[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zachwycające uczucie! Szkoda tylko, że nie można tego wykorzystać dla trans — kontynentalnych liniowców.Gdy tylko wibrolot znalazł się nad wierzchołkiem sopki, fotel wraz z jeźdźcem zawisł w powietrzu i zaraz potem, na życzenie Igora, zaczął opisywać koła i zygzaki.Ale Igor nigdzie nie mógł dojrzeć tego, czego szukał.Wreszcie na polance u podnóża sopki mignęła żółta plama.Tuż za piękną tygrysicą z zarośli trzcinowych wytoczyły się dwa wielkie, pręgowane tygrysiątka i zaczęły igrać w trawie.Fotel zniżył się i znieruchomiał nad pręgowaną rodziną na wysokości dziesięciu metrów.Zwierzęta były widocznie do tego przyzwyczajone, bawiły się dalej beztrosko.Nic nie zakłócało Igorowi przyjemności obserwowania tygrysów.Pomysł stworzenia rezerwatu, którego nie dotknęłaby nigdy noga ludzka, należał do Igora.Bądź co bądź biologia była jego drugim zawodem.A pierwszy… Igor westchnął.Przyjrzawszy się im dowoli, wyjął z kieszeni na piersi blok uniwersalny, skierował obiektyw na tygrysy i spoglądał na ekran.Gdy ułowił jakąś interesującą scenkę, naciskał guziczek „zdjęcia”.Od paru miesięcy prowadził już kronikę filmową z życia tygrysiej rodziny i liczył, że za jakieś półtora roku będzie miał gotowy film dokumentalny.Wsunął już blok uniwersalny z powrotem do kieszeni, gdy usłyszał sygnał „wezwanie”.— Słucham — powiedział.Według ostatniej mody umieszczał blok uniwersalny w kieszeni w taki sposób, aby mikrofon wystawał na zewnątrz.Dawało to możność rozmowy bez wyjmowania bloku.— Co robisz i gdzie jesteś? — zabrzmiał wesoły głos.Igor wyjął płaski, ze sprężystej masy plastycznej blok i zwrócił ekranem ku sobie.Rude włosy, obsypany piegami nos, śmiejące się oczy… Odbicie, które trzymał w ręku, otwarło usta i rzekło:— Nareszcie wyjąłeś mnie z kieszeni.No, to pokaż się, jak wyglądasz.Sto lat cię nie widziałem.Igor zwrócił wylot obiektywu w swoją stronę.Rudy Loszka skrzywił wargi w drwiącym uśmiechu.— Istny bikiniarz, jak mawiali nasi przodkowie.Nawet guziki „orbis” z radiostacją wewnątrz.Jakby blok uniwersalny nie był wystarczający! Zabawki… Poważni ludzie nie zajmują się takimi głupstwami.Zdaje mi się, że jesteś gdzieś w powietrzu.A co jest na dole? Pokaż.Ach, to Błękitne Sopki! No cóż, interesujący pomysł.A gdzie słynna rodzina tygrysia? Widzę, rzeczywiście piękne! A więc jesteś w swoim żywiole — w powietrzu i na łonie natury…Aleksy wyraźnie pokpiwał sobie z przyjaciela.Czy to oznaczało, że ma w zanadrzu jakąś niespodziankę?— Nawiasem mówiąc — powiedział — kiedy lecisz? Za godzinę? Dokąd? Do Australii? To wstąp do mnie… Jestem właśnie w Australii.W Platoburgu.No, więc tymczasem, jak mawiali nasi przodkowie.Czego się śmiejesz? Na własne oczy czytałem to w jednej książce.Czy zapomniałeś, że historia literatury to moja trzecia specjalność? Jeszcze w szkolnych czasach miałem do tego pociąg… Do prędkiego zobaczenia!Aleksy zniknął, a na ekranie Igor jak w lustrze zobaczył siebie samego.Długa, jakby wyciągnięta twarz z dosyć posępnym wyrazem, a może to się tylko wydaje w porównaniu z Loszką? Obok Loszki każdy wygląda, jakby się smucił!— Czas na lotnisko — powiedział Igor z ekranu do Igora oglądającego swoje odbicie.Ach, więc to dlatego miał na ekranie tak posępny wyraz twarzy! Myślami był już przy czekającym go rejsie.Zresztą dziś właśnie lot będzie interesujący, choćby dlatego, że na końcu czeka go spotkanie z Aleksym.Igor stanowczym ruchem wsunął blok do kieszeni.Podporządkowując się jego życzeniu wibrolot pomknął w stronę lotniska.2Na wyłożonym żłobkowanymi płytami z masy plastycznej lotnisku stał wysmukły, z mocno cofniętymi w tył ostrymi skrzydłami transkontynentalny liniowiec na pięćset miejsc.Pasażerowie dostawali się do niego przez trzy wejścia po ruchomych schodach.Wibrolot lekko wylądował przed czwartym, służbowym wejściem.Igor wstał z fotela, nacisnął guziczek „niepotrzebny” i fotel ze złożonymi skrzydłami pobiegł posłusznie jak piesek na miejsce postoju.Dobry model, ostatni typ!Igor stanął na najniższym stopniu schodów, które natychmiast usłużnie wniosły go do kabiny pilotów.Igor uśmiechnął się mimo woli.Młodzi piloci nazywali to wejście „królewskim”.Dawniej, gdy załoga składała się z kilku ludzi, oddzielne wejście miało z pewnością sens.Ale teraz? Zresztą wtedy i kabina sterownicza słusznie nosiła swoje miano.Jak wiele rzeczy w życiu jest względnych i jak długo pozostają w języku słowa, które utraciły swoje pierwotne znaczenie! Igor chyba wybierze lingwistykę jako swoją trzecią specjalność.W ostatnich czasach coraz bardziej interesują go słowa.Czy nie warto porozmawiać o tym z Aleksym?Loszka? Loszka ma sześć specjalności i gotów jest opanować drugie sześć.Dla innego człowieka byłoby to przejawem lekkomyślności.Ale Aleksy jest wszechstronnie uzdolniony i wszystko mu się udaje.Igor pod tym względem ustępuje swemu przyjacielowi.Opanował zaledwie dwie specjalności, i to dlatego tylko, że nawet wielka namiętność wymaga choćby małego, dodatkowego zainteresowania czymś zupełnie innym.Ludzie od dawien dawna tak postępowali: ktoś był, przypuśćmy, zapalonym chemikiem, pracował z zamiłowaniem, z samozaparciem, a w domu, dla własnej przyjemności, grał na skrzypcach albo malował akwarele, hodował kaktusy, zbierał rzadkie wydawnictwa albo pasjonował się fotografią artystyczną „urywając”, jak piszą w starych powieściach, które tak lubi cytować Aleksy, „czas” albo „rzadko trafiające się wolne chwile”.Tak, oczywiście, wtedy gdy człowiek zamiast trzech godzin spał całe osiem (w XXI wieku sama myśl o tym wydaje się śmieszna!) i poświęcał swej pierwszej, głównej namiętności drugie osiem godzin, będąc w stanie przez ten czas wykonać tylko tyle, na co dziś potrzeba czterech, pięciu godzin, to taka sprawa mogła prawdopodobnie stanowić nie lada problem.Dziś poboczne pasje ludzi przestały być ich sprawą osobistą, przekształciły się w dwie, trzy specjalności, a niektórzy, w rodzaju Aleksego, mają aż sześć takich różnych zamiłowań
[ Pobierz całość w formacie PDF ]