[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po nim połyka drugi, trzeci.Nie odczuwa dzisiaj potrzeby picia.Nie wie, dlaczego pije.Jakaś siła każe jej upić się bez żadnej przyczyny.Jest przecież prawie odprężona.Mogłaby pooglądać telewizję, pokochać się z Peterem.Dawno tego nie robili, więc mogłoby im być wspaniale właśnie dzisiaj… ale pije.Zanim Peter wróci, będzie już mocno zalana.Stanie się agresywna, złośliwa i ponura.Wściekła na cały świat.* * *Peter siedzi w samochodzie i leniwie pali papierosa.Jest zadowolony.Wszystko zdaje się powracać do normalności.Ten dzień potwierdził jego teorie.Ewelinę wystarczy odciąć od przeszłości, odizolować od wspomnień, zmienić tok jej myślenia i wszystko będzie dobrze.Jak niewiele potrzebowała, by po tygodniach koszmaru zacząć reagować prawie normalnie, po prostu śmiać się i zwyczajnie, po ludzku rozmawiać.Taaak.Najlepiej byłoby gdzieś wyjechać.Jakiś luksusowy hotel w znanym kurorcie? Nie, raczej nie.Raczej coś cichy pensjonacik w niedużej miejscowości, gdzie nie spotkają żadnych znajomych mogących jej się źle kojarzyć.Zaraz skończy palić.Sprawdzi ciśnienie w oponach i zajrzy pod maskę.W dzieciństwie lubił bawić się autkami i to mu zostało.Potem pójdzie podzielić się swymi planami z Eweliną.(Zrzednie ci mina, mój drogi.Odechce ci się wszystkiego, jak ją zobaczysz.Zapewniam cię.)Przeciąga się, wysiada, zamyka wóz.–Powinniśmy chyba znów zatrudnić pokojówkę – przebiega mu przez głowę.– Ba, ale wtedy nie moglibyśmy mieszkać razem.Czy jednak tak nie byłoby lepiej? Ona nie może pozostawać sama w tak dużym domu.Trzeba wziąć się do pracy, do interesów.Najwyższa pora.Najwyższy czas.Nie będę mógł przebywać z nią stale – myśli.–Ona też nie zawsze będzie mi mogła towarzyszyć.Kiedyś, w przyszłości na pewno.Oczywiście jeszcze nie w tej, najbliższej.To spowodowałoby plotki, a te mogłyby stać się podstawą do podejrzeń.Ale kiedyś z pewnością zamieszkamy razem, już na stałe.Rozwiniemy firmę.Razem dokonamy wiele.Bardzo wiele.Ona i ja, ja i ona – myśli.Ogarnia go zapał na myśl o nowych przedsięwzięciach.Ma wiele ambitnych planów.Będzie je realizował z rozmachem.Ma dwadzieścia osiem lat.Jest energiczny, operatywny.Chce żyć, działać, pracować, kochać.Przeszłość się nie liczy, a przyszłość stworzy sam.Dla siebie, dla niej.Przede wszystkim dla niej! Ileż ona przeszła? Ileż przecierpiała! Nie ma co się dziwić jej reakcjom.Myśli o Ewelinie z czułością, czego nie robił od niepamiętnych czasów.Ma zamiar popędzić na górę, podzielić się z nią swoją budzącą się nadzieją, radością.Przedstawi jej swoje plany, a ona przyjmie je z ufnością, podziwiając go i chwaląc, jak kiedyś, jak dawniej.A potem będą się kochać, kochać.Nic już i nikt, nigdy nie zakłóci ich szczęścia!Naiwny jesteś, Peter.Bardzo naiwny.Przekonasz się o tym już za moment.Przedtem jednak czeka cię maleńkie preludium, uwerturka przed ostatnim aktem.* * *Miał właśnie opuścić garaż, kiedy zgasło światło.Zaklął pod nosem.Po omacku, brudząc o karoserię swój jasny garnitur, dotarł do półeczki, na której zawsze leżała latarka.Szukając jej na ślepo, zdał sobie sprawę, że nie jest mu już potrzebna.Jaskrawe światło samochodowych reflektorów zalało pomieszczenie.–Dziwne – pomyślał.– Co za zbieg okoliczności.Spięcie instalacji domowej i samochodowej jednocześnie?Zerknął w kierunku wozu i… głęboko westchnął.Na fotelu ktoś siedział.Z wielkim trudem oderwał nogi od posadzki.Wykonanie dwóch kroków, dzielących go od samochodu, wymagało potężnego wysiłku.–Kto to? – spytał bez sensu zmartwiałym głosem.– Kto tam jest?Odpowiedziała mu cisza.Przecież nie mogło być nikogo! Lecz jeśli tak, to dlaczego oparcie fotela prostuje się, rozpręża, jakby ktoś właśnie z niego wstawał? Dlaczego z siedzenia spada gazeta, nieuważnie strącona przez kogoś, kto właśnie opuszcza pojazd? Opuszcza bez otwierania drzwi? A jak wszedł do środka? Czy może niewidzialny, przebywał tam przez cały czas?–Bzdura, bzdura i złudzenie – perswaduje sobie Peter rozumnie.– To była tylko gra światła i cienia.Złudzenie optyczne.Moje oczy najpierw nie zdążyły przywyknąć do mroku, a jak już przywykły, to oślepiło je jaskrawe światło.Bzdura, nonsens – macha ręką.– Zwariuję przy tej babie.Ona stale pieprzy o Gregu.Jak to było? „On nas osacza, jest z nami, czuję go wszędzie”.Idiotka.Nie sądziłem, że udzieli mi się jej głupota.Słychać trzaśniecie drzwiami.Z korytarza dobiega odgłos kroków.Moich kroków [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •