[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.T³uk³a siê po niedu¿ych, zagraconych izbach jak wœciek³a.Podsetnik pieszych ³uczników, dobry kolega, którego lubi³a i z którym czasemsypia³a, nie doczeka³ siê odpowiedzi ani na powitanie, ani na próby nawi¹zaniarozmowy.Wreszcie, w³aœciwie oceniwszy jej nastrój, wsta³ z pos³ania, na którymsiê wylegiwa³, na³o¿y³ buty i wyszed³.By³a mu za to wdziêczna.W drewnianym kubku znalaz³a œmierdz¹ce mêskie onuce i rozwœcieczona do reszty,rozdepta³a naczynie na miazgê.Czasem mia³a dosyæ tego niechlujnegotowarzystwa.Stanica nie zapewnia³a specjalnych wygód ani ¿o³nierzom, anioficerom; wszyscy podsetnicy dzielili dwie niewielkie izby, z których jednaby³a sypialna.Nikomu nie przeszkadza³o, ¿e kobieta mieszka i sypia razem zmê¿czyznami.Nagoœæ i wszelkie sprawy cielesne uwa¿ane by³y w Armekcie za coœnormalnego.Zreszt¹ nawet gdyby by³o inaczej, zg³aszaj¹ca siê do legiidziewczyna musia³a wiedzieæ, ¿e bêdzie traktowana jak ka¿dy inny ¿o³nierz, niedostanie mniej jedzenia, ni¿ mê¿czyzna, ale te¿ nie bêdzie wiêcej wody do mycia— s³owem: nie czekaj¹ jej ani specjalne przywileje, ani dodatkowe obowi¹zki.To, ¿e przy naborze raczej nieprzychylnym okiem spogl¹dano na mê¿atki idziewice, by³o spraw¹ drug¹.Nie z³oœci³o jej wiêc ani to, ¿e musi mieszkaæ zinnymi podsetnikami, ani to, ¿e oczekuje siê od niej, i¿ czasem bêdzie z nimisypia³a.Po prostu niekiedy lubi³a byæ sama.I mieæ coœ w³asnego (na przyk³addrewniany kubek), którego te œwinie nie u¿yj¹ jak swojego.Nie by³a specjalnietowarzyska.Nu¿y³ j¹ wszelki zgie³k, a nawet — bywa³o — zwyczajne rozmowy.Pokrêci³a siê jeszcze trochê.Odpiê³a pas z mieczem, zdjê³a tunikê, potemkolczugê, wreszcie przeszywanicê i koszulê.To samo zrobi³a ze spódnic¹,p³Ã³ciennymi nogawicami i butami, rozrzucaj¹c je wszêdzie doko³a.Mia³a mocne³ydki, silne uda i okr¹g³e, ale zwarte biodra.Sta³a przez chwilê, niecobezmyœlnie drapi¹c wilgotny, czarny zarost miêdzy nogami, potem zaczê³aczochraæ w³osy pod pach¹.By³a brudna, spocona, wszystko j¹ swêdzia³o i marzy³ao porz¹dnej k¹pieli.Lecz zmêczenie przewa¿y³o; od³o¿y³a mycie na wieczór.Znalaz³a œwie¿¹ koszulê.Za³o¿ywszy j¹, ulokowa³a siê na niewygodnej pryczykrzy¿uj¹c nogi w kostkach.Opar³a d³onie na kolanach, a plecy i g³owê o œcianê.Myœla³a, marszcz¹c brwi i przygryzaj¹c usta.W takiej stanicy jak Erwa, by³o miejsce dla zaledwie piêciu oficerów.Opróczkomendanta — zastêpca z ¿o³dem podsetnika (nawet jeœli by³ setnikiem, jakRawat) i jeszcze trzej inni podsetnicy, przypisani do klinów jazdy,tarczowników i pieszych ³uczników.Któryœ z ostatniej trójki zawsze by³dowódc¹ tytularnym — zale¿a³o to od tego, z jakiej formacji wywodzi³ siêzastêpca komendanta.Jeœli z jazdy, to on przewa¿nie bra³ konnych ³uczników nawyprawê.Podsetnik, nominalnie dowodz¹cy jazd¹, nawet jeœli mu towarzyszy³,niewiele mia³ wtedy do gadania.Ale przewa¿nie zostawa³ ów nieszczêœnik wstanicy dowodz¹c jakimœ tuzinem jeŸdŸców, niezbêdnych do sta³ej s³u¿bypatrolowej.Niewdziêczna psia s³u¿ba.Zastêpc¹ Ambegena by³ Rawat.A ona takim w³aœnie niepotrzebnym dowódc¹ lekkiejjazdy.Nie znosi³a Rawata.Nie znosi³a z ca³ej si³y, z g³êbi duszy.Marzy³a owielkiej, druzgoc¹cej klêsce, poniesionej przez tego pysza³ka, zapatrzonego wsiebie durnia, który nie dostrzega³ w niej ani znakomitego ¿o³nierza, anikole¿anki z kadry dowódczej, ani kobiety, ani.W ogóle jej nie dostrzega³!By³a tylko powietrzem, i to chyba powietrzem œmierdz¹cym, bo unika³ jej jaktylko móg³! Gdyby¿ wreszcie przegra³ któr¹œ ze swych wypraw, wytraci³niepotrzebnie ¿o³nierzy, a potem wróci³ i musia³ opowiedzieæ, jak zosta³pobity.Marzy³a o tym, wyobra¿a³a sobie tê chwilê.Dobiera³a w myœlach s³owa,których musia³by u¿yæ, sk³adaj¹c raport, i wtedy gdzieœ, pod ¿o³¹dkiem,wzbiera³o gor¹ce, intensywne uczucie b³ogoœci, granicz¹cej ze zmys³ow¹rozkosz¹.Gdyby przegra³.gdyby zosta³ pokonany.Pobity, upokorzony.Ale przecie¿.nie teraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]