[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Omal nie parsknęła wtedy śmiechem, a Czeladniczki, głupie pindy, oczywiście nie wytrzymały.Jego gniew mógł… Och.Taka istota.Tutaj.W jej ukochanej Wieży.Szlag by to trafił.Takie dziwne, żeńskie imię — „Robert”.Kto by pomyślał.Może to i dobrze.Jakoś tak bardziej swojsko.Sama pomagała go przyzwać, teraz żałowała.Bała się.On może wszystko wywrócić do góry nogami.Wszystko.Jest przerażającą, pradawną siłą z otchłani niepamięci.Obcą siłą.Kapłanki były upierdliwym wrzodem na dupie świata, który należałoby usunąć, ale Księżycowa Pani… Cały jej Ród, matka, babka i wszystkie ich przodkinie modliły się do Księżycowej Pani, a ona… sprzeniewierzyła się Bogini! Była przerażona.Jednak musiała przyznać ma przed sobą, że gdy jako młodziutka adeptka dopiero powstającej Wieży usłyszała o planach kontroli nad Wieżą w imię Bogini Dobrze wiedziała, że Bogini nic do tego.Jednorożec była blisko.Od czasu do czasu robiła różne cuda.Pani Alhatlarell była widywana wszędzie.Dlaczego nic nie zrobiła? Kilka najzdolniejszych dziewcząt zostało zabranych do podziemi Świątyni za wyimaginowaną herezję… Dlaczego nic nie zrobiła? Może rzeczywiście i Księżycowa Pani i Jej Jednorożec były chore, szalone? Jej babka miała takie dziwne powiedzonko — czy w paszczy lwa, czy na rogu jednorożca, korona życia jest ta sama, a żyje się ciężko… Zrobiła to z miłości do Oxalix.Poświęciła życie badaniom i nie pozwoli, żeby jakieś suki ze Świątyni aresztowały jej Czeladź, jej Uczennice.Był jeszcze jeden powód.Caesusa.Jej synek.Pamiętała, jak był malutki… Wszystkim się interesował i był taki sprytny.Nie uśmiechał się durnowato jak inni chłopcy, tylko zadawał mądre pytania i pilnie słuchał odpowiedzi.Błyskawicznie przyłapywał ją na nieścisłościach.Mądry chłopiec.Zasłużył na pozycję Mistrza (chociaż dziwiło ją, że wybrał Carmeddin, zamiast Oxalix, która miała tyle rzeczy do odkrycia).A te koszmarnie tępe małpy z Carmeddin nie chciały go odmłodzić! Miał już 263 lata i mógł umrzeć, a one zwlekały! Uważały, że im zagraża czy co? Odmłodziłyby pierwszą lepszą babę, ale nie jej syna! Pomoże ze wszystkich sil każdej bogini i każdemu Bogu, który tylko nie dopuści, by jej syn się zmarnował! Stukanie do drzwi.— Mistrzyni! — krzyczy skrajnie przerażona Anis.— Kapłanki są w Wieży!Ciężka kołdra wysunęła się z jego ręki i opadła na podłogę.Poszukiwacz obudził się.* * *— Obudziłeś się, Panie — ni to stwierdził, ni zapytał czarny cień Przy łóżku.— Czy już nadszedł czas?— Tak, Alicjo.— Księżycowe Kapłanki tu idą.— Słuszne spostrzeżenie.Dziecię Bast.Na korytarzu trzasnęły czyjeś drzwi.Krzyk i zamieszanie.Alicja powoli wtopiła się w ścienne lustro.Potworny wizg.Trzask wyładowania.Błękitne iskry.Drzwi do jego komnaty wypadły z futryny przy akompaniamencie straszliwego huku i przeleciały przez całe pomieszczenie, zmiatając po drodze sprzęty.Poszukiwacz uchylił się niespiesznie przed niesionym falą powietrza martwym, zmiażdżonym maleduxem.Następnie przez komnatę przeleciało coś na kształt kulistego pioruna, który w ułamku sekundy rozrósł się i pękł jak monstrualna mydlana bańka.Pokój wypełnił się kotłującą, wrzącą masą, która znikła po chwili.Na szklistej substancji, w którą zamienił się parkiet, pełgały dogorywające języczki zielonego ognia.Rozejrzał się.Lustro jakimś cudem ocalało, jako jedyne z przedmiotów.„Spryciula” — pomyślał z uznaniem.Do środka zajrzały dwie chude kobiety z wytatuowanym na czole sierpem księżyca.Krzyknęły na jego widok i zaczęły składać dłonie w jakiś skomplikowany gest.Poszukiwacz otarł twarz.Spojrzał po sobie.Jego naga postać jaśniała blaskiem Mocy.— No i co wy najlepszego zrobiłyście? — zapytał z udanym wyrzutem.— Zniszczyłyście moją ludzką powłokę.A taki byłem do niej przywiązany.Biedny Robert — roześmiał się drwiąco.Przez pomieszczenie przeszła jak tajfun kolejna fala energii.— To już niepoważne — westchnął z rozbawieniem i delikatnie uniósł brew.Dwie Kapłanki zastygły w połowie następnego rozpaczliwego gestu.— Tylko dwie przysłali… dziwne.Za plecami poczuł jej obecność.Uśmiechnął się, a potem odwrócił.Siedziała wygodnie na krześle, mimo że jeszcze przed chwilą była tu tylko naga podłoga, ściany i sufit (za wyjątkiem lustra, które zachowało nawet ozdobną ramę).Przyglądała mu się spod długich rzęs, fala srebrnych włosów spływała na szerokie, mocne ramiona.Splotła dłonie bielsze od śniegu i oparła na nich podbródek.Piękno porażające doskonałością.Tak, jak pamiętał.Po jej wargach błąkał się lekki uśmiech, ale na dnie granatowych źrenic kryła się lodowa pustynia.— Przyszły tylko sprawdzić emanację dziwnej energii.Obcej energii, nie z tego świata… Ale ciebie ani podobnych tobie żadna jeszcze się nie spodziewała — w jej słowach nie było słychać „dużych liter”, do których zdążył przywyknąć.— Ale ty wiedziałaś, Pani Alhatlarell.— Tak… Zawsze robiłeś dużo hałasu.Przede mną nikt się nie ukryje, nawet jeśli bardzo chce.— Ja jednak jestem tu dość długo.— Zgadnij dlaczego…— Czemuż by nie.Chętnie założę, że mi na to pozwoliłaś, ty, która kiedyś miałaś okazję unicestwić małego Roberta, moją cielesną powłokę.Jestem ciekaw, dlaczego tego nie zrobiłaś.Mogłaś wszystko opóźnić.Wygrać czas na swoją korzyść.— Wiesz, że nie zwykłam niczego opóźniać.Więcej z tego problemów niż pożytku.— A może zrobiłaś to ze względu na dawne czasy… Błękitno–granatowe oczy zasnuła mgiełka.Na chwilę.— Nie licz na to, Poszukiwaczu — odrzekła sucho.— Kiedyś wiele łączyło Tych, których jesteśmy Częścią, ale to było kiedyś i nas niekoniecznie dotyczyło.Dobrze o tym wiesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •