[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odkrycieschowanych w kuchni rycerzy by³o ju¿ kwesti¹ kilku chwil.– Nu¿e, moi panowie – powiedzia³ cicho w ciemnoœci Robert z Artois, a jego g³osgin¹³ w ha³asie dobiegaj¹cym z ulicy.– Skoro ci ciemni poganie maj¹ przelaækrew ich przysz³ego króla, to pozdrówcie moj¹ ma³¹ narzeczon¹! – Uca³owa³ Janaz Brienne i poklepa³ go po ramieniu ze strza³¹, a¿ tamten drgn¹³.– Ból jestkrótki – za¿artowa³ pan Robert i zwróci³ siê do drugiego rycerza.Pan Rudolf podniós³ siê i wzi¹³ miecz do rêki.– Nie wiedzia³em – jêkn¹³ przy tym – ¿e jesteœcie zarêczeni.Jak siê nazywaszczêœliwa m³oda wdowa?– Nie znam jej prawdziwego imienia, byæ mo¿e Jezabel – szepn¹³ mu do uchaRobert, œciskaj¹c na po¿egnanie.Dywan zerwano, œwiat³o wtargnê³o do œrodka i pad³o na trzech rycerzy.Nazewn¹trz rozleg³ siê ryk wœciek³oœci.Rudolf i Jan stanêli za drzwiami, po obustronach, Robert pozosta³ w g³êbi na wypadek, gdyby któremuœ gwa³townieszturmuj¹cemu mamelukowi uda³o siê przedrzeæ.Rycerze ciêli jak kosy bojowegorydwanu i wypychali zabitych przez drzwi.Ju¿ dobry tuzin napastnikówprzyp³aci³ szturm ¿yciem, gdy strza³a trafi³a Brienne’a w drugie ramiê.Pan Janstraci³ równowagê i upad³ g³ow¹ naprzód.Kiedy pada³, odciêto mu g³owê i tylkotu³Ã³w pozosta³ w drzwiach.Coucy nie móg³ tego widzieæ i chcia³ przyjaciela odci¹gn¹æ za nogi, pan Robertjednak skoczy³ na miejsce zabitego, nie zajmuj¹c siê nim, poniewa¿ dostrzeg³b³ysk saraceñskiej szabli.– On nie ¿yje! – zawo³a³ do towarzysza.Pan Rudolf jednak uwa¿a³ za swój obowi¹zek uratowaæ Brienne’a.Siêgn¹³ po niegoschylony za sw¹ tarcz¹, wtedy jednak opatrzona ¿elaznymi kolcami kula na³añcuchu zahaczy³a o tarczê rycerza i szarpnê³a, a on nie zd¹¿y³ uwolniæramienia.Zza muru œwisnê³a szabla i odr¹ba³a ramiê.Rudolf z Coucy spróbowa³ siêwyprostowaæ, podnieœæ miecz, ale straci³ przytomnoœæ i upad³ w ka³u¿ê krwi.– Jeza! – Robert z Artois wyskoczy³ z drzwi z dzikim krzykiem w sam œrodekoblegaj¹cych, którzy myœleli, ¿e zabijaj¹c dwu rycerzy, zabili wszystkich.Natar³ na nich z tak¹ zaciek³oœci¹, ¿e przera¿eni cofnêli siê najpierw.Potemnatarli na niego ze wszystkich stron dzidami i zak³uli jak odyñca.Zatknêlitrzy krwawi¹ce g³owy na d³ugie w³Ã³cznie i z tryumfalnym wrzaskiem pobiegliprzez ulice.Z diariusza Jana ze JoinvillePod Mansur¹, 8 lutego A.D.1250Znajdowa³em siê jeszcze w opuszczonym przez Egipcjan obozie, który terazzajêliœmy, gdy przyby³ mój sekretarz z królem Ludwikiem i g³Ã³wnymi si³ami.By³to wspania³y widok, us³yszeliœmy kot³y i rogi i odetchnêliœmy z ulg¹.Williama z Roebruku nie zobaczy³em zreszt¹ tak szybko.O wydarzeniach, któresiê rozegra³y w murach Mansury, przedostawa³y siê do nas jedynie bez³adnepog³oski.Wielki mistrz Wilhelm z Sonnacu zosta³ natychmiast zoperowany przez chirurgówtemplariuszy.Jego œwita nie dopuszcza³a nikogo do okr¹g³ego namiotu.Mówiono,i¿ oka nie da³o siê uratowaæ, a ranny wyjêcza³, ¿e nie ¿a³owa³by go, gdyby móg³za to drugim okiem ogl¹daæ znowu ¿ywych rycerzy, którzy przypuœcili szturm naprzeklêt¹ Mansurê.Gdy pan Ludwik dowiedzia³ siê o niepewnym miejscu pobytu imo¿liwej utracie stra¿y przedniej, poleci³ pierwszym szeregom przyj¹æ szykbojowy, aby odeprzeæ ewentualny kontratak.Saperom rozkaza³ przerzuciæniezw³ocznie most przez rzekê, piechurzy bowiem, zw³aszcza kusznicy, znajdowalisiê wci¹¿ jeszcze po drugiej stronie Bahr as-Saghir, a król potrzebowa³ pilnieich wsparcia.Jak s³usznie przewidzia³, niebawem z bram miasta wypadli mamelucy i uderzyli zimpetem na chrzeœcijañsk¹ jazdê.Król trzyma³ swoich ludzi ¿elazn¹ rêk¹, pókinieprzyjaciel nie wypuœci³ gradu strza³, dopiero wtedy kaza³ im ruszaæ.Rycerzeprzepêdzili mameluków z powrotem a¿ pod mury.Dalej nie odwa¿yli siê jechaæ,gdy¿ dostaliby siê w zasiêg katapult i kusz.Tak wiêc wróg móg³ siê na nowouformowaæ.Król tymczasem przys³a³ do obozu wezwanie, ¿ebyœmy mu pomogli, o ile niejesteœmy niezbêdni jako stra¿.My sami potrzebowaliœmy pomocy, poniewa¿ opróczw³Ã³cz¹cych siê Beduinów, którzy chcieli rozgrabiæ bogate ³upy z namiotówzbieg³ych emirów, przedziera³y siê bez przerwy uzbrojone oddzia³y, którepróbowa³y odbiæ pozostawione katapulty, lepsze od naszych.Byli to szczególnie œmiali wojownicy.Ja i moi ludzie odnieœliœmy ju¿ wieleran, tak ¿e zmusiwszy wroga wreszcie do ucieczki, nie mogliœmy ju¿ na³o¿yæzbroi na nasze jako tako opatrzone cia³a.Udawa³em siê z Williamem z Roebruku do kwatery joannitów, gdy akuratprzyniesiono na noszach pacho³ka hrabiego Artois.Wkrótce potem dowiedzieliœmysiê, ¿e pacho³ek, któremu spad³ jakoby na g³owê dach, jedyny prze¿y³ masakrê idopiero teraz podczas wypadu mameluków móg³ siê wydostaæ z miasta [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •