[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pułkownik Obertyński zgodził się na to, zwłaszcza że Ewa z wielkim poświęceniem pomagała kurierom w Budapeszcie.Stworzono więc u niej zapasową bazę, gdzie w razie potrzeby nocowali kurierzy udający się w drogę do Polski i łącznicy przybywający do Budapesztu z innych krajów.Władek Mrowca, wyruszając do Zakopanego, zatrzymał się również u Varfalvich.Nie więc dziwnego że teraz, kiedy znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, tutaj właśnie szukał schronienia.W nocy, kiedy Mrowca przyjechał do Budapesztu, Ewa miała dyżur w szpitalu, a babci Varfalvi nie było w Budapeszcie; wyjechała do rodziny do Veszprem.Jędrek Bukowy spał jak zwykłe na poddaszu.W głębi nocy obudził go łomot.Ktoś głośno dobijał się do drzwi.Wyrwany ze snu, zbiegł szybko na dół, przeszedł na werandę.Kiedy zbliżał się do drzwi, łomot ucichł nagle.Bukowy zajrzał przez zroszone szyby, lecz nikogo nie zobaczył.Zdziwił się, gdyż przed chwilą słyszał wyraźnie natarczywe dobijanie się do drzwi.Zapalił światło.Podszedł ostrożnie do drzwi.Chciał uchylić, lecz nie ustąpiły.Pchnął je mocniej, w świetle smugi światła ujrzał leżącego na stopniach mężczyznę.Nie poznał go w pierwszej chwili.- Kto tam? - zawołał przytłumionym głosem.Mężczyzna nie odpowiedział.Leżał nieruchomo.W smudze światła widać było jego skulone plecy.Bukowy mocniej pchnął drzwi.Chcąc je otworzyć, musiał tamtego zepchnąć ze stopni.Potem przecisnął się ostrożnie przez uchylone drzwi i wydostał się na zewnątrz.Wtedy targnął nim ogromny niepokój.Po sportowej wiatrówce, spodniach i butach wnioskował, że to ktoś ze swoich.Zdjęty przerażeniem, pochylił się nad leżącym, chwycił go za ramiona, uniósł i odwrócił twarzą do światła.Wtedy dopiero go poznał.- Władek, Władek.- wyszeptał.Mrowca zwisał bezwładnie.Jego wynędzniała, twarz była trupio blada, na wpół otwarte oczy nie zdradzały życia, usta nie chwytały oddechu.Bukowy uniósł go wyżej, nogą otworzył szerzej drzwi i wciągnął Mrówce na werandę.Tutaj położył go na podłodze.Szybkimi ruchami podciągnął wiatrówkę.Wtedy zobaczył zalaną krwią koszulę i rękę przewiązaną flanelową szmatą.Z rany broczyła jeszcze krew.- Władek.Władek.- szeptał w trwożnym uniesieniu.Ale Mrowca nie reagował na jego słowa.Jędrka ogarnęła panika.Nie chciał uwierzyć, że jego najlepszy przyjaciel nie żyje.Uniósł go, oparł jego głowę o swe ramię i zaczął masować siną twarz.- Władek, co ci się stało?.Władek, odezwij się!.Władziu.- Naraz spojrzał w wywrócone, półprzymknięte oczy i zobaczył w nich martwy i szklisty blask.Zrozumiał, że nic go już nie uratuje.Ułożył go na podłodze, a na zbroczony krwią brzuch naciągnął sztywny brezent wiatrówki.I nagle ogarnął go straszliwy żal.Objął Mrowcę i zapłakał gorąco, boleśnie.*Dzień był mroczny.Chmury kłębami przewalały się pod dachami, a wiatr targał uchyloną okiennicą.I co chwila słychać było żałosne staccato deszczu na zamglonej szybie.Przez małe okno przeciekało na poddasze szare światło słotnego dnia.Na starej kanapie, przykryte kocem, leżały zwłoki Władka Mrowcy.Spod koca wymykał się jedynie ciemny kosmyk jego włosów.Pułkownik Obertyński położył na stole zniszczony, wytarty portfel.Rozłożył go.Po chwili zaczął wyjmować dokumenty.Czynił to wolno, ostrożnie, jakby się bał, by nie rozpadły się w jego dłoniach.Przeglądał uważnie każdy papierek i odkładał go na bok.Wtem zwrócił się do majora Smygi, który stał za nim i bacznie śledził każdy jego ruch.- To znaczy - odezwał się przeciągle - miał wyruszyć z Zakopanego we wtorek.- A dzisiaj mamy piątek - podjął służbistym tonem Smyga.- Przyszedł więc bez opóźnienia.- Przeniósł wzrok na Bukowego, który starannie obstukiwał plecak.- Ciekaw jestem, kto go tak paskudnie urządził.i gdzie?Bukowy drasnął go ponurym spojrzeniem.- Przecież pan wie, że to nie spacer po Krupówkach ani po Vaczi.Obertyńskiego zdziwił nieco zaczepny ton Jędrka.Odłożył na bok ostatni świstek papieru i powiedział jakby do siebie:- To bardzo dziwne.Ma wszystkie dokumenty, wszystkie rzeczy.Chyba go nigdzie nie zatrzymali.- Twardy chłop.Przywlókł się ostatkiem sił - wtrącił Smyga.Bukowy syknął zniecierpliwiony.- Niepotrzebne mu teraz pana pochwały.- Jędrek.- przerwał mu pułkownik - coś, chłopie, taki rozdrażniony?Bukowy żachnął się gniewnie.- Cholerny świat.nie widzicie, co się stało?- W tym cały sęk, że nie wiemy, jak do tego doszło.Przykra historia - rzucił Obertyński.Odsunął na bok dokumenty i przysunął do siebie brudną chusteczkę do nosa zawiązaną mocno za cztery rogi.Zaczął ją ostrożnie odsupływać.Po chwili wyjął z niej damski, złoty zegarek.Smyga aż syknął z wrażenia.- Pan pozwoli - wyciągnął rękę do pułkownika - ja się na tym znam.Pułkownik bez słowa oddał mu zegarek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]