[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Dlaczego mieliby mnie krzywdzić?Zacisnęła piąstki i dygotała ze złości.Zebrawszy wszystkie siły, powiedziała stanowczo:– Żądam, kapitanie.– A może tak, pani? Będę z panią.Nie będzie ludzi z blasterami, tylko ja sam, z bronią ukrytą pod ubraniem.Inaczej – wkładał w swoje słowa całą stanowczość, na jaką mógł się zdobyć – muszę odmówić spełnienia pani żądania.– A więc dobrze – ustąpiła.– Bardzo dobrze.Jeśli jednak nie zdołam ich nakłonić do rozmowy z powodu pańskiej obecności, osobiście zatroszczę się o to, żeby już nigdy nie dowodził pan żadnym statkiem.Gdy do aresztu weszła Samia, Valona pospiesznie zasłoniła Rikowi oczy.– O co chodzi, dziewczyno? – spytała ostro Samia, zanim przypomniała sobie, że miała przemawiać uspokajająco.– On nie jest zbyt bystry, pani – Valona z trudem dobierała słowa.– Nie wie, że jesteś damą.Mógłby na ciebie spojrzeć.Zrobiłby to, nie mając zamiaru obrazić cię, pani.– I dobrze – rzekła Samia.– Niech sobie patrzy.Kapitanie – dodała – czy oni muszą zostać tutaj?– Wolałaby pani moją kajutę?– Na pewno znalazłby pan jakąś mniej ponurą celę.– Ta jest ponura dla pani.Dla nich z pewnością jest luksusowa.Jest tu bieżąca woda.Zapytaj, pani, czy mają ją w swojej chacie na Florinie.– No cóż, każ wyjść swoim ludziom.Kapitan skinął głową.Posłusznie odwrócili się i wyszli.Ustawił lekkie aluminiowe krzesło, które przyniósł ze sobą.Samia usiadła.– Wstać! – rzucił ostro do Rika i Valony.– Nie! – przerwała mu Samia.– Niech siedzą.Miał mi pan nie przeszkadzać, kapitanie.Odwróciła się do dziewczyny.– A więc jesteście Florińczykami?Valona potrząsnęła głową.– Jesteśmy z Wotexa.– Nie musisz się niczego obawiać.Nikt cię nie skrzywdzi.– Jesteśmy z Wotexa.– Nie rozumiesz, że praktycznie już przyznałaś, że jesteście z Floriny? Dlaczego zasłoniłaś chłopcu oczy?– Nie wolno mu patrzeć na damę.– Nawet jeśli jest z Wotexa?Valona milczała.Samia pozwoliła jej namyślać się chwilę.Próbowała uśmiechać się przyjaźnie.Potem powiedziała:– Tylko Florińczykom nie wolno patrzeć na damy.Widzisz więc, że zdradziłaś się, iż jesteście Florińczykami.– On nie! – wybuchnęła Valona.– A ty?– Ja tak Ale on nie.Nie róbcie mu krzywdy.On naprawdę nie jest Florińczykiem.Znaleziono go pewnego dnia.Nie wiem, skąd pochodzi, ale na pewno nie z Floriny.Nagle stała się bardziej rozmowna.Samia spojrzała na nią ze zdumieniem.– No cóż, porozmawiam z nim.Jak masz na imię, chłopcze?Rik gapił się na nią zdziwiony.Czy tak wyglądają kobiety Posiadaczy? Taka drobna i przyjazna.I tak ładnie pachniała.Był rad, że pozwoliła mu patrzeć.Samia zapytała ponownie:– Jak masz na imię, chłopcze?Rik wrócił do rzeczywistości, ale zakrztusił się na pierwszej sylabie.– Rik – powiedział.I zaraz pomyślał: Przecież to nie jest moje imię.Dodał więc: – Myślę, że mam na imię Rik.– Nie jesteś pewien?Valona zrobiła nieszczęśliwą minę i usiłowała coś wtrącić, lecz Samia uciszyła ją gwałtownym ruchem ręki.Rik potrząsnął głową.– Nie wiem.– Jesteś Florińczykiem?Tego Rik był pewny.– Nie.Byłem na statku.Przyleciałem tu skądś.Nie mógł oderwać oczu od Samii, ale wydawało mu się, że obok niej widzi statek.Mały, bardzo przyjazny i przytulny.– Przyleciałem na Florinę statkiem, a przedtem mieszkałem na innej planecie.– Jakiej?Myśl zdawała się z trudem przedzierać przez zbyt ciasne sploty nerwów.Wreszcie Rik przypomniał sobie i z przyjemnością usłyszał słowo, które padło z jego ust, słowo tak dawno zapomniane.– Ziemia! Przybyłem z Ziemi!– Z Ziemi?Rik kiwnął głową.Samia zwróciła się do kapitana.– Gdzie jest ta planeta?Kapitan uśmiechnął się krzywo.– Nigdy o niej nie słyszałem.Proszę nie brać zbyt poważnie tego, co mówi chłopiec, pani.Tubylcy kłamią jak najęci.Tacy już są.Plecie, co mu ślina na język przyniesie.– Wcale nie mówi jak tubylec – odparła Samia i znów odwróciła się do Rika.– Gdzie jest ta Ziemia, Rik?– Nnie.– przyłożył drżącą dłoń do czoła.Potem powiedział: – W sektorze Syriusza.Ton jego głosu zdradzał niepewność.Samia spytała kapitana:– Istnieje sektor Syriusza, prawda?– Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]