[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Westchnął i odłożył piłę.- O co chodzi?- Miau chce swój latający pas!Jack popatrzył na dach, na niższą nieco komórkę, i uznał, że jego stare kości zniosą konieczność zejścia na dół bez pomocy drabiny.Wziął pręt i zrzucił go na dół.Aparat utrzymywał się w pozycji idealnie poziomej, opadając z dokładnie tą samą prędkością, co wtedy, gdy sam z niego korzystał.Miau złapał pręt, zręcznie wsunął weń złamaną dłoń - Jack podziwiał, z jaką ostrożnością przybysz posługiwał się chorym ramieniem, a jednocześnie jak mało mu ono przeszkadzało - potem drugie ramię i podskoczył, by przyłączyć się do znajdującego się na dachu Jacka.- Co powiesz, bracie?- Woopen ju weep.- Wiem, co czujesz.- Widział, że srebrzysty człowiek chce coś powiedzieć, ale nie potrafił go zrozumieć.Uśmiechnął się i chwycił za piłkę.Miau wyjął mu ją z dłoni i zrzucił z dachu, starając się nie trafić Molly, która podskakując oddaliła się nieco, by mieć dogodny punkt obserwacji.- O co chodzi?- Dellihiu hidden - oznajmił Miau.- Pento dei njuminiu hel - i wskazał na latający pas i dziurę w dachu.- Chcesz powiedzieć, że chętniej bym odleciał tym czymś, niż pracował? Oczywiście, bracie.Ale niestety muszę.Miau zatoczył ręką wokół dziury w dachu i ponownie wskazał na skokochron, pokazując jeden z silników odrzutowych.- Nie pojmuję - rzekł Jack.Miau najwidoczniej zrozumiał, bo po jego wyrazistej twarzy przemknął cień zdumienia.Klęknąwszy, zdrową ręką otoczył jeden z silników, nacisnął dwa maleńkie przyciski i pokrywa się otworzyła.Wewnątrz znajdowało się płaskie, szczelnie zamknięte i prosto wyglądające urządzenie, najwidoczniej rdzeń silnika.Zdawało się, że nie ma ono żadnego innego zamocowania.Miau wyjął je i podał Jackowi.Przypominało rozmiarem i kształtem elektryczną maszynkę do golenia.Z boku znajdował się przycisk.Miau wskazał go, nacisnął z góry, a następnie przesunął dłoń Jacka, tak by urządzenie skierowane było w przeciwnym kierunku.Jack, spodziewając się wszystkiego, począwszy od niczego aż po „oślepiający błysk palącej żywej energii”, tak drogi literaturze science fiction, nacisnął guzik.Urządzenie zasyczało i łagodnie wsunęło się z powrotem do jego dłoni.- Wszystko świetnie - rzekł Jack - ale co mam z tym zrobić? Miau pokazał palcem na miejsce cięcia piłą, a następnie na przyrząd.- Aha! - zrozumiał Jack.Pochylił się nisko, skierował przedmiot na koniec cięcia i przycisnął guzik.Ponownie syk, a następnie lekkie, równomierne odbicie i w drzewie ukazała się cienka szparka.Było to czyste i równe cięcie, blisko o połowę cieńsze od wykonanego piłą, i - jak długo trzymał rękę nieruchomo - idealnie proste.Delikatny obłoczek sproszkowanego drewna wypłynął unoszony wirem powietrza przez dziurę w dachu.Jack eksperymentował trzymając silnik blisko drewna i z dala od niego.Zauważył, że im bliżej powierzchni znajduje się urządzenie, tym cięcie jest węższe.W miarę oddalania szczelina stawała się coraz szersza, a jej wycięcie pochłaniało więcej czasu, aż w końcu z odległości około pół metra przyrząd przestawał działać.Jack, zachwycony, szybko przyciął i wyrównał dziurę.Miau obserwował to z zadowoleniem.Garry uśmiechnął się do niego, wiedząc, jak sam by się czuł, gdyby pokazał piłę jakiemuś prymitywnemu człowiekowi, który starał się obrabiać drewno za pomocą maczety.Kiedy skończył, zwrócił srebrnemu człowiekowi jego silnik i klepnął go po ramieniu.- Stokrotne dzięki, Miau.- Jiick - odparł przybysz i sięgnął ku szyi mężczyzny.Jeden kciuk położył mu na obojczyku, drugi z tyłu, nad łopatką.Potem przycisnął te miejsca dwukrotnie.- Tak się tam u was ściska dłoń? - uśmiechnął się Jack.Pomyślał, że to całkiem możliwe.Każda cywilizowana rasa ma prawdopodobnie jakieś pozdrowienie wyrażane za pomocą rąk.Uścisk dłoni wykształcił się z jej podniesienia na dowód, że pozdrawiający jest nieuzbrojony.Całkiem możliwe, że gest Miaua jest trochę inną formą tego samego znaku.Pokazywanie sobie nawzajem gardeł może przecież również być wyrazem przyjaznych zamiarów.Trzema zręcznymi ruchami Miau wsunął maleńki silnik na powrót do obudowy i trzymając pręt jedną ręką zszedł z dachu pozwalając się w ten zadziwiający sposób opuścić na ziemię, niczym ziarnko ostu.Gdy już się znalazł na ziemi, odrzucił pręt z powrotem na górę.Jack ze zdziwieniem patrzył, jak urządzenie mknie ku niemu niczym dowolny ziemski przedmiot.Wyciągnął rękę, ale chybił.Pręt doleciał do szczytu swojej trajektorii, a kiedy zaczął opadać, włączyły się silniki i łagodnie opuściły go ku mężczyźnie.Jack założył urządzenie i spłynął w dół, w kierunku Miaua.Srebrny człowiek poszedł za nim do składziku, gdzie znajdowało się kilkanaście kawałków obrobionego drewna.Jack wybrał parę calowych desek sosnowych i wyciągnął na zewnątrz; chciał je odpowiednio wymierzyć i poznaczyć, a następnie zbić w prostą klapę zasłaniającą bezużyteczną klatkę schodową.Wszystkiemu temu Miau przypatrywał się z nieukrywaną ciekawością.Jack podniósł latający pas i usiłował otworzyć opływową pokrywę, aby wyjąć przecinarkę.Poniósł całkowitą klęskę,.Naciskał, wykręcał, pociągał.Uzyskał tylko tyle, że delikatnie syczało, kiedy przybliżył urządzenie do podłogi.- lik, Jiick - rzekł Miau.Wziął silnik od Jacka i nacisnął.Mężczyzna uważnie obserwował.Następnie wziął przecinarkę.Błyskawicznie przykroił drewno, kpiąco popatrując na piłę zawieszoną na ścianie.Następnie trzema listwami ułożonymi w literę „Z” zbił całą klapę, obciął pozostałe nierówności i cofnął się, by nacieszyć oko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]