[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może zimno tak na ciebie podziałało.Drżała na całym ciele.– Widziałam ją – wyszeptała.– To prawda.ona tam była.pod tym drzewem.Wstrząsnęłam się.Co jej chodzi po głowie? Czy już Celeste zaczyna widzieć duchy?– Zaniesiemy cię do domu – oświadczyłam.– Ona tam była – upierała się Celeste – widziałam ją wyraźnie.Nadeszła pani Emery.– Och, pani Emery – powiedziałam.– Pani Lansdon zemdlała.Myślę, że powodem była nagła różnica temperatur.Wyszła z ciepłego pokoju do ogrodu na zimne powietrze i zrobiło jej się niedobrze.– Gorączkowo szukałam jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia nagłego zasłabnięcia Celeste.Nie podobało mi się mówienie o duchach.– Wnieśmy ją do domu, szybko! – rzeczowo poleciła pani Emery.– Zanieśmy ją do jej pokoju – dodałam.– Sądzę, że kieliszek koniaku dobrze zrobi pani Lansdon.Podniosła się już na nogi, ale dreszcze nadal wstrząsały jej ciałem.Odwróciła głowę i spojrzała przez ramię na ławeczkę pod dębem.– Dygoczesz jak w febrze – stwierdziłam.– Chodź! Idziemy do domu.Zaprowadziłyśmy Celeste do sypialni.– Trzeba panią położyć do łóżka! – poleciła pani Emery.– Pójdę i każę przynieść koniak.Przyślę też jedną z dziewcząt, by zajęła się ogniem na kominku.Prawie już wygasł.Celeste leżała na łóżku.Ujęła moją rękę i uścisnęła ją mocno.– Nie odchodź – poprosiła.– Nie bój się.Nie odejdę.Zostanę tutaj.Nie rozmawiaj teraz, Celeste.Zaczekaj, aż przyniosą ci koniak.Zobaczysz, że od razu poczujesz się lepiej.Wyciągnęła się na pościeli.Nadal miała dreszcze.Nadeszła pani Emery z Ann.– Popraw ogień na kominku, Ann! – rozkazała.– Pani Lansdon trochę źle się czuje.A oto i brandy, panno Rebeko.– Dziękuję, pani Emery.– Czy mam nalać, panienko?– Tak, proszę.Nalała kieliszek napoju i dała mi do rąk.Celeste uniosła się na poduszkach i wypiła alkohol małymi łykami.Ogień na kominku buzował już jasnym płomieniem.– Myślę, że pani Lansdon potrzebny jest teraz spokój – zasugerowałam.Celeste spojrzała na mnie z prośbą w oczach.Zrozumiałam, że chce, abym została przy niej.Skinęłam głową uspokajająco.Pani Emery i Ann wyszły cichutko, zamykając za sobą drzwi.– Rebeko – zwróciła się do mnie.– Widziałam ją.Ona tam była.patrzyła na mnie.Mówiła mi, że to jest jej dom i że nie ma tu dla mnie miejsca.– Czy to znaczy.że.duch przemówił do ciebie?– Nie, nie.nie było żadnych słów.ale taki był tego sens.– Celeste, tam nie było nikogo.Tobie się to przywidziało.– Ale widziałam przecież na własne oczy.ona tam była.– Ona?– Wyszła z zamkniętego pokoju.Przyszła w to miejsce, w którym pojawiają się duchy.– Celeste, to wszystko nie ma sensu.Tam nikogo nie było.Lucie była niedaleko.Zauważyła, jak upadasz.Nie wspominała, żeby widziała kogoś jeszcze.– Ona przyszła do mnie.widziałam ją wyraźnie.Najpierw miała odwróconą głowę.ale od razu się domyśliłam, kto to jest.Była w jasnoniebieskim płaszczu z narzutką obramowaną białym futerkiem.i niebieskim kapeluszu podobnie przyozdobionym na brzegach.trochę już niemodnym.Niebieski płaszcz z narzutką przyozdobioną futrem.Widywałam mamę w takim okryciu.I miała do tego również odpowiedni kapelusz.Nosiła go tutaj, pamiętam to dobrze.Oczyma duszy zobaczyłam, jak spaceruje pod drzewami, śmiejąc się i opowiadając o maleństwie, które ma się narodzić – o moim braciszku lub siostrzyczce.Splotłam z całej siły ręce, które lekko mi drżały.– Przywidziało ci się, Celeste – powtórzyłam bez przekonania.– Nic podobnego.W żadnym wypadku.Nie myślałam o niej.Myślami byłam daleko stąd, kiedy nagle.zobaczyłam jakiś ruch pod drzewami.ujrzałam kobiecą postać w niebieskim płaszczu.Siedziała na ławeczce.i wiem, kim była.nieraz czułam jej obecność w tym domu.Są tu apartamenty, w których mieszkała.ten zamknięty pokój.a teraz przyszła do ogrodu, by dołączyć do innych duchów.– Wszystko to twoja fantazja, Celeste.– Nie, na pewno nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •