[ Pobierz całość w formacie PDF ]
./nadpalone/„Mój śliczny blog”16.08.2007, g.20:55OwcaDzisiaj złożyliśmy w ofierze owcę.Czad, nie?Na początku trochę mi było przykro, serio-serio.Owca wyglądała słodko i niewinnie.Za pierwszym razem to ponoć nigdy nie jest takie proste.W głowie czułam ból, a w sercu niepokój, ręka lekko drżała i chciało mi się rzygać.Za pierwszym razem, kiedy opadało ostrze, nie mogłam patrzeć.Nie czułam się dobrze.Ale to szybko minęło.Ubu tak chciał.Ubu, czyli Dranikowski (to przecież on to wszystko wymyślił).Strażnicy (sorry – Psy – nie mogę się przyzwyczaić do tej głupiej nazwy) zmusili wszystkich, żeby brali w tym udział.Ja trzymałam miskę na krew pod szyją zwierzęcia.Najgorzej miał Norbert, ten stary gość, który miał trzymać zwierzę od tyłu – owca wierzgała kopytami i kopnęła go w twarz, pod oko.W sumie to on jest niehalo, dobrze mu tak.Ale już wracam do owcy, koniec z offtopem.To była ofiara.Krew owiec miła jest Ubu – tak przynajmniej krzyczał Dranikowski, przebrany w szaty rytualne.Nasz Pasterz.Stał nieco z dala, na jakimś murku, zostawionym przez ruskich (nie mam bladego pojęcia, do czego ten murek miał im służyć), i wygłaszał kazanie, podczas gdy Psy, kiedy już zebrałam pół miski juchy, rozlały ją u jego stóp.– Dzisiaj Ubu żąda takiej ofiary! – krzyczał, a ja sobie pomyślałam, że wygląda, jak gdyby wierzył w to, co mówi.– Jutro zażąda innej! Czy mu ją dacie? Czy gotowi jesteście mu ją dać?Wtedy to się trochę przestraszyłam, że ześwirował i coś nam zrobi.Ale generalnie był czad J.Sabina* * *Trzeci tydzień października 2007 r.Chwile, w których Paweł żałował, że pracuje w budżetówce, zdarzały się bardzo często.Ba, zdarzały się wciąż i wciąż, lecz kiedy o szybę dzwonił miarowy, niezmienny deszcz, a przez szczeliny w oknach budynku, mieszczącego komendę, do nieogrzewanego ciągle pomieszczenia wciskał się wilgotny chłód, wtedy żałował szczególnie.Chciało mu się wyć, wilk wyglądał z jego spojrzenia.Widok przełożonego działał na niego jak płachta na byka – chłodna wściekłość (bo w tych dniach wszystko było chłodne, chłodne i mokre) rozsadzała czaszkę.Przełożeni – również zmuszeni do przebywania w placówce, która miała przyznane fundusze na ogrzewanie dopiero od listopada – bez zahamowań wylewali frustrację na głowę Pawła.A to, że w gazetach znów stoi o braku postępów śledztwa, a to, że nie panuje nad dochodzeniem, a to, że prokurator.Każdy pretekst był dobry, ale Paweł przecież wiedział – to nieznośna, jesienna słota robiła z nich potwory.W strukturach hierarchicznych odpowiedzią nie mógł być oczywiście wybuch niezadowolenia, rzucenie w twarz osobie wyższej rangą, żeby się odpierdoliła, że mając kilkudziesięciu świadków i setki innych dowodów, sama miałaby trudności w opanowaniu całego materiału dowodowego.Świetlicki zaciskał więc zęby, zgrzytał i wyładowywał złość na tych, co podlegali jemu (na szczęście było ich nie tak znowu mało).Policja – machina zinstytucjonalizowanej frustracji.– Chryste – rzucił mimowolnie, powielając językowy uzus, bo przecież z jego katolicyzmem było jak z rzekami w Australii, a akurat nastał czas suszy.– Zaczynam zachowywać się tak jak oni.„Oni” oznaczali ludzi mających nad Świetlickim władzę – im wyżej w hierarchii, tym bardziej – z perspektywy Pawła – należało się do „nich”, a zarazem tym mniej było się „naszym”.„Oni” zaczynali się od komendanta powiatowego, a kończyli na premierze.Najbardziej przeszkadzali Pawłowi jednak „oni” z ABW; kiedy rozmawiał o Karskim z przełożonymi, używał w miarę neutralnego określenia „zarozumiały bubek”, lecz gdy przyszło rozmawiać z kolegami, zwykł mawiać: „Nadęte fiuty, oto kto pracuje w ABW.Ostatnio chodzą jak popierdoleni, zbliżają się wybory, nie wiadomo, czy nie wylecą z roboty, kiedy inna ekipa przejmie stery.Zbyt mocno lizali dupę swoim partyjnym szefom”.Rzeczywiście, ostatnimi czasy oficerowie ABW mocno parli, by uzyskać jakieś rezultaty; być może chcieli zorganizować następną konferencje prasową, tuż przed głosowaniem przypisać sobie kolejny sukces – cóż, kiedy sukces wciąż nie nadchodził.Owszem, Świetlicki już zaczynał konstruować z rozsypanych puzzli w miarę spójny obraz zdarzeń, lecz dalej nie było odpowiedzi na dwa podstawowe pytania: kto zabił? I: dlaczego?Paweł rozparł się na krześle (cholera, nawet oparcie ziębi, pomyślał), chwycił wydruk z korespondencji elektronicznej – list nie był długi, tylko kilka linków i temat: „Masakra w poradzieckiej bazie”.Ciekawe, że przełom w tak wielu śledztwach zależy od przypadku.Ciekawe, czy to będzie przełom? I jeszcze: ciekawe, dlaczego mail był anonimowy?Wysłany z konta założonego kilkanaście minut wcześniej, z kawiarenki w Warszawie, przez którą przetaczają się setki użytkowników.Choćbyś stanął na głowie, tego jednego nie znajdziesz.Czego informator się wstydził? Tego, że oglądał te filmiki i nie reagował? A może tego, że były zamieszczone w kategorii wymagającej potwierdzenia daty urodzenia?Kliknął na link.www.youtube.com/watch?v=Gwy34mGC3ilYAdded: August 17, 2007From: dranPLCategory People & BlogsEksperyment – part 4Obraz chwieje się i śnieży, drga, kamerę trzyma niewprawna ręka.Dźwięk nie najlepszy, lecz kiedy się wsłuchać, można wychwycić całe słowa, całe zdania.– Nie będziemy o tym rozmawiać! – krzyczy jeden z ludzi ubranych na biało, z literką „P” wymalowaną na plecach.– Post to droga ku lepszemu zrozumieniu.Wstrzemięźliwość od pokarmów pozwala dotrzeć bliżej źródła.– Ja prawie mdleję! – wyrywa się dziewczynie w szarej szacie.Tak jak wielu innych szarych, ma wyszytą literę „O”.W odróżnieniu od białych strój szarych jest znacznie skromniejszy, ubogi – mógłby się skojarzyć na przykład z ubiorem pierwszych chrześcijan.Dziewczyna zaraz jednak milknie.Podbiega do niej młodzieniec z burzą dredów na głowie – jeden z białych – bez namysłu uderza ją w twarz, raz, drugi, z obu stron, zamaszyście.– To Przesłanie! – Głos młodzieńca jest stanowczy i jasny, nigdy dotąd nie brzmiał tak pewnie.Oto przemawia przez niego Racja.Musi tak być, bo choć szarych jest znacznie więcej niż białych (tych ostatnich jest tylko czwórka), oznaczeni literką „O” odsuwają się z przestrachem, nie dyskutują, nie kłócą się.Dredziarz natomiast uderza po raz kolejny, dziewczyna płacze, podczas gdy młodzieniec mówi, nie, on nie mówi – on wygłasza:– Każdego, kto podniesie rękę.– Dźwięk jest niewyraźny, kilku zdań nie można zrozumieć, lecz kamerzysta podchodzi bliżej, kieruje obiektyw na natchnioną twarz chłopaka.–.Trud, który musicie ponieść.Wtedy być może staniecie się tacy jak ja, uzyskacie łaskę, dostąpicie Objawienia, ale teraz, kurwa, słuchać! Musicie słuchać! Sabina, ty zawsze wzniecasz bunty.Za kogo ty się właściwie uważasz? Nie dotarło jeszcze? Nie dotarło? Gatunek.Niech cię chuj, jesteś podrzędny gatunek i jeszcze wierzgasz?– To nie jest naprawdę! – krzyczy dziewczyna i ten krzyk jest tak mocny, że rozdziera serce.– To tylko głupia gra, wymyślona przez tego pieprzonego Drani.Kolejne uderzenie w twarz.Dziewczyna milknie.Znów słychać stanowczy głos chłopaka, przekonanego o oczywistości swych racji:– Nie waż się mówić o Nim w ten sposób
[ Pobierz całość w formacie PDF ]