[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nikt cię nie pyta o zdanie.Ciebie to nie dotyczy.– Jeszcze jak dotyczy – nie ustępowała Julka.– Mnie dotyczy absolutnie wszystko.Nie macie nawet pojęcia, jak wiele spraw mnie dotyczy.Znajdowała się w takim stanie, że strach było do niej podejść, zwłaszcza gdy się wiedziało, iż potrafi drapać jak kotka, choć od pierwszej klasy nie użyła ani razu tej niebezpiecznej broni.– Wstawaj, Alicjo – powiedział Alik.– Pospiesz się.Upewniliśmy się, że ten obywatel jest twoim ojcem.Pojedziesz z nim do domu, tam z pewnością od razu wszystko sobie przypomnisz i wyzdrowiejesz.Skinął na grubasa, by zabrał córkę, ten zaś wyciągnął ręce do Alicji.Zerwała się na równe nogi i przywarła do ściany.Ręce grubasa niby kleszcze raka zamknęły się w powietrzu.– Prędzej! – krzyknął Alik.– Zaraz przyjdą!– To wspólnicy! – wrzasnęła Julka.– Wspólnicy!– Jasne – potwierdziła Alicja, wyślizgując się z rąk grubasa i Alika, który zaszedłszy z tyłu łóżka usiłował pomóc fałszywemu ojcu.– Spójrz na jego buty!– Czyje buty?– Alika!Julka, która również stała na łóżku, spojrzała w dół i od razu zrozumiała, o co chodzi – obydwa buty Alika Borysowicza były z jednej nogi.Z prawej.– Co? Co takiego? – spytał nerwowo Alik, również spoglądając na swoje nogi.I nagle Julka zobaczyła wręcz fantastyczną sztuczkę – w jej oczach prawy but znajdujący się na lewej nodze poruszył noskiem, wygiął się i przeobraził w normalny lewy but.– Ojej! – pisnęła.– Nie zwracaj na to uwagi – rzekł uspokajająco Alik.– To moje zwykłe roztargnienie.Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk Alicji:– Julka!Gdy Julka przypatrywała się butom, grubas chytrze podszedł Alicję i tak ją mocno ucapił, że w ogóle nie mogła się ruszyć.Machała nogami, waliła pięściami w kluchowaty bok, ale grubas nie zwracał na to najmniejszej uwagi.Wywrócił szafkę nocną – kwiaty się rozsypały, woda rozlała na podłogę – i puścił się ku drzwiom.„Wszystko stracone” – pomyślała Julka.I nagle przypomniała sobie piękne dawne czasy, kiedy to na daczy jako wódz czerwonoskórych wiodła swe groźne plemię w śmiałym wypadzie na blade twarze z sąsiedztwa.Wydała okrzyk bojowy Irokezów i skoczyła jak pantera, wbijając paznokcie w policzek grubasa.Od tego okrzyku zadzwoniły szyby, a jedna z brzękiem wypadła na zewnątrz.Obudzili się wszyscy pacjenci szpitala.Wróble pospadały z gałęzi, wrony wzbiły się pod same chmury, jakiś kierowca zjechał do przydrożnego rowu, myśląc, że chce go wyprzedzić wóz straży pożarnej.Jak się okazało później, nie obudził się tylko lekarz dyżurny – ktoś zrobił mu zastrzyk nasenny, więc spał w suterenie na kupie kartofli.Atak Julki był nieoczekiwany i gwałtowny, grubas puścił Alicję, która klapnęła na podłogę, zamachał rękami, usiłując strzepnąć wiszącą na nim Julkę, a gdy mu się to wreszcie udało, rzucił się ku drzwiom z takim impetem, że wypadły z zawiasów, uderzając z hukiem o przeciwległą ścianę korytarza.Alik Borysowicz wrzasnął wściekle: „Trrprrf!” – i pobiegł w ślad za grubasem.Julka i Alicja siedziały na podłodze potrząsając głowami, by szybciej oprzytomnieć.– No, załatwiłyśmy ich? – spytała Julka.– Z pewnością szwy ci się rozeszły – rzekła Alicja.– A w ogóle jesteś prawdziwym przyjacielem.– Więc to nie był twój ojciec?– Jaki tam ojciec! To był pirat kosmiczny, zwany Wesołkiem Ypsilon.– Zwariowałaś, Aluśka?! Jaki pirat kosmiczny?– Wszystko ci opowiem.Ufam ci teraz na mur.Tylko niech się trochę uspokoi.Słyszysz, już tu biegną.Wpadła Maria Pawłowna.– Co się stało? – wykrzyknęła.– Dziewczynki, czemu siedzicie na podłodze? I do tego w wodzie! Przepisy absolutnie zabraniają!Dziewczynki wybuchnęły śmiechem i wstały.Wbiegła druga siostra mająca dyżur piętro wyżej.Któryś z chodzących chorych zajrzał do sali.W korytarzu ktoś pytał podenerwowanym głosem:– Gdzie wybuch? Gdzie był wybuch?– Nic nie rozumiem – powiedziała Maria Pawłowna.– To wszystko moja wina.A gdzie się podział Aleksander Borysowicz? I gdzie twój tatuś, Alicjo?– Jaki Aleksander Borysowicz? – spytała Alicja.– Jaki tatuś?– No przecież byli tu przed chwilą.– Nikogo tu nie było.Oczy Julki ze zdumienia zrobiły się niemal kwadratowe.– Jak to.– wtrąciła.– Nikt tu nie przychodził – powtórzyła Alicja takim tonem, że Julka w lot zrozumiała: trzeba milczeć i wszystkiemu potakiwać.– Widziałam na własne oczy – zaczęła Maria Pawłowna i urwała w pół słowa.– A kto rozbił okno? Kto krzyczał? Kto wywalił drzwi? Nie róbcie ze mnie idiotki, i tak nic nie rozumiem.– Nagły poryw wichury – tłumaczyła Alicja.– Chyba trąba powietrzna wybiła szybę, zwaliła nas ze świstem z łóżek, nawet drzwi z zawiasów wyleciały.Czegóż więc pani nie rozumie?– Nie, ja naprawdę tracę rozum! Przecież widziałam na własne oczy Aleksandra Borysowicza z tym drugim obywatelem, takim tęgim, okazałym.Posłali mnie po historię choroby Alicji.– Mario Pawłowna – doradziła Alicja – myślę, że najlepiej będzie, jeśli pani zadzwoni do Alika Borysowicza.Na pewno wrócił już z kina i siedzi w domu.Potwierdzi, że ani nie był w szpitalu, ani nie widział mojego ojca.– Owszem, zrobię to – oświadczyła groźnie Maria Pawłowna.– I to natychmiast.Nie zostawię tak tej sprawy! Ktoś tu zwariował.Mam nadzieję, że nie ja.Tylko dam wam najpierw suche piżamki i przeniosę do separatki – nie możecie tu spać przy wybitej szybie.Gdy Maria Pawłowna zamknęła za dziewczynkami drzwi od separatki, gdy już ułożyły się na nowych łóżkach, Julka spytała:– Dlaczego kazałaś jej dzwonić do Alika? Przecież biegnie jeszcze ulicą.– Nic nie rozumiesz – odparła Alicja.– Alik nie ma z tym nic wspólnego.Cały wieczór spędził z Szuroczką.A teraz pije herbatę.To wcale nie był on.Z początku się nie domyśliłam.To był kompan Wesołka Ypsilon, również pirat kosmiczny.Krys z planety Krokrys.Ścigają mnie.A jeśli mi nie wierzysz, poczekaj, zaraz przyjdzie Maria Pawłowna i powie, że rozmawiała z Alikiem.– Nie mogłam przecież pomylić kogoś z Alikiem.Poznała go też Maria Pawłowna.– I ja się z początku nabrałam.A to dlatego, że Krys jest wielkim hipnotyzerem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •