[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A ona dała mi za to całe wielkie śniadanie.Nie musiałem zapłacić nawet pensa.Dostałem śliwki, mielonego indyka, dwa jajka, tosty i kawę.Aubrey opowiadał bezładnie, aż wreszcie Qwilleran zaproponował, żeby usiedli na werandzie i włączyli magnetofon.Ale Aubrey musiał najpierw znaleźć coś do jedzenia dla Pete'a, bo tak nazywał się rudawy kundel.Qwilleran czekał, siedząc na skrzypiącym fotelu na biegunach, który należał do Limburgera.Siedzisko stało na piszczących deskach podłogowych.Qwilleran huśtał się więc bardzo głośno i rozmyślał o trudnym życiu biednego, starego psa, który codziennie przychodził do tego domu.Dostawał jedzenie przy tylnych drzwiach.Przy frontowym wejściu czekały na kundla kamienie.Chociaż oczywiście staremu człowiekowi nie zawsze udawało się trafić psa.Ale takie dziwne traktowanie musiało sprawić, że pies zupełnie nie wiedział, co o tym myśleć.Zamęt w głowie sprawiał, że Pete ciągle brudził ceglany chodnik.Potem pojawił się Aubrey.Musiał przejść przez wnętrze budynku.Wyszedł frontowymi drzwiami, dźwigając wielką księgę, którą wręczył Qwilleranowi.Była to bardzo stara, oprawiona w skórę Biblia.Tytuł został wytłoczony złotymi literami na skórze.Tekst był drukowany starą niemiecką czcionką.- Ta księga została przywieziona z Austrii ponad sto lat temu.Staruszek zostawi ją mnie, kiedy się przekręci.Da mi też zegar z kukułką.Ten zegar już nie działał.Ale ja go zreperowałem.Chce pan zobaczyć zegar? Wisi na ścianie.- Później - zdecydował Qwilleran.- Niech pan teraz usiądzie i opowie mi o pszczołach.Czy kiedykolwiek pana pogryzły?Aubrey z wielką powagą pokręcił głową.- Moje pszczółki nigdy mnie nie użądliły.One mają do mnie zaufanie.Ja z nimi rozmawiam.Ja w zimie daję im wodę z cukrem.- A czy mnie pogryzą?- Tylko jeśli je pan przestraszy.Albo zrobi im pan coś złego.Albo będzie pan miał na głowie wełnianą czapkę.One nie lubią wełny.Sam nie wiem, dlaczego.Pszczoły nigdy mnie nie gryzą.Kiedyś zobaczyłem rój dzikich pszczół na starym drzewie.Wszedłem tam, żeby obejrzeć.Pszczoły otoczyły mnie ze wszystkich stron.Chyba mnie polubiły.Wchodziły mi na twarz, do uszu i na szyję.To było dziwne uczucie.- Na pewno - stwierdził z powagą Qwilleran.- Poszedłem do domu.Przyniosłem pod drzewo pusty ul i umieściłem w nim cały rój pszczół.Myślę, że były zadowolone.Cieszyły się, że dostały dobre mieszkanie.Pszczoły są mądre.Jeśli są jabłonie i grusze, one wybierają jabłonie.Tam jest więcej cukru.Staruszek nie lubi miodu.Lubi biały cukier.Widziałem kiedyś, jak łyżką zjadł całą zawartość cukiernicy.Aż mi się niedobrze zrobiło.Czy pan też czuje mdłości na taki widok?Stopniowo, po wielu dygresjach, została nagrana cała taśma.- Ul działa jak mała fabryka miodu.Każda pszczoła ma tam jakieś zajęcie.Robotnice budują plastry miodu.Królowa znosi jajeczka.Na polach robotnice zbierają nektar i pyłek z kwiatów.Potem niosą swój łup do ula i przerabiają go na miód.Strażnicy strzegą ula przed rabusiami.Trutnie nie robią miodu.Zajmują się wyłącznie królową.Jeżeli w ulu jest za dużo pszczół, trutnie są z niego wyrzucane i muszą zginąć.- W jaki sposób pszczoły przynoszą nektar do ula? - zapytał Qwilleran.- Mają go w swoich brzuchach.Ziarna pyłku niosą w małych koszyczkach na nogach.- Czy aby to wszystko prawda? - zapytał sceptycznie Qwilleran.- Jak Bozię kocham! - oświadczył uroczyście wielkolud.- Chce pan obejrzeć ule?- Tylko pod warunkiem, że pożyczy mi pan swój kapelusz pszczelarski z siatką.Mogą przecież pomyśleć, że moje wąsy są z wełny.- Jeżeli robotnica użądli, umiera.- To mnie nie całkiem uspokaja.Proszę o kapelusz z siatką i jakieś rękawice.Powędrowali wydeptaną ścieżką w kierunku rzeki.Dookoła panowała cisza.Słychać było tylko szum bystrego nurtu wody i porykiwania krów.Nad rzeką zobaczyli starą chatę z rozwalającym się kominem.Obok, na drewnianym pomoście, przy drzwiach wejściowych umieszczono ręczną pompę.W pobliżu na polu stała, wyglądająca na opuszczoną, przybudówka.- Moja rodzina miała sześć takich chat.Wynajmowaliśmy je okolicznym rybakom.Dwie chałupy się spaliły.Trzy zniszczył sztorm.A ja używam tej.Właśnie tutaj.W ścianach mieszkało mnóstwo dzikich pszczół.Trzeba je było stamtąd wykurzyć.Musiałem też zdjąć deski z wierzchu.W środku znalazłem mnóstwo miodu.Kiedy zbliżali się do chaty, uwagę Qwillerana zwróciło ciche bzyczenie.Włożył rękawice i kapelusz z siatką.Na południe od budynku, w nasłonecznionym i chronionym przed północnym wiatrem miejscu stały rzędem drewniane skrzynie na drewnianych podstawkach.Nie wyglądały tak malowniczo jak ule z daszkiem, te starego typu, które często namalowane są na etykietach przyklejonych do słoików z miodem.Qwilleran dowiedział się później, że takie drewniane skrzynie to ule Langstrotha, które zostały zaprojektowane w roku 1851.- Wszystko tu robią pszczoły - powiedział Aubrey.- Ja tylko zabieram ramki z plastrami do szopy.Zdejmuję i odwirowuję miód.A potem wlewam go do słoików.Takie ramki potrafią sporo ważyć.- Wygląda mi to wszystko na dość kłopotliwe i brudne zajęcie - oświadczył Qwilleran.- Raz zdarzył mi się głupi wypadek.Nie umieściłem słoika tam, gdzie należy, i miód rozlał się po całej podłodze.Zajęte swoją pracą pszczoły nie zwracały uwagi na dziennikarza, który ze swej strony starał się mówić cicho i nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów.- Co pszczoły robią w zimie? - zapytał.- Tłoczą się koło siebie w ulach i starają ogrzać jedna od drugiej.Owijam ule słomą i czym popadnie.Chodzi o to, żeby pszczoły mogły wyfruwać z ula, kiedy przyjdzie im na to ochota.Ale myszy nie mogą wejść do środka.- A co się dzieje, gdy spadnie śnieg?- Pszczołom nie szkodzi śnieg wokół ula.Ale lód to gorsza sprawa.Pewnego razu cała kolonia zginęła mi pod lodem.Wszystko to brzmi niezwykle interesująco, jeśli jest prawdziwe, pomyślał Qwilleran.Ale oczywiście mógł porównać przekazane mu informacje z opisem hodowli pszczół zamieszczonym w książce, którą znalazł w zbiorach miejskiej biblioteki.- A teraz chętnie bym zobaczył zegar z kukułką - oświadczył na koniec dziennikarz.Prawdę powiedziawszy, to interesowało go wszystko wewnątrz rezydencji: rzeźbione elementy stolarki, żyrandole z rogów jelenich, witraże.Ale niewiele miał do oglądania.Aubrey wyjaśnił, że staruszek sprzedał już prawie całe wyposażenie domu.Tylko jeden pokój robił wrażenie zamieszkanego.Stał tam telewizor, a przed nim dwa tapicerowane fotele, bogato rzeźbione, olbrzymia szafa i szafka z oszklonymi drzwiami, przeznaczona do przechowywania broni.Na ścianie poruszało się rytmicznie wahadło starego, rzeźbionego zegara.- Kto tu poluje? - zapytał Qwilleran.- Starszy pan poluje na króliki, a potem przyrządza z ich mięsa potrawkę.Strzela też do wron.Ja dawniej sporo polowałem z braćmi.Byłem dobrym strzelcem - zamyślił się.- Ale już nie chcę strzelać.Zegar wybił kolejną godzinę: kuku, kuku, kuku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]