzieć.Wiemy jednak, jak epidemie rozprzestrzeniają się w ludzkich populacjach.Europejczycy roznosili choroby, ponieważ stanowili tak wielką i ruchliwą populację, podróżującą, handlującą, walczącą - kontakty pomiędzy narodami były bardzo częste, a więc pod względem bakterii i wirusów chorobotwórczych Europa stanowiła wielki kocioł, tak jak Chiny czy Indie, które również miały własne zarazy.W dużej populacji choroby zakaźne zabijają stosunkowo powoli i są nie zawsze śmiertelne.To daje im czas na rozprzestrzenienie się, a ludzka populacja po ataku choroby może się odrodzić i po kilkunastu latach dochować nowego, nie uodpornionego pokolenia.Zarazy przekształcają się stopniowo w epidemie dziecięce, krążąc po całej populacji, uderzając to tu, to tam.Kiedy przybył Kolumb, w żadnym regionie obu Ameryk nie istniała odpowiednio duża populacja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •