[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I gdybym miał wybierać szubrawca roku, głosowałbym za nim, a nie za Frankiem.- Oskarżałeś mnie o zazdrość, prawda? No więc ja teraz oznajmiam, że mówisz jak zazdrośnik.- Bo jestem zazdrosny - oznajmił.- Ten facet wywiózł cię z Turn-Coupe na całe lata i poświęciłaś mu o wiele więcej czasu, niż na to zasługiwał.Jeżeli teraz cię terroryzuje w nadziei, że pofruniesz z powrotem w jego ramiona, z wielką przyjemnością wykopię tego obślizgiego su.tego łajdaka do piekła, tam, gdzie jest jego miejsce.- I oby tam spłonął! - powiedziała April z emfazą.- Naprawdę tego byś chciała? - spytał Luke, unosząc brwi.- Tak, choć nadal nie sądzę, by aż tak bardzo zależało mu na mnie, by to wszystko wykombinować.- Czyżby?- Nawet na moich pieniądzach nie zależy mu aż tak - odparła z westchnieniem.- Tego nie byłbym pewny.W Nowym Orleanie wydawał się być bardzo tobą zainteresowany.- Jasne, przecież tam byłeś.- Spojrzała na niego spod oka.- O co ci chodzi?- Jesteś jak pies ogrodnika.- Nigdy nie rozumiałem tego porównania - poskarżył się.- Pies może nie chciał jeść jabłek, ale dlaczego miałby rezygnować z miłego, ciepłego łóżka?- Luke!- Co ja takiego powiedziałem? - spytał, starając się przybrać minę niewiniątka.Rzuciła w niego kostkami lodu.Luke chwycił kilka i, ważąc je w ręce, popatrzył z namysłem na April.Jego spojrzenie zatrzymało się na wycięciu jej bluzki.Potem postawił swoją szklankę na podłodze, sięgnął po szklankę April i też odstawił ją na podłogę.- Luke, zaczekaj - powiedziała, zwilżając usta językiem i przesuwając spojrzenie z jego twarzy na trzymane przez niego kostki lodu.- O, na pewno nie - mruknął.- Mówiłaś przedtem, że komuś tam życzysz, by spłonął w piekle.No i właśnie ja chciałbym mieć w tym swój udział.- Nie zrobisz tego.- Zamilkła i popatrzyła na niego uważnie.- A może jednak tak?Próbowała odsunąć się od niego, ale robiła to tak niechętnie, że Luke bez trudu ją powstrzymał.- Chyba tak, bo jednak jestem na tyle zdeprawowany.- Nie to miałam na myśli.Mówiłam ci, że wcale źle temu człowiekowi nie życzę.- Mnie się wydaje, że jednak tak - powiedział i szybkim ruchem chwycił ją i posadził sobie na kolanach, jednocześnie wsuwając rękę z kostkami lodu za jej dekolt.April aż sapnęła, gdy zimne kostki dotknęły jej rozgrzanego ciała.Luke wyczuł pod palcami, że dostaje gęsiej skórki, jednak nie z powodu zimna.a przynajmniej taką miał nadzieję.- Prawdziwy demon z ciebie - szepnęła.- Wiem - odparł miłym tonem, przesuwając szybko topniejący lód przez rowek między jej piersiami, a potem po ich łagodnych wypukłościach.- Potwór.- April już nie walczyła.Wyciągnęła rękę, chwyciła go za kark i przyciągnęła do siebie.- To prawda.- Musnął jej usta wargami, leciutko dotknął językiem ich kącików, podczas gdy kostkami lodu obwodził nabrzmiałe brodawki.Potem zaczął powoli przesuwał kostki w dół, wytyczając lodem wilgotny szlak ku gumce szortów.Wreszcie wsunął pod nie rękę.April przez chwile z trudem łapała oddech.Potem szybko pocałowała Luke’a, najpierw w jeden kącik ust, potem w drugi, i zagroziła:- Zapłacisz mi za to!- Taką mam nadzieję - szepnął i położył dłoń z kostkami lodu na jej ciepłym brzuchu.April wydała z siebie dźwięk, który nie był ani okrzykiem, ani jękiem.Luke przyciągnął ją bliżej i uwięził jej tsta w łakomym pocałunku.Bez wysiłku pociągnął ją za sobą, gdy kładł się na ławce.April uniosła nogi i wyprostowała je.Łagodnie, z czułością, głaskał ją, aż zaczęła drżeć.Potem już milczeli, a ciszę przerywał tylko cichy szelest liści nad nimi, śpiew ptaków i nieustający plusk fal uderzających o łódź, która kołysała się łagodnie, bez końca.Lód szybko się roztopił w cieple wydzielanym przez ich splecione ciała.Zerwali z siebie wilgotne ubranie.Ciepły cień rzucany przez drzewo pieścił ich skórę, rysował na niej pierzaste wzory, które tańczyły, gdy się poruszali.Nie było nikogo, kto mógłby obserwować ich połączenie.Nikogo, kto mógłby przyglądać się ich rytmicznemu zespalaniu się w jedność.Spełnienie spłynęło na nich jak letnia burza, jak grom, jak wstrząs sejsmiczny.Luke w uniesieniu przycisnął April do siebie.Spojrzał w dół, na nią, na jej twarz zarumienioną ze szczęścia, na wilgotne kosmyki włosów, które ją obra-mowywały, na rozchylone usta.- Nie zamykaj oczu - szepnął, jednocześnie rozkazując i błagając z głębi serca.- Patrz na mnie.Jej rzęsy się uniosły, a złociste spojrzenie, oszołomione ale pełne czułości, spotkało się z jego spojrzeniem.Zobaczyła go.Jego, a nie jakąś fantazję, fikcyjnego bohatera wspanialszego niż samo życie i tak samo fałszywego.Zobaczyła Luke’a Benedicta, po prostu mężczyznę, który, jak każdy człowiek, miał mnóstwo wad.Upewniwszy się, że April dobrze już wie, z kim się naprawdę kocha, wzniósł się na szczyty szczęścia.Pociągnął ją za sobą w turbulencje cyklonu, i kierował się prosto i pewnie ku jego cichemu oku.Potem poddał się i leciał razem z nią, nie zważając już na nic.ROZDZIAŁ OSIEMNASTYApril leżała na pomiętych prześcieradłach rozłożnego łóżka i obserwowała przez siatkowe drzwi, jak wstaje dzień.I mimo że nasłuchiwała bardzo uważnie, nie mogła usłyszeć nawet najcichszego odgłosu pływania czy kąpieli, dźwięków świadczących, że Luke jest na pokładzie i sprawdza liny cumownicze, żadnego cichutkiego świstu zarzucanej wędki.Było bardzo spokojnie, za spokojnie.Luke odpłynął.Znów jest sama.Wiedziała, dlaczego ją zostawił właśnie w nocy, albo wydawało jej się, że wie.Nie chciał dopuścić, by ktoś go widział, jak odpływa albo wraca.Jednak wolałaby, żeby porozmawiał z nią przed odjazdem, przedyskutował to.Nie lubiła pozostawać na łodzi sama, bez niego.Czuła się wtedy opuszczona, bezbronna i wystawiona na wszelkie możliwe ataki.Luke wybrał się po świeżą wodę i żywność.Wiedziała o tym, ale podejrzewała, że to nie wszystko.Niewątpliwie chciał również sprawdzić, czy coś się zmieniło, i czy mogą już opuścić swoją kryjówkę.A ona w jakiś sposób pragnęła, by nie zależało mu aż tak bardzo na powrocie do cywilizacji.Bo jej już na tym nie zależało.Gdy tylko otworzyła oczy, naszła ją myśl, że mogłaby przyzwyczaić się do tej idylli na moczarach.To, że jest z dala od zakłócających koncentrację telefonów i faksów, poczty elektronicznej i nie kończącego się łańcucha obowiązków, dawało jej cudowne poczucie wolności.Niemal czuła, jak rozluźniają jej się napięte mięśnie w karku i ramionach, a twórczy ośrodek mózgu się rozrasta.A przynajmniej tak działo się wtedy, gdy Luke był w pobliżu, na straży.Bez niego wcale jej się tu nie podobało.Jak mogło do tego dojść w tak krótkim czasie? Nie tak przecież miało być.Nie mogła dopuścić, by zależność od Luke’a przekształciła się w nawyk.Bo co zrobi, gdy pobyt na łodzi dobiegnie końca, a ona znowu rozpocznie normalne życie w Mulbeny Point? Przecież nic nie wskazywało na to, że na lądzie ta intymność przetrwa.Znając Luke’a, mogła przypuszczać, że on potraktuje tych kilka dni jako należny odpoczynek po okresie napięcia, albo jako czas, który sobie dał na wyjaśnienie zaległych spraw.Bo przecież nie był przyzwyczajony do życia w stałym związku z kobietą.Nie on, nie Nocny Luke [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •