[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez gło­śnik w wie­życz­ce ktoś mó­wił coś po he­braj­sku.Spo­koj­ny mę­ski głos przy­pra­wiał o miły dreszcz.Ogła­szał za­sa­dy go­dzi­ny po­li­cyj­nej.Jak ko­goś zła­pią na dwo­rze, za­strze­lą bez ostrze­że­nia.Sta­li nade mną le­ka­rze, bo by­łam cho­ra, le­ża­łam na uli­cy, nie mo­gąc się pod­nieść.Roz­ma­wia­li po pol­sku.Le­ka­rze po­wie­dzie­li: ry­zy­ko roz­prze­strze­nie­nia się epi­de­mii.Pol­ski był he­braj­skim, ale dru­gim he­braj­skim.Szkoc­kie Ane­mo­ny, de­san­tow­cy w be­re­tach ko­lo­ru krwi, cze­ka­ją na po­sił­ki na po­kła­dzie an­giel­skich nisz­czy­cie­li „Dra­gon” i „Ti­gress”.Na­gle dzie­ciak w stro­ju po­li­cjan­ta ru­nął z bal­ko­nu na ścia­nie bez domu, spa­dał z wy­so­ka, gło­wą w dół, opa­dał w stro­nę chod­ni­ka po­wo­li, tak lek­ko, jak­by wy­so­ki ko­mi­sarz, ge­ne­rał Cun­nin­gham, zniósł wszyst­kie cię­ża­ry gnę­bią­ce spo­łecz­ność ży­dow­ską w Pa­le­sty­nie, opa­dał jak śnieg nocą na po­trza­ska­ny chod­nik, spa­dał, a ja nie mo­głam krzyk­nąć.Przed dru­gą w nocy zbu­dzi­ła mnie dy­żur­na pie­lę­gniar­ka.Skrzy­pią­cym wóz­kiem przy­wieź­li mi do kar­mie­nia mo­je­go syn­ka.Kosz­mar cią­gle był we mnie, pła­ka­łam z ca­łych sił, bar­dziej niż Se­far­dyj­ka, któ­ra też nie prze­sta­wa­ła szlo­chać.Przez łzy do­ma­ga­łam się od pie­lę­gniar­ki, żeby mi wy­ja­śni­ła, jak moje dziec­ko mo­gło prze­żyć ka­ta­stro­fę.XVICzas i pa­mięć oszczę­dza­ją ba­nal­ne sło­wa.Ob­cho­dzą się z nimi ła­ska­wie.Okry­wa­ją mi­ło­sier­nym pół­mro­kiem.Chwy­tam się pa­mię­ci i słów jak bez­piecz­nej po­rę­czy.Weź­my na przy­kład sło­wa sta­rej pio­sen­ki dla dzie­ci, któ­rej pa­mięć ucze­pi­ła się i nie pusz­cza:Mój mały ko­me­dian­cie, może ze mną za­tań­czysz?Ko­me­diant nie da się pro­sić, z każ­dym za­tań­czy za gro­sik.Chcę po­wie­dzieć, że wpraw­dzie dru­gi wers daje pew­ną od­po­wiedź na py­ta­nie za­da­ne w pierw­szym, ale jest to od­po­wiedź roz­cza­ro­wu­ją­ca.Dzie­sięć dni po po­ro­dzie le­ka­rze po­zwo­li­li mi opu­ścić szpi­tal, ale mu­sia­łam po­zo­stać w łóż­ku i uni­kać wszel­kie­go wy­sił­ku.Mi­cha­el wy­ka­zał się cier­pli­wo­ścią i pra­co­wi­to­ścią.Kie­dy spe­cjal­na tak­sów­ka przy­wio­zła mnie z nie­mow­lę­ciem do domu, wy­buchł za­cię­ty spór mię­dzy moją mat­ką a ciot­ką Że­nią.Ciot­ka Że­nią po­now­nie zwol­ni­ła się z pra­cy i przy­je­cha­ła do Je­ro­zo­li­my, aby nas prze­szko­lić: chce na mnie wpły­nąć, abym po­stę­po­wa­ła w spo­sób ra­cjo­nal­ny.Ciot­ka Że­nią ka­za­ła Mi­cha­elo­wi po­sta­wić ko­ły­skę przy po­łu­dnio­wej ścia­nie po­ko­ju, by po unie­sie­niu ża­lu­zji słoń­ce nie ra­zi­ło dziec­ka.Moja mat­ka Mal­ka ka­za­ła Mi­cha­elo­wi po­sta­wić ko­ły­skę przy moim łóż­ku.Nie dys­ku­tu­je z le­ka­rzem me­dy­cy­ny.Co to, to nie.Ale oprócz cia­ła czło­wiek ma jesz­cze du­szę, mó­wi­ła moja mat­ka, a du­szę mat­ki może zro­zu­mieć tyl­ko mat­ka.Dziec­ko i mat­ka po­win­ny być bli­sko sie­bie.Czuć się na­wza­jem.Dom to nie szpi­tal.Nie idzie o me­dy­cy­nę, ale o uczu­cia.Wszyst­ko to moja mat­ka wy­po­wie­dzia­ła bar­dzo ła­ma­ną he­brajsz­czy­zną.Ciot­ka Że­nią w od­po­wie­dzi zwró­ci­ła się nie do niej, tyl­ko do Mi­cha­ela, i oświad­czy­ła, że moż­na zro­zu­mieć uczu­cia pani Ma­iki, ale my prze­cież my­śli­my ra­cjo­nal­nie.Dys­ku­sja ta prze­ro­dzi­ła się w spór za­ja­dły, choć na­der kul­tu­ral­ny, po­nie­waż obie pa­nie wza­jem­nie so­bie ustę­po­wa­ły i obie stwier­dza­ły, że cała spra­wa nie jest wła­ści­wie war­ta kłót­ni.Jed­nak żad­na się nie zga­dza­ła na to, by dru­ga jej ustą­pi­ła.Mi­cha­el stał w mil­cze­niu w swo­im sza­rym gar­ni­tu­rze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • luska.pev.pl
  •