[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Namiętność obywa się bez wiedzy; to wyjaśnia, dlaczego fantastyki nie trzeba znać, aby jej nie lubić.Między autorami a odbiorcami każdego typu literatury istnieje sprzężenie, manifestujące się choćby reakcją na propozycje księgarskiego rynku.Ale czytelnicy nie tylko w księgarniach dają wyraz swoim upodobaniom.Pod tym względem środowisko konsumentów SF zdaje się wyjątkowo bogate w formy - i może ta przesada razi postronnego obserwatora.Widział kto, żeby miłośnicy romansów czy kryminałów organizowali się w kluby, spraszali autorów, urządzali aukcje i dyskusje, wydawali fanziny i robili mnóstwo zbędnego ruchu, bez którego nic nie traci pochłaniająca ich pisanina? Może to więc fandomowo-fanowska ornamentyka, wiecowanie nad przygodami pilota Pirxa denerwują tych, co nie ulegli amokowi? Może towarzysząca fantastyce naukowej atmosfera odpustu (a odpust u nas równoznaczny z tandetą) zraża potencjalnych odbiorców?Wśród czytelników SF przeważa młodzież, czyli ludzie skłonni do manifestacyjnego okazywania swoich uczuć i preferencji, a także ujawniający w swoich poczynaniach pewien nadmiar - ekspresji, zaufania, wierności.Także - co normalne - naiwności.Wielu z nich dzięki SF odkrywa w ogóle literaturę, i nawet kiedy wyrasta z krótkich spodenek czy sukienek, pewien sentyment dla SF zachowuje.Powiedzmy zatem, choć będzie to sąd nie do końca sprawiedliwy, że fantastyka cieszy się uznaniem wśród młodzieży, żerując na jej braku krytycyzmu.W zamian oferuje poczucie nieograniczonych możliwości jednostki i cywilizacji, które w rozbudzonej młodej wyobraźni natrafia na podatny grunt i z którego się potem wyrasta - albo nie.Zarazem jest to widzenie świata bardzo uproszczone i poniekąd fałszywe, a SF proponuje je zbyt prostodusznie.Literatura ta może więc liczyć na każdego, kto jeszcze nie przekroczył linii demarkacyjnej między młodzieńczymi złudzeniami a twardą rzeczywistością, a także na tych, co od owej twardości poszukują ucieczki.Zdecydowanie natomiast,nie znoszą fantastyki ludzie, których duch się zestarzał, którym świat zastygł w ostateczne, nienaruszalne formy.Nędza rekwizytówOczywiście nie nowe to odkrycie, że wysoki procent produkcji SF stanowią utwory poniżej poziomu przyzwoitości.Można by się spierać, ile chłamu z tą etykietką wydaje się na świecie, a ile w poszczególnych krajach - na pewno grubo ponad połowę.Autorzy SF, przyzwyczajeni już do ustawicznego oblewania pomyjami, z rzadka tylko i bez przekonania odwarkują formułkami, które by można uogólnić w zasadę Sturgeona: że 90 procent czegokolwiek nie nadaje się do użytku.Czemu więc akurat fantastyka i fantaści mają zbierać cięgi za cały świat? Faktem jest jednak, że statystyka zdecydowanie pracuje przeciwko komuś, kto - jako czytelnik - planuje wyprawę w wymyślone światy następnych stuleci.Taki śmiałek, który dopiero zaczyna interesować się fantastyka, a więc nie ma jeszcze rozeznania, znacznie łatwiej trafi na rzecz tandetne niż wartościowe.Dla czytelników o ukształtowanym guście i pewnych wymaganiach, którym ciężko zdobyć się na bezinteresowną wyrozumiałość, reakcja w takim przypadku jest jedna: zerwanie kontaktu z gatunkiem.Plus oczywiście psucie mu opinii przy każdej okazji.Trudniej podjąć szlachetną decyzję rozbratu z SF, gdy we znaki daje się ubóstwo innych propozycji kulturalnych.Z tego względu fantastyka, nawet podła, ma w Polsce o wiele więcej szans niż gdzie indziej.Ale żeby wyrobić sobie o niej zdanie, nie trzeba niczego z tej dziedziny czytać.Obiegowa opinia o SF jako literaturze „księżycowej”, wyzbytej związków z rzeczywistością, a przy tym niedobrej, wydaje się mocno utrwalona.Spróbujmy poszukać jej źródeł.Bezwzględnie zraża do fantastyki jej rekwizytornia.Jeśli zajrzymy do czyjegoś domu i zastaniemy tam brudny wychodek, telewizor i kilka książek z dziedziny skatologii, nic nas nie skłoni do prędkiego ponowienia wizyty, nawet gdyby w progu sam gospodarz ze łzami w oczych zapewniał o swym bujnym życiu wewnętrznym.Bez dwóch zdań: magazyn kukiełek do fantastyczno-naukowych przedstawień jest nędznie wyposażony.Cóż w nim znajdujemy? Rakieta, robot, potwór, obca planeta, kosmita w trzech postaciach: ośmiornicy, ważki i kalafiora, dzielny młodzian z Intergalasu, maszyna czasu, szalony profesor albo wynalazca, laser, antymateria, blaster, wreszcie skąpo ubrana panienka z wyeksponowanymi drugorzędnymi cechami płciowymi - nawet nie myślałem, że jest tego tyle.Ale ile? - ciągle kilka sztuk, ciągle w tym samym jarmarcznym stylu.Kto uwierzy na słowo, że z takich elementów da się poskładać coś sensownego, nie urągającego inteligencji?Decydujący moim zdaniem wpływ na wzbudzanie niechęci do SF ma sposób prezentowania jej w radiu i telewizji.Radiowym sygnałem rozpoznawczym wszelkiej niezwykłości są długie, przeciągłe sygnały, jakieś bulgotanie, metaliczne echa - cała ta sporządzana elektronicznie „muzyka kosmicznych sfer” - a także specjalnie modulowany głos ludzki, zniekształcony na stole operatora dźwięku w taki sposób, by kojarzył się z mową robota.Mechaniczny stwór musi przemawiać mechanicznie, to jasne; naiwność takiego myślenia aż kłuje w mózg.W telewizji fantastyczno-naukową atmosferę zapewnia prócz pojękiwań i efektów świetlnych - specjalna scenografia.Zazwyczaj są to plastikowe węże, półprzeźroczyste rury podwieszone na kijach, wypełnione co pewien odcinek żarówkami, a te żarówki zapalają się i gasną z dużą regularnością.Także mogą to być płachty polietylenu, fantazyjnie rozpostarte lub udrapowane, potraktowane światłem.Dobrze jest całą ścianę upstrzyć żarówkami i puszczać koncentryczne koła ze światła - to prawie szczyt marzeń.Bardzo fantastycznie i naukowo robi się od wiszących tu i ówdzie skafandrów do nurkowania, pomalowanych na biało.W jednym z programów TV obejrzałem oprócz węży - pudła naszpikowane żarówkami, które zapalały się i gasły w zniechęcająco jednostajnym rytmie na trzy (miały to chyba być myślące maszyny).Aktorzy czytający w TV fragmenty prozy SF występują odziani obowiązkowo w obcisły strój - astronauta, jak wiadomo, nie rozstaje się ze skafandrem nawet w noc poślubną.I tak dalej, i tak dalej.Najczęściej wyżej opisanych tricków do fantastyczno-naukowego bodźcowania umysłów używa się pęczkami.Skomasowanie ich odrzuca co prawda bardziej myślące i krytyczne jednostki, ale pozostałym gwarantuje klarowną definicję: oto czym Jest fantastyka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •