[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rawat siedzia³ na po³udniowym zasieku.Znalaz³ sobie dobre miejsce, z któregomóg³ sporo widzieæ.Po jakimœ czasie przyszed³ Doltar.Mia³ z³aman¹ rêkê, ujêt¹w niezgrabne ³ubki.Widaæ by³o, ¿e ból jest dotkliwy, choæ topornik nie myœla³siê skar¿yæ.Rawat bez s³owa wskaza³ mu miejsce obok siebie.Patrzyli nawzgórze.Najpierw d³ugo milczeli.Ciszê przerwa³ setnik.— Powiedz, Doltar, co oni robi¹? Myœlê, ¿e to wa¿ne, bardzo wa¿ne.Pomó¿ mizrozumieæ.Biega³eœ po tym stepie, gdy ja jeszcze d³uba³em ³Ã³dki z kory.Topornik pokrêci³ g³ow¹.Szczyt pagórka ca³kowicie znikn¹³.Teraz ju¿ wyraŸnie by³o widaæ frag­mentygigantycznej rzeŸby-pos¹gu.— Smok o ¿abim pysku — rzek³ jakby do siebie.— Gadali kiedyœ.Jedno z takichbajañ, co to powtarzaj¹ jedni za drugimi.— Co s³ysza³eœ, Doltar?— Ktoœ kiedyœ.komuœ.Wiesz, panie.Bajdy.Przypomnia³y mi siê nad ranem.Bola³o, nie mog³em spaæ.O smoku ukrytym w ziemi.— Pamiêtasz te bajki, Doltar?— By³o coœ o tym, ¿e ci tam — tarczownik pokaza³ wzgórze—wziêli rozum odswojego Pana M¹droœci, tak jak my ¿eœmy wziêli od Szerni.Pan M¹droœci ¿yje podziemi¹.Wielki smok.Ale to mia³o byæ tam, po ich stronie.Za granic¹ chyba.— Co dalej?— Nikt nie wie, gdzie to jest.Ale raz na sto lat ma byæ sto dziwnych dni,kiedy smoka mo¿na obudziæ.Nie wiem, po co.Nie pamiêtam, panie, ledwie cowtedy s³ucha³em.Ma³o to siê gada o Alerze? Cz³owiek sam czasem plecie, co muœlina na jêzyk przyniesie, a¿ wstyd.Z nudów, albo ¿eby po¿artowaæ z nowych.Zpustoty.Takie tam, bajdy.Znów zamilkli.— Doltar, a jeœli to prawda? — zapyta³ wreszcie setnik; by³ zmêczo­ny, a pozatym w ci¹gu kilku ostatnich dni widzia³ tyle niezwyk³ych rzeczy.— A jeœli toprawda? — powtórzy³.— Jeœli to naprawdê jakiœ bóg Alerów, którego oni próbuj¹obudziæ? Nic nie wiemy o Szerni, Doltar, a Przyjêci siedz¹ daleko.— nachwilê pobieg³ myœlami do tajemniczych, pó³legendarnych prawie mêdrców,zg³êbiaj¹cych naturê wisz¹cych nad œwiatem si³.— Tak, Przyjêci siedz¹daleko.Ale to przecie¿ nie Szerñ da³a rozum Alerom.Tyle to i ja wiem.By³akiedyœ wielka Wojna Potêg.S³ysza³eœ o tej wojnie?¯o³nierz skin¹³ g³ow¹.— Coœ s³ysza³em, panie.Ka¿dy coœ s³ysza³ o Szerni i takich tam.Ale kto topojmie? Ja widzê tylko, ¿e tysi¹ce przysz³y tutaj, ¿eby kopaæ w ziemi.Kopaæ wziemi, panie.Ani walczyæ, ani rabowaæ.I my tutaj, to im chyba tylkoprzeszkadzamy.Kopanie najwa¿niejsze.Ustawili czaty, pos³ali patrole, ¿ebytylko nikt im nie przeszkodzi³ w tym kopaniu.Dziwne, panie.Nie lubiê, jak coœjest dziwne.Wtedy.— zamyœlony ¿o³nierz zrobi³ mimowiedny ruch rêk¹ iskrzywi³ siê, czuj¹c ból.— Wtedy bojê siê, panie.Nie pamiêtam, ¿eby coœdziwnego okaza³o siê kiedyœ dobre.Mo¿e tylko têcza.Patrzyli w ciszy.Na wzgórzu setki kopaczy uwija³y siê w nieustannym, gor¹czkowym po­œpiechu.Rawat nie wiedzia³ jeszcze, jak bardzo prorocze oka¿¹ siê s³owa ¿o³nierza.Rzeczywiœcie przeszkadzali Alerom.Wkrótce mia³o wyjœæ na jaw, jak bardzo.*Wielka, licz¹ca dobre trzy setki jeŸdŸców zgraja, przewali³a siê wzd³u¿wschodnich umocnieñ wioski.¯o³nierze i ch³opi czekali z napiêtymi ³ukami, alejeŸdŸcy nawet nie spojrzeli w ich stronê.Gnali prosto do wzgórza.Rawatzauwa¿y³, ¿e wielu wojowników by³o rannych.Dojrza³ tak¿e wielkie, krwawedziury w bokach kilku wehfetów.Zna³ takie rany! Pe³en w¹tpliwoœci, pocz¹³wypytywaæ innych.Potwierdzono jego spostrze¿enia.Zgraja wraca³a po sto­czonejgdzieœ bitwie!U stóp wzgórza postawiono kilka sza³asów z ga³êzi.Rawat s¹dzi³, ¿e kwaterujetam alerska starszyzna.Kilku przyby³ych wojowników zeskoczy³o z koni.Nicwiêcej nie da³o siê dostrzec, t³um jezdnych zakry³ sza³asy przed oczamipatrz¹cych.Wkrótce, widaæ, zapad³y jakieœ decyzje, bo zgraja ruszy³a dalej,okr¹¿aj¹c wzgórze, by na koniec roz³o¿yæ siê obozem.W tym czasie znów pojawilisiê pojedynczy jeŸdŸcy, pêdz¹cy to tu, to tam.Formowano nowe oddzia³y.Rawat mia³ tego szczerze dosyæ.Ju¿ chyba wola³by szturm! Siedzia³ jak szczur wklatce, nie maj¹c pojêcia o tym, co siê dzieje, nic nie rozumiej¹c, bezradny iw³aœciwie bezbronny [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •