[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiem, czy starczy nam zapasów na tak długą podróż.Teraz szuka dziury w całym – pomyślał Floyd – i wie, że ja o tym wiem.Lepiej zachowam takt…–Na kilka dodatkowych tygodni? Nie wierzę, aby margines tolerancji był tak mały.Poza tym karmisz nas aż za dobrze.Nikomu nic się nie stanie, jeśli ograniczysz przez jakiś czas nasze racje.Kapitan uśmiechnął się lodowato: – Powiedz to Willisowi i Michajłowiczowi.Mimo wszystko obawiam się, że cały pomysł jest szalony.–W takim razie pozwól nam skontaktować się z właścicielami.Chciałbym porozmawiać z sir Lawrence'em.–Oczywiście.Nie mogę ci w tym przeszkodzić – odparł kapitan Smith tonem, w którym pobrzmiewał żal, iż nie może tego uczynić.– Ale wiem dokładnie, co ci odpowie.I bardzo się mylił.Sir Lawrence Tsung od trzydziestu lat nie grał na wyścigach; obstawianie koni było niestosowne przy jego wysokiej pozycji w świecie interesów.Ale w czasach swej młodości często grywał na torze w Hongkongu, zamkniętym zresztą później przez purytańską administrację z uwagi na publiczną moralność.Jakież to typowe dla naszego życia – myślał z żalem sir Lawrence.Kiedy mógł grać, nie miał pieniędzy.Teraz, kiedy je ma, nie może obstawiać, ponieważ jako najbogatszy człowiek na Ziemi – musi świecić przykładem.Jak nikt inny sir Lawrence zdawał sobie sprawę, jakim hazardem są interesy.Robił wszystko, co mógł, by zmniejszyć ryzyko inwestycji: gromadził informacje i słuchał ekspertów, którzy według jego opinii służyli mu najlepszymi radami.Kiedy się mylili, zawsze miał dość czasu, żeby się wycofać, musiał jednak liczyć się z prawdopodobieństwem strat.Gdy czytał memorandum przysłane przez Heywooda Floyda, poczuł dawny dreszczyk emocji – dreszczyk, którego nie zaznał od czasu, gdy po raz ostatni oglądał konie wpadające w galopie na metę.Znów musiał ryzykować: grać o największą – i kto wie, czy nie ostateczną – stawkę w swojej karierze.Rzecz jasna, nie powie o tym Radzie Nadzorczej.Ani lady Jasmine.–Bill – zwrócił się do syna – co o tym myślisz?Młody Tsung (człowiek odpowiedzialny i stanowczy, któremu jednak brakowało iskry bożej, co było chyba powszechną przypadłością ludzi z jego pokolenia) udzielił odpowiedzi zgodnej z oczekiwaniami ojca:–W teorii wszystko jest możliwe.Nie wątpię, że „Wszechświat” może tego dokonać… na papierze.Straciliśmy już jeden statek.Ryzykujemy następny.–„Wszechświat” i tak poleci w okolice Jowisza… To znaczy Lucyfera.–Tak, ale po dokładnym przeglądzie na orbicie okołoziemskiej.Czy zdajesz sobie sprawę, jak będzie wyglądać ta misja proponowana przez Floyda? Będą musieli pobić wszystkie rekordy szybkości! Podczas zwrotu osiągną prędkość tysiąca kilometrów na sekundę!Było to coś najgorszego, co mógł powiedzieć; w uszach sir Lawrence'a znów rozległ się grzmot końskich kopyt.Tsung senior zachował jednak obojętny wyraz twarzy.– Masz rację.Nikomu jednak nie zaszkodzi, jeśli przeprowadzą wstępne testy, chociaż kapitan Smith uparcie się temu sprzeciwia.Grozi nawet złożeniem dymisji.Tymczasem sprawdź, jakie stanowisko zająłby w tej sprawie Lloyd… Niewykluczone, że będziemy musieli wycofać wniosek o pokrycie straty „Galaktyki”.Tym bardziej – mógłby dodać – jeśli rzucimy na stół żeton w postaci „Wszechświata”.Martwiła go postawa Smitha.Teraz gdy Laplace był uziemiony na Europie, Smith stał się najlepszym dowódcą, jakim mógł dysponować.33.Wodopój–Najgorsza robota, jaką widziałem od ukończenia studiów – narzekał główny inżynier.– Ale nic innego nie da się zrobić w tak krótkim czasie.Przygotowany naprędce rurociąg przecinał pięćdziesiąt metrów oślepiająco jasnej skały, pokrytej przeróżnymi substancjami chemicznymi, biegł aż do wlotu spokojnego teraz Starego Wiernego i tam się kończył prostokątnym, skierowanym w dół filtrem lejowym.Słońce właśnie wzeszło nad pagórkami.Ziemia zaczynała drżeć, do wewnętrznych rezerwuarów gejzeru przenikało poranne ciepło.Heywood Floyd obserwował wschód Słońca z głównego hallu.Nie mógł uwierzyć, że tak wiele zmieniło się w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.Po pierwsze: uczestnicy wyprawy podzielili się na dwie frakcje.Na czele jednej stał kapitan, drugiej przewodził – chcąc nie chcąc – on sam.Nie doszło jeszcze do decydującej wymiany ciosów i wszyscy byli wobec siebie lodowato uprzejmi, Heywood jednak dowiedział się, że w pewnych kręgach przeciwnego obozu zaczęło się o nim mówić „samobójca Floyd”.I wcale się z tego nie cieszył.Nikt nie potrafił wykazać słabości projektu zwanego obecnie „manewrem Floyda-Jolsona”.(Niesłusznie zresztą: Heywood nalegał, by cały honor przypadł młodemu oficerowi, lecz nikt go nie słuchał.A Michajłowicz zapytał nawet: „Czyżbyś obawiał się odpowiedzialności?”)Początek pierwszego testu – za dwadzieścia minut, gdy Stary Wierny z opóźnieniem powita świt.Jeśli nawet test się powiedzie i zbiorniki „Wszechświata” wypełni przejrzysta woda, a nie – jak przewidywał kapitan Smith – błotnista maź, droga na Europę wciąż będzie zamknięta.Pewną rolę w procesie decyzyjnym odgrywały życzenia pasażerów.Wybitne osobistości goszczące na „Wszechświecie” spodziewały się powrotu do domu za dwa tygodnie.Teraz, ku ich zaskoczeniu, a nawet konsternacji, trzeba było liczyć się z perspektywą niebezpiecznej wyprawy przez połowę Układu Słonecznego, która – nawet w przypadku powodzenia – skończy się nie wiadomo kiedy.Willis był w kropce.Wszystkie jego plany wezmą w łeb.Pływał po statku mrucząc coś o procesach, ale nikt nie współczuł mu nawet odrobinę.Z kolei Greenberg wpadł w ekstazę.Ponownie miał szansę przeżycia prawdziwej kosmicznej przygody.Michajłowicz, który spędzał czas komponując w swojej wcale nie dźwiękochłonnej kabinie, był nie mniej zadowolony.Żywił nadzieję, iż nowe przeżycia staną się dla niego niewyczerpanym źródłem inspiracji.Maggie M
[ Pobierz całość w formacie PDF ]