[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaskar¿yli ich o wszystko, o co siê da³o.Tak¿e o koszty za „cierpienie rodzinyich klienta".Klient to niby Alvarez, ten co tu le¿y.Panie, on przecie¿ nie ma¿adnej rodziny! Mówili mi kiedyœ o jakiejœ siostrze, ale nikt jej tutaj niewidzia³.Gdy tylko wygrali ten proces, zaraz nastêpnego dnia rano by³a tutajma³a koparka.Ich w³asna.Nie wierzyli mi.Sami wywalili ten beton i posialinow¹ trawê.Ci, co przegrali proces, musieli za wszystko p³aciæ.Dobrze im tak,szczerze mówi¹c.Widzia³em ju¿ du­¿o w tym miasteczku, ale oni zrobili z tegogrobu plac zabaw.S³ucha³ go z uwag¹.W pewnym momencie zapyta³:- Kto zleci³ panu dostarczanie tych ró¿ do wazonu?- Kancelaria.Mam z nimi kontrakt.Codziennie ma byæ jedenaœcie bia³ych ró¿.Wyobra¿asz pan sobie, jak¹ kasê ktoœ utopi³ w tych kwia­tach? Od kilkunastu lats¹ œwie¿e ró¿e na tym obiekcie.Najpierw sam przyje¿d¿a³em tutaj codziennie.Taniej, ni¿ zleciæ kwiaciarni.Ale potem ¿ona zaczê³a mi robiæ problemy, gdy wsoboty, w niedziele i nawetw Œwiêto Dziêkczynienia musia³em jechaæ, kupiæ i postawiæ te przeklê­te ró¿e.¯ona od pocz¹tku mówi³a, ¿e za tym stoi jakaœ kobieta.Odk¹d jej opowiedzia³emo tych ró¿ach i tym grobie, ona tu zawsze przychodzi.Przedtem czasami, odœwiêta, gdy przyjecha³a autem mnie odebraæ z cmentarza, to tylko do kaplicyzachodzi³a, a teraz za ka¿dym razem przychodzi zobaczyæ ten grób.Panie, mnieto wszystko bardzo dziwi - œciszy³ g³os i rozejrza³ siê doko³a, jakbyupewniaj¹c siê, ¿e nikt ich nie s³yszy - bo to by³, panie, æpun.Zwyk³y æpun.Wiem od mojego bratan­ka.On pracuje w dziale zabójstw w FBI.Jak go znaleŸlipodczas Mardi Gras - wie pan, to ten szalony tydzieñ u nas do t³ustego wtorku,gdy ca­³y œwiat zje¿d¿a siê do Nowego Orleanu - na œmietniku, to nie doœæ, ¿eby³ podziurkowany sztyletem jak szwajcarski ser i nie mia³ prawej d³o­ni, tojeszcze ktoœ tym sztyletem, najpewniej przez przypadek, w ¿o³¹d­ku otworzy³ muprezerwatywy wype³nione kokain¹.Musia³ to po³kn¹æ przed œmierci¹.Mia³ tegoprawie kilo w ¿o³¹dku.Umar³ na gigantycz­nym haju.Bratanek mi mówi³, ¿e wœledztwie musieli przes³uchaæ jak¹œ kobietê.Ponoæ jest jakimœ wa¿nymprokuratorem w Luizjanie.On twier­dzi, ¿e to ona zleca to wszystko tejkancelarii.Widzia³em tutaj raz, jeden jedyny raz, pewn¹ kobietê.Obserwowa³emj¹ dok³adnie, bo zachowy­wa³a siê bardzo dziwnie.Sta³a na dró¿ce i niepodesz³a do grobu.Pa­trzy³a na p³ytê Alvareza.Sta³a ponad godzinê i patrzy³ana jego grób.Ale to by³o tylko ten jeden jedyny raz.Tak mniej wiêcej w rok potym, jak wymienia³em mu nazwisko.A pan, przepraszam, kim jest dla niego, jeœlimo¿na spytaæ?Schyli³ siê wtedy, przykl¹k³, dotkn¹³ palcami swoich warg i opuœci³ d³oñ nap³ytê grobu Jima.Wsta³ i patrz¹c w oczy temu grabarzowi, po­wiedzia³:- Ja? Nikim specjalnym.Æpaliœmy razem.Tylko to.Odwróci³ siê i poszed³ w kierunku bramy wyjœciowej cmentarza.ONA: Dok³adnie w po³udnie autobus stan¹³ przed szklanymi prze­suwnymi drzwiamihotelu Relais Bosquet, ca³kowicie blokuj¹c w¹sk¹, jednokierunkow¹ Champ deMars.Ignoruj¹c wœciek³e tr¹bienie kierow­ców stoj¹cych w korku, który utworzy³siê za autobusem i rós³ z ka¿d¹ chwil¹, kierowca wy³¹czy³ silnik, otworzy³ lukibaga¿owe, poleci³ wszystkim jak najszybciej przetransportowaæ baga¿ do holu, asam po­œpiesznie znikn¹³ w hotelu.Wyci¹gaj¹c swoj¹ ciê¿k¹ walizê, zd¹¿y³a siê spociæ.W Pary¿u tego dnia by³o 36stopni Celsjusza i powietrze trwa³o w bezruchu.- Praktykant z biura podró¿y mia³ racjê, ten hotel jest naprawdê w epicentrumPary¿a - pomyœla³a, wchodz¹c do klimatyzowanego ho­lu.Wiedzia³a to, poniewa¿kierowca, szukaj¹c tego hotelu, kr¹¿y³ kilka­naœcie minut po jego okolicy.PolaMarsowe z wie¿¹ Eiffla by³y wi­doczne go³ym okiem, do stacji metra przy EcoleMilitaire by³o nie wiêcej ni¿ piêæ minut pieszo.Tymczasem nie zamierza³a nawet zbli¿aæ siê do recepcji.Niech naj­pierw tenca³y t³um rozpierzchnie siê po pokojach.Znalaz³a skórzan¹ sofê naprzeciwko drzwi wejœciowych.Usiad³a wygodnie i opar³anogi na walizie, któr¹ postawi³a przed sof¹.Obok przysiad³a Alicja.Asia sta³az innymi w kolejce do recepcji.- S³uchaj.On jest cudowny.Przyjecha³ tutaj studiowaæ.Nie ma ¿o­ny ani nawetnarzeczonej [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •