[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno było określić, gdzie się kończy jeden dźwięk, a gdzie zaczyna drugi.Dźwięki płynnie zespalały się z sobą, a ich uszeregowanie było przyjemne, harmonijne.Jak już powiedziałem, widmo ani trochę się nie zdziwiło, słysząc zapisane przez krystałofon głosy.Przyszło mi wówczas na myśl, aby włączyć muzykę.Prawdopodobnie dlatego, że mowa widm brzmiała jak muzyka.Nastawiłem pierwszy lepszy kryształ – jak się okazało – był to trzeci Kwartet Czajkowskiego.Widmo ani się poruszyło.Uśmiechając się zagadkowo, słuchało muzyki.Po kilku minutach wyłączyłem krystałofon.I wówczas… W pierwszejchwili sądziłem, że przez omyłkę pozostawiłem włączony aparat.Lecz nie był to krystałofon.Moje widmo powtórzyło dokładnie, co usłyszało! Powtórzyło odtwarzając wszystko w najdrobniejszych szczegółach, bez najmniejszego błędu, bez jakiegokolwiek uchybienia…Jak wiadomo, trzeci Kwartet to utwór smutny, poświęcony jest pamięci przyjaciela Czajkowskiego, skrzypka Louby.Tymczasem widmo uśmiechało się… Ono jakoś inaczej reagowało na muzykę lub możliwe po prostu powtórzyło ją mechanicznie, jak krystałofon.Tymczasem (deszcz przestał padać) ukazały się inne wid ma.Zmusiłem siebie do pozostania na miejscu, jakkolwiek diabelnie chciało mi się wrócić na statek.Zresztą widma zachowywały się zupełnie spokojnie.Spoglądały na statek, na mnie, zamieniały z sobą kilka słów i nie śpiesząc się odchodziły.Stopniowo przyzwyczaiłem się do ich obecności.Pomyślałem sobie: moje widmo (prawda, że to brzmi dość zabawnie – moje widma?) z taką łatwością powtórzyło utwór muzyczny słyszany zaledwie jeden raz, a więc z tego można wnioskować, że pamięć jego jest niezwykle rozwinięta.Postanowiłem w jego obecności wymieniać przedmioty.Mając taką pamięć, posiada zapewne dużą zdolność rozumowania i powinno pojąć, o czym chcę z nim mówić.Proszę sobie wyobrazić ten komiczny obrazek: pokazuję mu znaczenie słów, chodzę, biegam, kładę się – nazywam (bez składu i ładu) przedmioty… On zaś siedzi nieruchomo i uśmiecha się…Zapewne trwało to długo.Wiatr rozpędził chmury.Powietrze gwałtownie się rozgrzało i odczuwałem już zawroty głowy.Wydało mi się nagle, że wszystko jest snem i niczym więcej.Wystarczy otworzyć oczy – i nic nie zostanie…Naraz widmo podniosło się.Teraz w promieniach Wielkiego Syriusza stało się prawie niewidzialne.Po prostu mglisty obłoczek o niewyraźnych, zatartych konturach.Pustka.I z tej pustki rozległ się spokojny głos:–Przyjdę…Odeszło.Odeszło, a ja długo stałem na miejscu i patrzyłem w ślad za nim.Potem powlokłem się w kierunku trapu.Czułem zmęczenie.Diabelnie bolała mnie głowa.Nie miałem ochoty myśleć.Zobojętniałem na wszystko.Włączyłem aparat elektrosnu i na sześć godzin zapadłem w prawdziwy, głęboki sen – po raz pierwszy od wielu miesięcy.Aparat, oczywiście, wykonał polecenie i obudził mnie dokładnie o wyznaczonej godzinie.Wstałem głodny, ale wypoczęty.Muszępowiedzieć właśnie, że wchodząc na statek zabrałem przyniesione przez widmo owoce.Kształtem i wielkością przypominały pomarańcze, były jednak na wpół przezroczyste, jak gdyby wykonane z żółtego kryształu.Pachniały przyjemnie, przypominały nieco ostry zapach goździków.Próbkę owoców poddałem analizie.Okazały się jadalne.Po solidnym ziemskim śniadaniu (może był to obiad albo kolacja) zjadłem je.Nie wystarczy powiedzieć, że były smaczne.Miały w sobie i soczystość gruszy, i cierpkość brzoskwini, i przesubtelny bukiet wspaniale przygotowanego kremu, i chłód lodów, i coś jeszcze nieuchwytnego, lecz bardzo przyjemnego…Wtem przyszło mi na myśl, że owoce te są wyhodowane sztucznie, i wtedy przypomniałem sobie o widmie.Odpowiedziało mi wówczas w ziemskim języku.Zrozumiało mnie.Wystarczyło mu na to zaledwie kilka godzin.Z mego punktu widzenia był to po prostu cud.A z jego? Przypuśćmy, że człowiek współczesny spotkał dzikusa władającego trzema dziesiątkami słów.Czyż wiele straciłby czasu, by te trzydzieści słów zrozumieć i zapamiętać, zwłaszcza jeżeli dzikus usiłował wytłumaczyć ich znaczenie… W porównaniu z widmem byłem prawdopodobnie takim właśnie dzikusem.Ono bez trudności zrozumiało mój nieskomplikowany język (z jego punktu widzenia) i odpowiedziało mi w tym języku…W tym miejscu hipoteza rozsypała się jak domek z kart [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •