[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widok stąd rozciągał się na wsze strony, i to bardzo daleko, tak że dostrzec mogli nawet Kowalewo.Tutaj, w Golubiu, dzięki brodowi, drogi się zawęźlały, a i rzeka służyła do przewozu towarów, zwłaszcza spławu drewna, smoły, dziegciu, klepek.- Na tej górze, gdy leno dojdziemy do ugody z panem biskupem, zmurujemy gard - zapewniał Henryk Sturluz - zdziebło mniejszy od toruńskiego, ale nie lichszy od niego, bo tego miejsca odstąpić nikomu nie możemy.I pokazywał, co gdzie miałoby wyrosnąć, gdyby budowano według jego udby.Niczego odstąpić nie mogą, nikomu - myślał Mściwoj - i na pewno nie chcą, ze skornotą natomiast wezmą od innych, co im się widzi użytecznego, a widzi im się bodaj wszystko.Jesz jednego gardu potrzebują i jesz jednego, to tu, to tam, Chełmińską w istny matecznik zamieniają, najeżony twierdzami.Żeli od biskupa chcą ów Golub wytargować, tak samo będą chcieli koniecznie pochwycić Pień, który im ością.Pewno, swoją słuszność mają, każdy by tak robił, gdyby miał dość siły.Słuchał i milczał.Przed opuszczeniem Torunia pożegnał się z mistrzem i wyżnikami Zakonu.W ostatnim słowie Henryk von Wida powiedział, że ucieszyła go leżność poznania syna pierworodnego i posobnika pana Szwantepolka i z tego spotkania wynosi dobre wrażenie jak też korzyść niemałą, dzięki szczerej i uczciwej z obu stron rozmowie, co pomogło mu lepiej zrozumieć stanowisko pana księcia, chociaż nie zgadza się z nim tak samo jak poprzednio.Żeli będzie miał do niego nowe przedłożenie, to wyśle posłów i jest udby, że tak się stanie, nawet niezadługo, bo Zakon Teutoński musi pełnić swój obowiązek nawracania pogan północy wszelkimi siłami, jakie do tego celu zdoła zebrać, a w zasób sił liczą się także miectwa i bierze ziemskie, zatem nie powinny one być uszczuplane mytami.Również nie powinien doznawać niepokojenia od chrześcijańskich książąt, co by przeszkadzało mu w skupieniu się na głównym zadaniu.Mściwoj odparł najkrócej, że wszystko panu księciu, ojcu swojemu, wiernie powtórzy, a dostojnemu panu mistrzowi Zakonu Niemieckiego na Ziemię Chełmińską i Prusy po wielekroć za życzebną gościtwę dziękuje, nie mniej szczerą otrzymają w Gdańsku jego posłowie.Przez gard i miasto aż do bramy Chełmińskiej odprowadzili Mściwojowy poczet komandor toruński Artur Zopen i Henryk Czech.Prawie gdy tam się oddziękowywali, zza załomu wyskoczył nagle scholarus Otto.- Zabierzecie mnie ze sobą, znakomity panie książę? - zapytał wyciągając ręce do Mściwoja.- Dokąd miałbym was zabierać?- Dokądkolwiek, hojny panie, byle ze sobą.Pojadę, gdzie każecie.Spójrzcie, blóny się zwierają i będzie tęga trzaskawica, a ja znam niedaleko belną gospodę, gdzie się na ten czas schronimy.- Hajdi! - krzyknął na niego Artur Zopen.- Psami was wyszczuję z mojej komandorii, zgniły kleryku, ile że wstyd nam przynosisz.Ruszył na niego koniem, ale Czech jakby przypadkiem wjechał między nich i powiedział ze śmiechem głośniejszym, niżby zasługiwało:- Cóż dziwnego? Wagant chce się wagować.Lecz nie w tę stronę, Ottonie, bo nastąpię ci na piękne ciżmy.W przeciwną!Mściwoj przez obu jeźdźców rzucił mu drugiego dętka.Kleryk zdarno pochwycił srebrny krążek.- Dzięki, szlachetny panie.Świat nie tak znów wielki, może jesz zejdą się nasze stegny.- Hajdi! - powtórzył buszny Zopen.- Gorz we mnie budzi ten ioculator.Scholarus już nurknął za bramę.Wymienili pokłony, życząc nawzajem pobieru.Teraz również Mściwoj i Henryk nie znaleźli leżności powiedzenia sobie czegoś więcej ponad to, co powiedzieli pierwszego dnia, z ominięciem cudzych uszu.Rozstali się bratecznym uśmiechem.Wagant słusznie przestrzegał, ciemne blóny płynęły ku sobie i gęstniały.Wprawdzie nie było przedgrzmotowej duchoty, lecz w maju mogła się zdarzyć burza, nawet trzaskawica, i o świeżym powietrzu.Podpędzili więc konie, by jak najwcześniej dotrzeć do Pienia, książę bowiem postanowił ponownie zajechać tam we własnej osobie, dla okazania mistrzowi i żupanom Zakonu, jak ważne to dla Pomorza miectwo i dla dodania otuchy tamecznym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •