[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Spojrza³am na niego spod oka.- Miej siê na bacznoœci w mymtowarzystwie kochany ch³opcze - przestrzeg³am go.- Potrafi³abym ci z³amaæserce jednym trzepotem rzês.- Po có¿ mia³abyœ ³amaæ to, co ju¿ w pe³ni twym jest, pani? - pyta³, a jawyczu³am podstêp w jego starannie sformu³owanym pytaniu.Ontrose wcale nie by³taki niewinny, na jakiego wygl¹da³.Nai wyraŸniej nie patrzy³ ju¿ na mnie jakna instytucjê.Zdecydowanie czyniliœmy postêpy.- Strze¿ siê, mój rycerzu, bo z ca³ym swym arsena³em ruszê na twe bezbronneserce.Broñ siê najlepiej, jak potrafisz.Wydawa³ siê chyba trochê zaskoczonymoim tonem.- Chcia³abyœ wykorzystywaæ swe nieuczciwe przewagi wobec mnie, lady Polgardo? -za¿artowa³.- Fe! WstydŸ siê! Azali zmuszony teraz bêdê jednoczeœnie broniætwego ksiêstwa przed Asturianami i swego serca przed twym niewys³owionymczarem? Asturian siê nie lêkam, jednak¿e twierdza serca mego ju¿ runê³a.Nieuchronnie muszê skapitulowaæ i oddaæ siê w mi³¹ niewolê, któr¹ miproponujesz.Po³o¿y³am mu d³oñ na ramieniu.- Dobrze ujête, panie - pochwali³am go.- W rzeczy samej, dobrze powiedziane.Porozmawiamy o tym niebawem.Uj¹³ m¹ d³oñ i delikatnie uca³owa³.Trochê to by³okwieciste.Oczywiœcie panie, które przeczytaj¹ te s³owa, zrozumiej¹, ale nies¹dzê, aby mê¿czyznom to siê uda³o.Nic nie szkodzi, najwa¿niejsze, ¿eby ktoœ wogóle rozumia³.Pokój, który narzuci³am Arendii, udawa³o siê utrzymaæ dziêki temu, ¿e wprzypadku oznak niesubordynacji ze strony jednego z ksiêstw, pozosta³e trzytworzy³y przymierze i ukróca³y tê samowolê.Istota problemu tym razem tkwi³a wstarczej niedo³ê¿noœci ksiêcia Morathama z Mimbre.By³ pod opiek¹ pielêgniarki,która niañczy³a go jak dziecko.Ksiêstwem zarz¹dza³a grupa szlachciców, którychbardziej interesowa³o wzajemne wykluczanie siê z gry ni¿ dobro Arendii.Kilkakrotnie próbowa³am wyjaœniæ im realia arendyjskiej polityki i korzyœcip³yn¹ce dla nas wszystkich z zachowania pokoju, ale byli zbyt krótkowzroczni,by cokolwiek z tego zrozumieæ.Pewnie gdyby stolica mieœci³a siê w centrumMimbre, da³oby siê z nimi dojœæ do ³adu.Vo Mimbre znajdowa³o siê jednak niemalna po³udniowej granicy Arendii, co sprawia³o, ¿e wydarzenia w trzech pó³nocnychksiêstwach równie dobrze mog³yby siê rozgrywaæ na drugiej stronie ksiê¿yca.Pomimo mych najwiêkszych wysi³ków Mimbre zdystansowa³o siê od pozosta³ychksiêstw, zajmuj¹c pozycjê œcis³ej neutralnoœci.Mia³am pewne w¹tpliwoœci co doŸród³a tej polityki Mimbratów.W zachodnich królestwach czêsto traktowano naszeprzekonanie, ¿e Angarakowie s¹ winni wiêkszoœci niepokojów rodz¹cych siê postronie Wschodniego Szañca, za rodzaj obsesji.Mo¿e rzeczywiœcie zbytpospiesznie zwalaliœmy winê na Angarków, ale w przypadku Arendii naszepodejrzenia by³y w pe³ni uzasadnione.Arendia zawsze stanowi³a klucz wangarackich planach siania niepokojów na zachodzie.Ctuchik ¿ywi³ przekonanie,¿e jeœli uda mu siê wywo³aæ zamieszki w Arendii, wkrótce ca³y zachód stanie wp³omieniach.Niestety, Arendia zawsze by³a hubk¹, na któr¹ wystarczy³ospojrzeæ, aby zajê³a siê ogniem.Ontrose pojecha³ na pó³noc, aby dopilnowaæmobilizacji moich ludzi.Têskni³am.Marzy³am o nim ka¿dej nocy i myœla³amniemal ka¿dej chwili po przebudzeniu.Czêsto podró¿owa³am po swym ksiêstwie,prawdê powiedziawszy czêœciej, ni¿ to by³o konieczne, ale w koñcu by³am ksiê¿n¹Erat.Czy¿ nie by³o moim obowi¹zkiem osobiœcie wszystkiego dojrzeæ? ArmieWacune i Erat tak naprawdê nie by³y oddzielnymi armiami, poniewa¿ oba naszeksiêstwa by³y bardzo œciœle z sob¹ powi¹zane.Baron Lathan dowodzi³ si³amiAndriona, a Ontrose moimi, ale powa¿niejsze strategiczne decyzje rodzi³y siêpodczas d³ugich narad, które odbywa³y siê w pa³acu Andriona lub mej rezydencjinad jeziorem Erat.Latem 2942 roku wszystko by³o gotowe.Nasze po³¹czone armieznacz¹co górowa³y liczebnie nad si³ami, jakie uda³oby siê zgromadziæ GarteonowiIII.Jeœli wiêc przekroczy³by nasze granice, z ³atwoœci¹ mogliœmy go zgnieœæniczym robaka.- Wszystko jest w pogotowiu - oznajmi³ Andrionowi i mnie Ontrose po powrocie zjednej ze swych zbyt czêstych podró¿y do Vo Wacune póŸnym latem tego roku.-Armia Erat zajê³a pozycje na pó³nocnym brzegu rzeki Camaar, w pobli¿u Vo Astur.Niech no tylko si³y Garteona przekrocz¹ granice Wacune, to zetrê jego stolicê zpowierzchni ziemi.Wyj¹wszy nieprzewidziane wypadki, znaleŸliœmy sie w martwympunkcie.Zdaje mi siê, i¿ przez d³u¿szy czas bêdziemy z Asturianami gapiæ siêna siebie poprzez granice, a potem mo¿emy z pe³nym zaufaniem spodziewaæ siê zVo Astur zaproszenia do rozmów pokojowych.Ród Orimanów nie cieszy siê zbytni¹popularnoœci¹ wœród innych rodów Asturii.Wcale nie by³bym zaskoczony, gdybyGarteon, jak jego dziadek, znalaz³ drogê do któregoœ z wysoko po³o¿onych okienw swym pa³acu i pofrun¹³ prosto w dó³ na dziedziniec.- £adnie to uj¹³eœ, mój lordzie Ontrose - pochwali³ go Andrion- W koñcu jestem poet¹, wasza mi³oœæ - odpar³ skromnie mój rycerz.- Zawszestara³em siê piêknie wys³awiaæ.Po naradzie z Andrionem Ontrose i ja wróciliœmy do mej miejskiej rezydencji.Przy kolacji dyskutowaliœmy nad pewnymi zawi³ymi problemami filozoficznymi i poraz kolejny uderzy³a mnie g³êbia zrozumienia u tego zdumiewaj¹cego cz³owieka.Mia³am wielk¹ ochotê poznaæ go z wujkiem Beldinem i przys³uchiwaæ siê ichdyskusji Wiedzia³am, ¿e jeœli mój plan siê powiedzie, to w koñcu do tegodojdzie i ju¿ na sam¹ myœl o wprowadzeniu do rodziny tego brylantu bez skazyrobi³o mi siê ciep³o na duszy.Mojemu ojcu i wujkom brakowa³o pewnej og³ady, zpewnoœci¹ korzystnie by na nich wp³ynê³o obcowanie z poet¹, filozofem,cz³owiekiem o doskona³ych manierach i najpotê¿niejszym z ¿yj¹cych rycerzy.Po kolacji, gdy nad œwietlistym miastem Vo Wacune zapad³ zmierzch, przeszliœmydo ogrodu ró¿anego.Ontrose œpiewa³ i gra³ na lutni, a zmartwienia dnia zdawa³ysiê odp³ywaæ w dal.To by³ jeden z owych idealnych wieczorów, które zdarzaj¹siê zbyt rzadko.Rozmawialiœmy o ró¿ach i tylko od czasu do czasu wspominaliœmyo mobilizacji.Na niebie pojawia³y siê gwiazdy.Gdy nadszed³ czas spoczynku, mój rycerz uca³owa³ mnie czule i ¿yczy³ mi dobrejnocy.Nie spa³am zbyt dobrze, ale sny mia³am przyjemne.Nastêpnego ranka mój Ontrose opuœci³ Vo Wacune i wróci³ na pó³noc.Jesieñ tego roku by³a tak mglista, ¿e idealnie pasowa³a do mego rzewnegonastroju.Ponad szeœæ wieków poœwiêci³am Arendom, w nadziei ¿e naucz¹ siê ¿yæ wpokoju i nigdy wiêcej nie pomyœl¹ o wojnie.Jednak¿e te nadzieje zdawa³y siêtopnieæ.Zima nadesz³a wczeœnie tego roku, zapowiadana przez gêste zimne mg³y, plagênêkaj¹c¹ pó³noc¹ Arendiê o tej porze roku.Przez wiele tygodni nie ogl¹daliœmys³oñca, przys³uchiwaliœmy siê ponuremu kapaniu wody z ga³êzi ka¿dego drzewa, akamienne fasady budynków w Vo Wacune zdawa³y siê p³akaæ d³ugimi strumieniami³ez.Wiosna, która potem nasta³a, nie by³a pod tym wzglêdem wieie lepsza od zimy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •