[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zadrżała ponownie, tym razem bardziej ze strachu niż z zimna.Uczyniła kciukiem i palcem znak odczyniający.Potem wstała z materaca i podkręciła knot, żeby po powrocie Dorian miał widno we wnętrzu chaty.Podeszła do parawanu, na którym wisiała tunika Doriana; zarzuciła ją na swoje nagie ciało.Siedząc na materacu, zawinęła sobie na głowie jego turban, który już wysechł, lecz wciąż nim pachniał.Podniosła do twarzy tunikę męża i wciągnęła w nozdrza woń potu.Lęk przed czyhającym złem ustąpił.Pozostał tylko niewyraźny cień niepokoju.- Gdzie jest Dorry? - szepnęła.- Powinien już wrócić.- Właśnie miała na niego krzyknąć, kiedy usłyszała za sobą szelest.Odwróciła się i zobaczyła wysoką postać odzianą w czerń, w czarnej chuście na głowie, zasłaniającej twarz.Widmo wyglądało raczej jak zły dżin lub demon niż ludzka istota.Musiało wejść drugimi drzwiami, a jego obecność napełniła pomieszczenie duszącym tchnieniem czystego zła.W prawej ręce trzymało długi zakrzywiony sztylet, w którego klindze odbijało się słabe światło latami.Jasmini krzyknęła z całej siły i próbowała wstać, lecz widmo skoczyło ku niej i zadało cios tak błyskawiczny, że nawet go nie zauważyła.Miała wrażenie, że ostrze wnika w ciało, które nie stawia prawie żadnego oporu.Czuła tylko dotkliwe pieczenie w głębi piersi.Skrytobójca stał nad Jasmini, gdy osunęła się na materac, gdyż nogi nagle przestały dawać jej oparcie.Morderca nie wyciągnął długiego noża.Przekrzywił tylko ostrze i trzymał je mocno, tak że skierowało się ku górze.Ostra jak brzytwa klinga wyszła sama, powiększając ranę, przecinając mięsień, żyły i tętnice.Kiedy ostrze wysunęło się z ciała, Jasmini upadła tyłem na materac.Ciemna postać rozejrzała się, szukając mężczyzny, którego nie było, choć powinien być.Dopiero po krzyku skrytobójca zorientował się, że ofiara jest kobietą, lecz wtedy było za późno.Pochylił się i ściągnął turban z twarzy Jasmini.Popatrzył na jej przepiękne oblicze, tak blade i nieruchome, że wydawało się wyrzeźbione w kości słoniowej.- W imię Boga, to dopiero połowa mego dzieła - szepnął.- Zabiłem lisicę, lecz lis wciąż żyje.Odwrócił się i skoczył do drzwi, przez które dostał się do chaty.W tej samej chwili nagi Dorian wbiegł do środka.- Straże, do mnie! - krzyknął.Kadem ibn Abubaker rozpoznał głos i odwrócił się momentalnie.To była ofiara, której szukał - mężczyzna, a nie kobieta przebrana w jego szaty.Skoczył do Doriana, który zareagował za wolno, lecz zdążył podnieść ramię i zbić cios.Ostrze przecięło mu ramię aż do łokcia.Trysnęła krew; Dorian krzyknął i upadł na kolana.Z ramionami zwisającymi bezwładnie spojrzał na człowieka, który zabijał go z wyrazem litości na twarzy.Kadem wiedział, że mężczyzna jest dwa razy starszy od niego, że wiek spowolnił jego ruchy i że czuje się bezradny.Widząc szansę błyskawicznego zakończenia sprawy, skoczył do ataku.Zapomniał jednak o wojennej sławie al-Salila.Gdy uderzył, mierząc ostrzem sztyletu w serce, dwie stalowe ręce strzeliły ku niemu z szybkością węża.Dłoń trzymająca sztylet została zablokowana klasycznym chwytem.Dorian podniósł się, krwawiąc z długiej rany na ramieniu.Zakołysali się.Kadem dążył do przełamania bloku, aby móc zadać kolejny cios.Dorian trzymał go desperacko, nawołując o pomoc.- Tom! - krzyknął.- Bywaj tu! Do mnie! Do mnie!Kadem wsunął piętę za stopę Doriana i rzucił się do przodu, próbując zwalić go z nóg, lecz Dorian błyskawicznie przesunął ciężar ciała na drugą nogę i obrócił się, skręcając rękę trzymającą sztylet i naciągając mięśnie i ścięgna Kadema.Ten stęknął i cofnął się, porażony nieznośnym bólem.Dorian naciskał dalej.- Tom! - ryknął.- Tom, na miłość boską!Kadem nie wytrzymał nacisku na nadgarstek, ale cofając rękę, zyskał dość miejsca, żeby odwrócić się bokiem do Doriana.Wyrwał się z chwytu i przerzucił Doriana przez biodro na ziemię, po czym skoczył na niego jak fretka na królika; Dorian zdołał ponownie chwycić go za nadgarstek.Znów napierali na siebie pierś w pierś, lecz teraz Kadem był na górze; różnica wieku i bojowej kondycji zaczynały dawać o sobie znać.Napastnik nieubłaganie zbliżał czubek zakrzywionego sztyletu do piersi Doriana.Twarz miał wciąż zakrytą.Tylko jego oczy błyszczały ponad czarnymi lokami, tuż nad twarzą Doriana.- Na pamięć ojca - wycharczał z wysiłkiem zabójca.- Oto spełniam swój obowiązek.Całym ciężarem ciała napierał na sztylet.Dorian nie mógł go dłużej powstrzymywać.Nóż przeciął nagą skórę na piersi i wsuwał się coraz głębiej, aż po rękojeść.- Sprawiedliwość jest moja! - krzyknął triumfalnie Kadem.Zanim krzyk zamarł mu na ustach, Tom wtargnął do chaty, rozjuszony i silny jak czarnogrzywy lew.Jednym spojrzeniem objął sytuację i zamachnął się ciężkim pistoletem, bojąc się strzelić, żeby nie trafić brata.Stalowa lufa gruchnęła z tyłu w czaszkę Kadema.Skrytobójca osunął się bez słowa na Doriana.Kiedy Tom się schylił, żeby ściągnąć Araba z nieruchomego ciała brata, do chaty wpadł Mansur.- Na miłość boską, co się dzieje?- Ten wieprz chciał zabić Dorry'ego.Mansur pomógł Tomowi posadzić Doriana.- Ojcze, jesteś ranny? - Obaj zobaczyli straszną ranę od noża w nagiej piersi Doriana.Zamarli z przerażenia.- Jassie! - wykrztusił Dorian.- Zajmijcie się nią.Tom i Mansur odwrócili się w stronę drobnej postaci skulonej na materacu.Dopiero teraz ją zauważyli.- Jassie nic się nie stało.Ona śpi - odparł Tom.- Nie, jest śmiertelnie ranna.- Dorian próbował uwolnić się z uścisku rąk syna i brata.- Pomóżcie mi, muszę się nią zająć.- Ja zajmę się mamą.- Mansur skoczył do materaca.- Mamo! - zawołał, próbując podnieść Jasmini.Nagle cofnął się, widząc swoje dłonie błyszczące od krwi.Dorian podczołgał się, wspiął na materac i wziął Jasmini w ramiona.Jej głowa opadła bez życia.- Jassie, nie opuszczaj mnie, proszę.- Z oczu płynęły mu łzy bezgranicznej rozpaczy.- Nie odchodź, najdroższa.Błagania były daremne, gdyż dusza Jasmini szybowała już daleko, w stronę drogi bez powrotu.Głośne okrzyki zbudziły Sarah, która od razu pobiegła za Tomem.Na miejscu natychmiast zorientowała się, że serce Jasmini nie bije i że w żaden sposób nie można jej pomóc.Stłumiwszy rozpacz, odwróciła się do Doriana, który żył, choć i jego życie wisiało na włosku.Tom wydał lakoniczny rozkaz Batuli i Kumrahowi, którzy wywlekli Kadema z chaty.Skórzanymi rzemieniami skrępowali mu za plecami łokcie i nadgarstki.Potem związali ze sobą nadgarstki i kostki nóg.Kiedy jego plecy wygięły się w łuk, założyli mu na szyję niewolniczą obręcz i przykuli go do drzewa w środku obozu.Jak tylko straszna wieść o skrytobójstwie rozeszła się wśród ludzi, kobiety zebrały się wokół Kadema, przeklinając go i opluwając.Wszystkie uwielbiały Jasmini.- Pilnuj go.Nie pozwól go zabić, dopóki nie wydam takiego rozkazu - rzekł Tom do Batuli surowym tonem.- To ty sprowadziłeś tu tego zbrodniczego wieprza.Teraz odpowiadasz za niego swoim życiem.Wrócił do szałasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •