[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I nagle, pod schodami…Pani Cobb krzyknęła:— On tam jest!Rzuciła się w stronę drewnianego kloca przygniatającego skulone ciało.— Boże! Czy on… Czy on…?— Może po prostu stracił przytomność — wąsacz starał się ją uspokoić.— Odsuń się, a ja zobaczę, co mu jest.Blok z czarnego orzecha, przygważdżający ciało do ziemi, był okropnie ciężki.Z wielkim wysiłkiem Qwilleran zdołał go dźwignąć i oprzeć o ścianę.Pani Cobb wpadła w histerię:— Boję się, że… O mój Boże! Dlaczego?! Powiedz, dlaczego?!Qwilleran oświetlił twarz leżącego, nieruchomą i przeraźliwie bladą.Iris Cobb szarpała wąsacza za rękaw, krzycząc:— Czy możesz mi powiedzieć? Czy on oddycha?— Nie wygląda to najlepiej.— Może po prostu przemarzł.Może spadł i uderzył się w głowę, i tak leżał nieprzytomny na tym mrozie…Chwyciła lodowatą dłoń męża, a następnie nachyliła się nad nim i swoim gorącym oddechem zaczęła ogrzewać jego zimne usta i nos.Nie usłyszeli nawet zbliżających się kroków.Nagle w holu zrobiło się jasno; reflektor o olbrzymiej mocy oświetlił ich pochylone sylwetki.Oślepieni spojrzeli w stronę wejścia, skąd dobiegł ich szorstki głos:— Jesteśmy z policji! Co tu robicie?Pani Cobb wybuchła płaczem:— Mój mąż jest ranny! Szybko! Zabierzcie go do szpitala!— Co tu robicie? — powtórzył zniecierpliwiony policjant.— Nie ma czasu! Nie ma chwili do stracenia! — miotała się w ataku histerii.— Dzwońcie po karetkę! Dzwońcie, póki nie jest za późno!Jeden z policjantów wszedł w strumień światła i pochylił się nad leżącym ciałem.Następnie wstał i pokręcił głową.— Nieee! Nieee! — zawodziła pani Cobb.— Oni mogą go jeszcze uratować! Na pewno potrafią mu pomóc! Trzeba się spieszyć!— Za późno, droga pani — powiedział cicho policjant, a później zwrócił się do partnera: — Zamelduj, że znaleźliśmy denata.Słysząc te słowa, pani Cobb wydała z siebie rozdzierający krzyk.— Musimy pojechać na komendę, żebyście złożyli państwo zeznania — poinformował policjant.Qwilleran pokazał mu swoją kartę policyjną.— Jestem z „Daily Fluxion”.Policjant kiwnął głową i dodał nieco uprzejmiejszym tonem:— Czy zechce pan przejechać się z nami do centrum? Detektyw zada panu parę pytań.Rutynowe czynności.Qwilleran troskliwie objął panią Cobb ramieniem.— Jak nas tu znaleźliście? — spytał policjantów.— Taksówkarz dał cynk, że dwójka pasażerów wysiadła na rogu Zwinger i Piętnastej… Co mu się stało? Spadł ze schodów?— Na to wygląda.Kiedy nie wrócił na noc do domu, postanowiliśmy…Iris Cobb znów się rozpłakała.— Pewnie niósł ten panel — szlochała.— Poślizgnął się… Może źle stanął… Mówiłam, żeby nie szedł.Mówiłam!Odwróciła wykrzywioną cierpieniem twarz w stronę Qwillerana.— Boże, co ja teraz zrobię?… Co zrobię?… Tak go kochałam! Tak kochałam!Rozdział trzynastyPo odwiezieniu Iris Cobb z komendy Qwilleran powiadomił o wypadku Mary Duckworth, prosząc ją, aby zaopiekowała się wdową.Następnie udał się do redakcji.Z pobladłą ze zmęczenia twarzą i obwisłymi wąsami wkroczył do gabinetu Archa Rikera i rzucił mu na biurko dziesięć kartek maszynopisu.— Cos’ się stało? — spytał zaniepokojony Arch.— Miałem kiepski ranek.Wstałem o piątej.Mój gospodarz nie żyje.Biedaczek sfrunął ze schodów.— Cobb nie żyje?— Plądrował nocą opuszczone domy, a kiedy nad ranem nie wrócił, poszliśmy go szukać.Ja i pani Cobb, ma się rozumieć.Znaleźliśmy go martwego obok schodów.Policja zabrała nas na przesłuchanie.Pani Cobb jest zdruzgotana.— Fatalnie!— Wszystko to stało się w domu Ellswortha, na Piętnastej.— Znam to miejsce — powiedział Riker.— Takie wielkie kamienne mauzoleum.Czterdzieści lat temu Hector Ellsworth był tu burmistrzem.— Naprawdę? — spytał wąsacz z lekkim rozbawieniem w głosie.— W takim razie można to uznać za ostatnią batalię Cobba z magistratem.Wreszcie zamknęli mu usta! Naprawdę, zaczynam wierzyć w duchy.— Jak to wyglądało? Da się o tym coś sensownego napisać?— Prawdopodobnie był to głupi wypadek.I to podczas plądrowania cudzego domu.— Plądrowania? Przecież wszyscy chodzą na szaber, nawet Rosie! Nigdzie nie rusza się bez łomu.— W takim razie powiedz żonie, że w ten sposób zawłaszcza mienie należące do miasta.Cobba już raz złapali.Wsadzili do pudła i wlepili spory mandat.Ale on zlekceważył tę nauczkę.— To nie brzmi jak słodka bożonarodzeniowa opowieść, o której marzy szef.— Jest jeszcze jedna sprawa — powiedział Qwilleran.— Cobb chciał urządzić gwiazdkową imprezę w Junktown, ale miasto go spławiło.Nie pozwolili mu udekorować ulicy, puszczać kolęd, serwować zakąsek.Słowem piętrzyli wszystkie możliwe przeszkody.Dlaczego nie mielibyśmy porozmawiać z gośćmi z magistratu, tak aby impreza mogła się jednak odbyć w środę po południu? To niewiele, ale przynajmniej jest szansa, że pani Cobb poczuje się trochę lepiej.— Poproszę szefa, by porozmawiał z burmistrzem.— Rzecz w tym, że tu potrzebna jest zgoda pięciu urzędów.Gdyby tak burmistrz mógł jakoś uchylić tę piekielną procedurę.— Rozumiem.A może byś napisał coś o tej inicjatywie, o bożonarodzeniowej imprezie w Junktown? Puścimy to w jutrzejszym numerze.Niech się tam zjawią wszyscy wielbiciele staroci.I napisz coś o Cobbie — tylko z sercem!Qwilleran kiwnął głową.W jego umyśle natychmiast pojawiły się gotowe, okrągłe zdania.To będzie panegiryk o człowieku, który starał się zniechęcić wszystkich do siebie.Ale w świecie zbieraczy staroci, gdzie większość rzeczy postawiona jest na głowie, wszyscy bardzo pokochali zarówno tego człowieka, jak i jego perwersyjne pragnienie bycia nienawidzonym.Przed wyjściem Qwilleran wpadł do czytelni „Fluxion”, aby poszukać czegoś o Hectorze Ellsworcie, oraz do kasy po zaległą wypłatę.Dopiero w porze obiadowej wrócił do Junktown.W drzwiach mieszkania państwa Cobb zastał Mary Duckworth, ubraną skromnie, ale elegancko.Mimo pozorów żałoby jej twarz promieniowała radością.— Jak Iris? — spytał.— Dałam jej środki uspokajające i teraz śpi.Pogrzeb odbędzie się w Cleveland.Zarezerwowałam jej bilet na samolot.— Czy mogę być w czymś pomocny? Może przyprowadzę ich kombi.Pewnie stoi jeszcze przed domem Ellswortha [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •