[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to Aragornowi wyda³o siê, ¿e w cieniu kaptura dostrzega jasny,przenikliwy b³ysk oczu.Wreszcie starzec przemówi³:- Bardzo pomyœlne spotkanie, drodzy przyjaciele! - rzek³.- Chcia³em z wamipogadaæ.Czy zejdziecie na dó³, czy te¿ ja mam przyjœæ do was?I zanim coœ odpowiedzieli, zacz¹³ wspinaæ siê pod górê.- Teraz! - krzykn¹³ Gimli.- Zatrzymaj go, Legolasie!- Mówiê przecie¿, ¿e chcê z wami pogadaæ - rzek³ starzec.- Od³Ã³¿ ³uk, moœcielfie!£uk i strza³y wysunê³y siê z r¹k Legolasa, ramiona zwis³y mu bezw³adnie.- A ty, moœci krasnoludzie, b¹dŸ ³askaw zdj¹æ rêkê z trzonka topora, póki nieprzyjdê do was.Obejdziemy siê bez tak mocnych argumentów.Gimli wzdrygn¹³ siê i niemal skamienia³, wpatrzony w starca, który sadzi³ powielkich kamiennych stopniach ze zwinnoœci¹ kozicy.Poprzednia ociê¿a³oœæ jakbyz niego opad³a.Gdy stan¹³ na pó³ce, szare ³achmany rozwia³y siê na mgnienieoka i b³ysnê³a spod nich olœniewaj¹ca biel, trwa³o to jednak tak krótko, ¿emog³o byæ tylko przywidzeniem.Gimli wci¹gn¹³ dech w p³uca, a¿ œwisnê³o wœródg³uchej ciszy.- Bardzo pomyœlne spotkanie, jak ju¿ rzek³em - powiedzia³ starzec podchodz¹cbli¿ej.Zatrzyma³ siê o krok od trzech przyjació³, oparty na lasce, wychylony,z g³ow¹ wysuniêt¹ naprzód, i przyjrza³ im siê spod kaptura.- Co te¿ robicie wtych stronach? Elf, cz³owiek i krasnolud, a wszyscy w p³aszczach elfów! Zpewnoœci¹ kryje siê za tym jakaœ ciekawa historia, której bym rad pos³ucha³.Nieczêsto widujemy tutaj takich goœci.- Mówisz, jakbyœ dobrze zna³ Fangorn - rzek³ Aragorn.- Czy tak?- Dobrze go nie znam - odpar³ starzec - bo trzeba by ¿ycia kilku pokoleñ, ¿ebyzg³êbiæ wszystkie jego tajemnice.Ale bywa³em tu od czasu do czasu.- Czy zechcesz powiedzieæ nam swoje imiê, a potem resztê tego, co masz dopowiedzenia? - spyta³ Aragorn.- ranek mija, a my mamy przed sob¹ zadanie,które nie mo¿e czekaæ.- To, co mam do powiedzenia, ju¿em powiedzia³ - rzek³ starzec.- Spyta³em, cotutaj robicie i jak jest wasza historia.Jeœli zaœ chodzi o moje imiê.-urwa³ i zaœmia³ siê cicho, przeci¹gle.Na dŸwiêk tego œmiechu ciarki przesz³yAragorna i wstrz¹sn¹³ nim dziwny, lodowaty dreszcz.A jednak nie by³ to strachani zgroza, lecz taki uczucie, jakby nag³y œwie¿y podmuch albo strumieñ zimnegodeszczu obudzi³ go z niespokojnego snu.- Moje imiê! - powtórzy³ starzec.- Wiêc nie odgadliœcie go jeszcze? Obi³o siêwam chyba kiedyœ o uszy.Tak, tak, s³yszeliœcie je z pewnoœci¹.Ale mo¿enajpierw opowiecie swoj¹ historiê?Trzej wêdrowcy stali bez ruchu i milczeli.- Ktoœ inny na moim miejscu móg³by pomyœleæ, ¿e przyszliœcie tutaj w jakimœpodejrzanym celu - rzek³ starzec.- Ja na szczêœcie wiem o was coœ niecoœ.Szukacie œladów dwóch m³odych hobbitów, jak mi siê zdaje.Tak, w³aœniehobbitów.Nie wytrzeszczajcie oczu, jakbyœcie pierwszy raz w ¿yciu s³yszeli tênazwê.Znacie j¹ dobrze, tak jak i ja.Wiedzcie, ¿e hobbici byli na tym miejscuprzedwczoraj i spotkali tu kogoœ bardzo niespodzianie.czy ta wiadomoœæ cieszywas? Chcielibyœcie pewnie dowiedzieæ siê, dok¹d ich zabrano.Mo¿liwe, ¿e na tentemat mia³bym coœ do powiedzenia.Ale czemu stoimy wszyscy? Wasze zadanie wcalenie jest ju¿ takie pilne, jak wam siê zdawa³o.Usi¹dŸmy i pogawêdŸmyspokojnie.Odwróci³ siê i odszed³ parê kroków, gdzie pod œcian¹ stercz¹c¹ nad pó³k¹ le¿a³okilka g³azów i od³amków skalnych.natychmiast, jakby z nich czar zdjêto, trzejprzyjaciele odetchnêli i poruszyli siê swobodniej.Gimli znów siêgn¹³ rêk¹ dotrzonka topora, Aragorn doby³ miecza, Legolas podniós³ ³uk.Starzec nie zwracaj¹c na to uwagi przysiad³ na niskim, p³askim kamieniu.Szaryp³aszcz rozchyli³ siê i teraz ju¿ bez ¿adnych w¹tpliwoœci zobaczyli, ¿enieznajomy ma na sobie œnie¿nobia³¹ szatê.- Saruman! - krzykn¹³ Gimli i rzuci³ siê na niego z toporem w rêku.- Gadaj! Gdzie ukry³eœ naszych przyjació³? Coœ z nimi zrobi³? Gadaj albo ci taktoporkiem kapelusz naznaczê, ¿e nawet czary nie pomog¹!Lecz starzec by³ zwinniejszy od krasnoluda.Zerwa³ siê i jednym susem wskoczy³na szczyt ska³ki.Wyprostowa³ siê, jakby urós³ nagle.Odrzuci³ szary ³achman ikaptur.Stan¹³ w olœniewaj¹cej bieli.Podniós³ laskê.Topór z g³oœnym szczêkiemwypad³ z garœci Gimlego na ziemiê.Miecz zesztywnia³ w bezsilnej nagle rêceAragorna i rozb³ysn¹³ p³omieniem.Legolas krzykn¹³ i strza³a z jego ³uku wzbi³asiê prosto w górê, a potem rozsypa³a siê ognistymi skrami.- Mithrandir! - zawo³a³ elf.- Mithrandir!- Mówi³em przecie¿, ¿e to pomyœlne spotkanie, Legolasie - odpar³ starzec.Wszyscy wpatrzyli siê w niego.W³osy mia³ bia³e jak œnieg w s³oñcu.szata tak¿eoœlepia³a biel¹.Oczy pod wysokim czo³em iskrzy³y siê jasne i przenikliwe jakp³omienie s³oñca.Jego rêka mia³a czarodziejsk¹ w³adzê.W rozterce miêdzyzdumieniem, radoœci¹ i trwog¹ nie znajdowali s³Ã³w.Wreszcie ockn¹³ siê pierwszy Aragorn.- Gandalf! - rzek³.- Straciliœmy ju¿ nadziejê, a przecie¿ wracasz do nas wgodzinie trudnej próby! Jakie ³uski zaæmi³y mi wzrok? Gandalf!Gimli nie rzek³ nic, lecz pad³ na kolana i zas³oni³ d³oni¹ oczy.- Gandalf! - powtórzy³ starzec, jakby wywo³uj¹c z pamiêci dawno nie s³yszanes³owo.- Tak, tak brzmia³o moje imiê.Nazywa³em siê Gandalf.Zszed³ ze ska³y i podniós³szy szary p³aszcz okry³ siê nim znowu.Patrz¹cymwyda³o siê, ¿e s³oñce nagle zasz³o za chmury.- Tak, mo¿ecie mnie znowu nazywaæ Gandalfem - powiedzia³ g³osem dawnego ichprzewodnika i przyjaciela.- Wstañ, mój zacny Gimli! Aniœ ty zawini³, ani mniekrzywda nie spotka³a.¯aden z was, moi drodzy, nie ma broni, która by mog³amnie zraniæ.Weselcie siê, ¿e znów jesteœmy razem.Odwróci³ siê wiatr.Srogaburza nadci¹ga, ale wiatr siê ju¿ odmieni³.Po³o¿y³ rêkê na g³owie krasnoluda, a Gimli podniós³ ku niemu oczy i rozeœmia³siê nagle.- Gandalf! - zawo³a³.- To ty chodzisz teraz w bieli?- Tak, jestem teraz bia³y - odpar³ Gandalf.- Jestem Sarumanem, mo¿na by rzec,ale takim, jakim Saruman byæ powinien.Najpierw wszak¿e opowiedzcie mi o sobie.Odk¹d rozsta³em siê z wami, przeszed³em przez ogieñ i g³êbok¹ wodê [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •