[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.–Więc tak, Korneliuszu Iwanowiczu… – przerwał Misza niezręczną ciszę, która zapadła na chwilę po płomiennym spiczu Halinki.– Jutro zapraszam pana na wesele.–Misza!–Właśnie tak.Zadzwoniłem już do domu do Marii Ticho-nowny, naszej kierowniczki Urzędu Stanu Cywilnego.Powiedziała, że czeka na nas o dwunastej.–Niemożliwe! – zdziwił się Udałow.– Obowiązują przecież jakieś terminy.–Maria Tichonowa już od piętnastu lat marzy o tym, żeby mnie z kimś ożenić i uszczęśliwić.Czy będzie ryzykowała, każąc mi czekać?–A dokumenty?–Dokumenty są po to, żeby wnosić do nich poprawki.–Adieu – powiedziała Halinka i liznęła Udałowa w policzek.Język miała odrobinę szorstki i w miarę wilgotny.„A diabli ich wiedzą, może i rodzić potrafią.Poprawią nam rasę…”–Poprawiny rasę w waszym Guslarze! – zawołała Halinka, odwracając się w pół kroku.– Dość już rodzenia krzywonogich!–Kto jest krzywonogi? – zdumiał się Udałow.Maksymek ma nogi, jak nogi, pomyślał, i w ogóle nikt z ichrodziny się nie uskarżał.No, może gdyby były nieco dłuższe…Poszedł do domu.U Minca paliło się światło.Przed bramą w krzakach kryli się dwaj żołnierze w czarnych kominiarkach na głowach, ale Udałow udał, że ich nie dostrzega.Powiedział im tylko:–Dobrej nocy, chłopaki.Kaszlnęli tylko w odpowiedzi – widać zakazano im wdawania się w rozmowy z miejscowymi.Udałow poszedł spać – po ciemku na podwórku i tak obejrzeć zdobyczy by się nie dało.A jutro mogą wszystko skonfiskować.Udałow starannie schował więc kulki i piłeczki, włączając w to dusiciela, do dolnej szuflady synowskiego biurka, przy którym Maksym nie usiadł ani razu od czasu ukończenia szkoły przed dwudziestu laty.Na stole leżał talerz i kartka:Kotlety w lodówce.Uderzyłam nogą o dzwonnicę.Udałow w pierwszej chwili pomyślał, że Ksenia stroi sobie z niego żarty, ale kiedy się kładł, a Ksenia odwracała się we śnie na łóżku i coś tam mruknęła, zapytał:–A co z nogą?–Chciałam polecieć wprost do sklepu z nabiałem – odparła Ksenia sennym głosem.– Przeliczyłam się.Ale nie spadłam, za co Bogu dziękować.–Owszem – zgodził się Udałow.W domu panowała cisza, cały świat pogrążony był we śnie i tylko skądś z oddali dolatywały odgłosy uruchamianych silników czołgowych, a z dachu i krzaków dochodziły posapywania zmobilizowanych współpracowników Akademii Nauk.Z mieszkania Minca słychać też było jakieś głosy.Trwała narada…Rano wszystko rozeszło się po kościach.Minc zdołał jakoś namówić prezesa i jego współpracowników, żeby wyjechali z miasta, albo się pochowali tak, iżby nikt ich nie mógł zobaczyć, czy usłyszeć.Udałow zaspał i wstał dopiero o jedenastej.Zjadłszy coś z agregatu, do którego zaczął już się przyzwyczajać, zszedł do Minca.Minc powitał go w szlafroku.–Czemuś ty nie przyniósł swoich zabawek? – zapytał.– Może je pooglądamy?–Nie chciałem przy Kseni.A jak jest wśród nich dziewczyna?–Jeżeli jest dziewczyna, to oddaj ją Kseni, niech zaniesie na rynek.–Wstyd handlować dziewczynami.Pośród nich zdarzają się bardzo inteligentne.I Udałow opowiedział Mincowi o wczorajszej rozmowie z Miszą i zaproszeniu na wesele.–O której ślub? – zapytał Minc.–O dwunastej.–To mam dla ciebie propozycję – nie spiesz się z oglądaniem tych zdobycznych zabawek.Przejdźmy się na ten ślub i zobaczmy, co z tego wyniknie.Ciekawi mnie to bardzo, zwłaszcza po twoim opowiadaniu o zachowaniu Halinki.–Mam się wbić w garnitur? – zapytał Udałow.–Chyba nie trzeba.Miszy będzie miło, jak wszyscy poczują się swobodnie.Wcale się nie przebierając poszli do Urzędu Stanu Cywilnego, żeby wziąć udział w ceremonii ślubnej.Udałow doskonale wiedział, że Minc nie bez powodu poprowadził go na ślub.Podejrzewał, że uroczystość była związana z tajną nocną dyslokacją wojsk wokół Guslaru, i dlatego zapytał wprost:–Lwie Christoforowiczu, jaką umowę zawarliście z prezesem Akademii?–Według moich rachub wszystko się rozstrzygnie za godzinę – oznajmił Minc.– I jeżeli mam rację, to wszystkie nasze próby wykorzystania podróży w czasie w interesach bezpieczeństwa państwa są pozbawione sensu.–Nie rozumiem.–Jak dojdziemy na miejsce, to zrozumiesz.Doszli do żółtego budynku urzędu za dziesięć dwunasta, przed nowożeńcami.Wkrótce zjawili się i nowożeńcy.Halinka była w białej sukni.Czarująca i świeża urokiem młodości.Misza miał podkrążone oczy – najwidoczniej noc przedślubna była bardzo burzliwa.A z drugiej strony uliczki nadciągnęła cała procesja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]