[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jest głupia.- Ma pewien wydźwięk prawdy - zauważyła Ethel.Carmichael nie odpowiedział.Skończył śniadanie w ponurym nastroju i skinął na Clyde'a, by wyprowadził auto z garażu.Poczuł się przygnębiony.Przejście na dietę nawet z nowym robotem nie wydawało już mu się takie łatwe.Przy drzwiach otrzymał mały zadrukowany świstek papieru.Rozwinął go, zdziwiony, i przeczytał: "sok owocowy, sałata, sałatka z pomidorów, jajko na twardo (jedno), czarna kawa".- Co to jest?- Jest pan jedynym członkiem rodziny, który nie będzie jadł trzech posiłków dziennie pod moją kontrolą, daję więc menu na lunch.Proszę się go trzymać - spokojnie powiedział robot.Carmichael stłumił zdenerwowanie.Włożył kartkę do kieszeni i niepewnie podszedł do samochodu.Tego dnia był wierny poleceniom robota, choć czuł, że opuszcza go entuzjazm, z jakim jeszcze wczoraj wieczorem podejmował decyzję odchudzenia się.Aby nie ulec pokusie, minął restaurację, w której pracownicy Normandy Trust zwykle jedli lunch.Wślizgnął się ukradkiem z podniesionym kołnierzem do taniego baru samoobsługowego.Zjadł łapczywie posiłek, po którym nadal czuł się głodny.Zmusił się jednak, aby wrócić do biura.Zastanawiał się, jak długo wytrzyma żelazną dyscyplinę.Ze smutkiem uświadomił sobie, że niezbyt długo.A co będzie, jeśli ktoś ze spółki przyłapie go jedzącego w barze samoobsługowym? Stanie się pośmiewiskiem! Nikt na stanowisku kierowniczym nie jada lunchu sam w zmechanizowanych barach.Do czasu zakończenia pracy odczuwał kurczący się żołądek.Trzęsła mu się ręka, gdy programował w samochodzie drogę powrotną.Dziękował Bogu, że mniej niż godzinę zajęło mu dostanie się z biura do domu.Myślał, że wkrótce znów będzie smakował jedzenie.Włączył zamontowane w dachu samochodu video i w pozycji półleżącej usiłował się zrelaksować.Przeszedł pole bezpieczeństwa i otworzył drzwi.Clyde czekał, jak zwykle, jak zwykle też wziął od niego kapelusz i płaszcz.Carmichael odruchowo sięgnął po koktajl, który co wieczór przygotowywał służący, by powitać go w domu.Koktajlu nie było!- Skończył się dżin, Clyde?- Nie, sir.- Dlaczego więc nie ma drinka?- Ponieważ wartość kaloryczna martini jest niezwykle wysoka.Dżin zawiera sto kalorii w jednej porcji.Na taką niespodziankę Sam nie był przygotowany.- Och, nie! Ty też! - wykrzyknął.- Przepraszam, sir.Nowy robot-sługa zmienił mój obwód reagowania tak, bym przestrzegał regulaminu, który obowiązuje w tym domu.Carmichael poczuł, że zaczynają drżeć mu ręce.- Clyde, jesteś moim lokajem prawie dwadzieścia lat.-Tak, sir.- Zawsze robisz mi drinka.Przyrządzasz najlepsze martłni w Western Hemisphere.- Dziękuję, sir.- I przygotujesz mi je właśnie teraz! To bezpośrednie polecenie!- Sir! Ja.Robot-sługa zachwiał się porządnie.Odnosiło się wrażenie, że traci kontrolę nad żyrorównowagą.Próbował przytrzymać płytę klatki piersiowej.Przechylił się bezpiecznie w stronę Sama.- Polecenie odwołane! Clyde, już dobrze? - krzyknął szybko Carmichael.Robot wolno wyprostował się.- Pana bezpośrednie polecenie wywołało we mnie konflikt pierwszego stopnia - wyszeptał słabo.- Omal.omal nie spaliłem się, sir.Może mi pan wybaczyć?- Oczywiście.Przepraszam, Clyde.Carmichael zacisnął pięści.Tego było za wiele! Robot-sługa umieścił w Clydzie rozkaz zakazujący podawania alkoholu.Odchudzanie odchudzaniem, ale wszystko ma swoje granice.Rozzłoszczony, ruszył do kuchni.W poło wie drogi spotkał żonę.- Nie słyszałam, jak wszedłeś, Sam.Chcę porozmawiać z tobą o.- Później.Gdzie ten robot?- W kuchni.Już czas na obiad.Pocałował ją w przelocie i wpadł do kuchni, gdzie Bismarck sprawnie krzątał się między kuchenką elektryczną a magnetycznym batem do przygotowywania potraw.Robot obrócił się, gdy Carmichael wszedł.- Miał pan dobry dzień, sir?- Nie! Jestem głodny!- Zawsze pierwsze dni diety są najtrudniejsze.Pański organizm jeszcze długo nie przystosuje się do ograniczonego spożycia.- Jestem tego pewien.Ale co to za pomysł, by zmienić program Clyde’a?- Chciał przygotować alkoholowego drinka dla pana.Byłem zmuszony zmienić jego oprogramowanie.Od dzisiaj, sir, może pan zaspokajać alkoholowe zachcianki jedynie we wtorki, czwartki i soboty.Proszę mi wybaczyć i nie przedłużać dyskusji.Obiad już prawie gotowy."Oj, będzie z nami krucho!" - pomyślał Carmichael.Czuł się bezsilny.Zazgrzytał kilka razy zębami i odwrócił się od lśniącego, władczego robota-sługi, którego światełko zamontowane z boku głowy wskazywało, że włączył audioobwód.Obiad składał się ze steku z groszkiem i czarnej kawy.Stek był na wpół surowy.Sam wolał dobrze wypieczony, ale Bismarck (ta nazwa zaczynała się przyjmować) miał zaprogramowane najnowsze teorie dietetyczne.Po obiedzie robot uprzątnął kuchnię.Potem odpoczywał w suterenie.Po raz pierwszy tego wieczoru rodzina miała szansę porozmawiać ze sobą otwarcie.- Boże! - parsknęła Ethel.- Sam, nie mam nic przeciwko zrzucaniu wagi, ale jeśli mamy być tyranizowani we własnym domu.- Mama ma rację - włączył się Joey.- To nie w porządku, żeby ten potwór odżywiał nas tak, jak mu się podoba.Carmichael rozłożył ręce.- Też nie jestem uszczęśliwiony.Jeśli okaże się to konieczne, zmienimy jego oprogramowanie.Spróbujmy jednak jeszcze trochę wytrzymać.- Jak długo? - chciała wiedzieć Myra.- Zjadłam dzisiaj trzy posiłki w domu i jestem głodna!- Ja też - powiedział Joey.Uniósł się na łokciach i rozejrzał.- Bismarck jest na dole.Wezmę sobie kawałek ciasta cytrynowego.- Nie! - zagrzmiał Carmichael.-Nie?- Nie ma sensu, bym wydawał trzy tysiące na dietetycznego robota, jeśli masz zamiar oszukiwać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •